Nominacja Rafała Ziętka do nagrody literackiej

Chcielibyśmy podzielić się z Państwem radosną wiadomością dotyczącą naszego kolegi Rafała Ziętka, który został nominowany do nagrody literackiej „Świętokrzyskie  Gustawy”. Jest to wyróżnienie przyznawane  w czterech kategoriach (Poezja, Proza, Krytyka literacka, Całokształt Twórczości) dla najlepszych książek związanych przez osobę  autora lub tematycznie z regionem świętokrzyskim. Rafał Ziętek  w 2016 r. wydał  zbiór opowiadań pt. „Struktura istnienia”. Książka zyskała uznanie wśród czytelników o czym świadczą bardzo dobre recenzje (pod linkami) i nominacja do nagrody. Kto zostanie uhonorowany „Gustawami” dowiemy się na uroczystej gali 7 kwietnia 2017 r. w Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach.

Natomiast już  31 marca (piątek) r. w  iłżeckiej Bibliotece Publicznej obędzie się wieczór autorski twórcy „Struktury istnienia”,  w którym wezmą udział szczególni  goście prof. Roch Sulima i literat Adolf Krzemiński.

 

Rafał gratulujemy i życzymy weny

 

http://moznaprzeczytac.pl/struktura-istnienia-rafal-zietek/

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/3857283/struktura-istnienia

http://dlalejdis.pl/artykuly/struktura_istnienia_rafal_zietek

http://zukoteka.blox.pl/2016/10/Co-jest-najwazniejsze-w-naszym-zyciu.html

 

Rafał Ziętek o swojej twórczości

 

Piszę od wielu lat. Na początku były to wiersze. Potem przyszedł czas na prozę.  Pisałem dla siebie samego i wąskiego grona przyjaciół. Pisanie, to sztuka układania słów potem zdań i w końcu zdań w formy, dla których nazwy wymyślają znawcy literatury. Wydawca podkreślił, że duży wpływ na moja twórczość wywiera moje wykształcenie techniczne. Jeden z recenzentów napisał, że ostatnia moja książka, „to zamknięty zbiór prawd o człowieku”. Dalej pisze że „Struktura Istnienia” to zadanie z logiki podane w doskonały sposób”. Wszyscy recenzenci podkreślają, że to co napisałem mieści się i wyczerpuje definicję prozy poetyckiej.

Pisanie dla mnie to rodzaj wewnętrznej potrzeby ale proces pisania podlega pewnym ścisłym regułom. Każde napisane zdanie to całość. Następne zdanie z poprzednim  też stanowi całość. Ten proces trwa, aż do stanu, który nazywam stanem „wyczerpania”.

Nie dziwi mnie recenzja, w której autorka pisze, że trudno jej recenzować książkę, która wyciska łzy i igra z emocjami. Sposób pisania – to moja opinia o mojej książce, więc to opinia subiektywna – powoduje, że każde zdanie ma wpływ na całość. Myślę, że zachodzi proces odwrotny. Całość pozwala zrozumieć poszczególne zdania. Utwór literacki ale także każdy inny powinien być zrozumiały dla odbiorcy. To trywialne ale można przecież posunąć się dalej. Utwór powinien być zrozumiały dla samego siebie. W teorii „Kategorii” działu matematyki, który powstał w drugiej połowie dwudziestego wieku istnieje definicja, którą mogę zastosować przez analogię. „Struktura właściwa” , to taka struktura, która sama dla siebie jest zrozumiała. Ma jeszcze tę zaletę, że można ją zrozumieć za pomocą logiki klasycznej. Czy utwór literacki jest czy nie jest strukturą? Ma początek i koniec. Pewien rodzaj wewnętrznej logiki. Ma zdolność do powielania i interpretacji czyli dostosowanie się do swoistego środowiska, bo przecież realizuje się w świadomości czytających. Czy można zaliczyć go do rzeczy żywych? Jeden z współczesnych filozofów zadał pytanie. Czy istnieje coś, co jest martwe? Istnienie zaprzecza przecież nieistnieniu.

Może dziwić taka matematyczna analiza prozy, która wyciska łzy z oczów. Jeden z matematyków powiedział, że jest mu potrzebny jeden cud do wyjaśnienia wszystkiego, co jest, a z resztą sobie poradzi. Tym cudem, według niego,  jest stworzenie przez Boga matematyki. Cyprian Norwid napisał, że zostaną tylko dwie rzeczy z tego świata „poezja i dobroć”. Trudno pisać poprawnie nie znajdując wzajemnego przenikania.

Mój kumpel Norbert przestrzega mnie przed zbytnim zagalopowaniem się w „formalizmy”. Dla tego już nie opowiem o strukturze czasu lub światach wirtualnych. Oczywiście napisałem o tym w odpowiednich miejscach książki ale jest to „drugie dno” , które może ktoś zauważy.

Norbertowi wiele zawdzięczam. Poza projektem okładki również to że zdecydowałem się opublikować tych kilka opowiadań. W moich szufladach jest o wiele więcej niż zdołam wydać. Już na zakończenie powiem, że zdaję sobie sprawę, że „książka” krystalizuje się w świadomości tego kto czyta. Może się zdarzyć, że dowiem się o sobie rzeczy, których nawet nie przeczuwam.

Zapraszam na spotkanie zgodnie z informacją poniżej.

 

Rafał Ziętek     rafalzietek.pl           24.03.2017

 

 

 

 

Trumna bp. Marcina Szyszkowskiego

Trumna bp. Marcina Szyszkowskiego

Trumna biskupa Marcina Szyszkowskiego

 

Biskup krakowski Marcin Szyszkowski to postać, która na trwałe wpisała się w historię  Iłży. Na wstępie należy jednak zdementować rozpowszechniony przekaz, że był on z urodzenia iłżaninem. W rzeczywistości przyszedł na świat w Skarszewie koło Kalisza. Do Iłży przybył w 1588 r. dla objęcia probostwa. Otrzymał je dzięki protekcję swojego wuja J. Skarszewskiego, ówczesnego starosty iłżeckiego. Jako proboszcz – prepozyt przeprowadził renowację prezbiterium kościoła parafialnego a później, jako biskup, wzniósł nowy korpus nawowy i kaplicę grobową dla swoich bliskich – matki, siostry i brata. Zasługą Szyszkowskiego jest także odnowienie iłżeckiego zamku (1618). Był to jeden z największych remontów obiektu, którego efekty rejestrował jeszcze ostatni  inwentarz zamkowy z 1789 r.

Po śmierci biskupa Marcina w dniu 30 kwietnia 1630 r. na Wawelu trwały gorączkowe przygotowania do pogrzebu. Kapituła krakowska zleciła wykonanie trumny trzem rzemieślnikom: konwisarzowi Wacławowi, architektowi zamkowemu Dzianiemu

i złotnikowi Krupce. W tym czasie architektem królewskim był Giovanni Trevano i prawdopodobnie to on ukrywa się pod spolszczonym przydomkiem Dziani.

Po ustaleniu formalności konwisarz Wacław przystąpił do realizacji zamówienia.

Wnętrze krypty biskupów. Trumna bp. Marcina prawdopodobnie pierwsza z lewej (fot. Fb Katedra na Wawelu)

Niestety, rzemieślnikowi zabrakło cyny do wykończenia trumny, a ta u żydowskich kupców była droższa od zapisanej w kosztorysie. Ponieważ czas naglił Wacław musiał użyć droższego surowca. Podniosło to znacznie koszty wyrobu. Z tego powodu wystosował list do kapituły katedralnej, prosząc o uwzględnienie tego faktu w dopłacie. Rzeczywisty koszt surowej trumny wyniósł 516 zł i kanonicy, według wyliczeń Wacława, winni  mu byli jeszcze 182 zł.

Nie wiemy jaki skutek przyniosła suplika, ale możemy przyjąć, że  Marcin Szyszkowski pochowany został w trumnie wykonanej przez konwisarza Wacława.  Ciało biskupa zostało złożone w krypcie pod konfesją św. Stanisława, ufundowaną zresztą przez samego Marcina. Dziś w tym miejscu  oprócz biskupa Szyszkowskiego spoczywają także członkowie jego rodziny –  bratanek, Piotr Szyszkowski ze swoją trzecią żoną księżną Teofilą z Wiśniowieckich oraz biskupi krakowscy – Kazimierz Łubieński, Karol Skórkowski, Albin Dunajewski, Adam Stefan Sapieha i Franciszek Macharski. Natomiast epitafium z popiersiem biskupa Marcina,

Popiersie bp. M. Szyszkowskiego nad jego epitafium (fot. R. Górniak)

wykonane przez Trevano, wmurowane jest w ścianę  po lewej stronie od konfesji.

Według opisu S. Tomkowicza (Galerya portretów biskupów krakowskich, Kraków 1905, s. 92) Szyszkowski  pochowany został w prostokątnej, cynowej trumnie

„ … bez napisu, przyozdobioną tylko w kilku miejscach lanemi płaskorzeźbami. Na wieku widzimy dość duży krzyż z niewielkim Chrystusem na nim, na ścianach bocznych spore postacie ś. Stanisława z Piotrowinem i drugiego ś. Biskupa, może Wojciecha albo Marcina, patrona nieboszczyka. Na ścianie pionowej w głowach trumny Trójca ś., bardzo pięknego pomysłu i wykonania. Na ścianie pionowej w nogach, pod postacią Matki Boskiej z P. Jezusem na rękach, jest herb Ostoja, jedyny znak, czyje zwłoki w trumnie się mieszczą”

                                                                                                                                                                                                  Paweł Nowakowski

Wspomnienie z Iłży

Wspomnienie z Iłży

1903 rok

1903 rok

A. Zielińska, Wspomnienie z Iłży

Już wakacje, czas do drogi powtarzałam sobie, składając do podróżnego kuferka ubranie i bieliznę. Nie zapomniałam też aparatu fotograficznego, zapasu papieru i wszelkich potrzeb piśmiennych.
Przyzwyczajenie to druga natura, nie umiałabym żyć bez tego powiernika, jakim jest „cierpliwy papier” tak mi się przynajmniej wydaje.
Otrzymałam list z uprzejmem zaproszeniem od mojej krewnej, mieszkającej pod Opatowem, i nie namyślając się długo, jutro wyjeżdżam koleją z Warszawy do Radomia stamtąd pojadę końmi, które po mnie przysłać mają.
Cieszę się jak pensjonarka, na myśl swobody wśród pół i lasów.
Otóż do Radomia, na miejscu będę około 4-tej godziny, jak mi to obiecuje woźnica Wojciech Rosocha z wesołą rozumną twarzą, widocznie ogromny gaduła.
Jedziemy wolno, pod górę, kraj tu jest już falisty, nie taki płaski jak nasze Mazowsze, pagórki, wąwozy lesiste. Wojciech uparł się jechać drogą boczną, bo krótsza, chciałam mu przysłowie: „Kto drogi prostuje, w domu nie nocuje” ale niema obawy, dzień długi, przed nocą staniemy w Olszance.
– Proszę łaski pani, odzywa się Wojciech, nie długo zjedziemy na trakt, bo w Iłży trzeba popasać, zna Pani Iłżę?
– Nie znam, – odpowiedziałam, umyślnie nie przyznając się do jakichkolwiek wiadomości o tem miasteczku.
– Ho! ho! a może pani ciekawa różnych gadek, tak, jak jeden Warszawiak co tu był łońskiego roku, bo widzę, że i pani cięgiem coś zapisuje.
– Zgadliście mój Wojciechu, ciekawa jestem bardzo i wszelkie gadki lubię, powiedzcie mi co Iłży, bardzo proszę.
– Toć słyszałem to i owo, jeszcze od nieboszczki mojej babki, ale teraz zły kawałek drogi trzeba uważać, jeszczeby rysor mógł złamać się w tych wertepach.
Rzeczywiście powozik wpadł w wyboje i uderzał o kamienie, sypane bezładnie dla naprawy nieszczęsnej drogi, wolałam wysiąść i iść pieszo. Dobiliśmy nareszcie do traktu i przed nami roztoczył się widok na Iłżę.
Miasteczko samo niewielkie, leży nad rzeką Białą czyli Iłżanką, która niedaleko stąd wpada do Wisły. Położenie śliczne, wąwozy obrosłe kaliną, berberysem, jałowcami, a nad miastem panują dwie góry dosyć wysokie. Na jednej widne zdala trzy krzyże, na drugiej zwaliska zamku bardzo okazale wyglądają.
Wojciech zwrócił się do mnie i puszczając konie wolnym stępem, zaczął gawędkę:
– Widzi paniusie, te dwie góry? Na tej co krzyże widać to jest teraz cmentarz, a za miastem pod nią jest kopiec tatarski. To w bardzo dawnych czasach Tatarzy tu plądrowali, tyle ludzi nabili, że z ciał taką mogiłę ułożyli i tylko ziemią przysypali, a obok jest droga wązka, co ją drogą Batego nazywają, tą drogą Tatarzy ludzi jak bydło posprzęganych gnali w niewolę, kto padł, to go zakłuli i zostawili. Aten zamek, to bardzo dawno należał do księżnej co jej męża też Tatarzy zabili. Schroniła się tam z synkiem maleńkim i ocalała. Aż to dnia jednego chłopczyk zobaczył ptaszka czerwonego na gzymsie okna wieży, wychylił się za nim, spadł i zabił się na miejscu, a matka płakała, płakała po nim, aż oczy wypłakała i serce jej z żalu uschło. Zamek nazwali ludzie Jej łza, a potem i miasteczko Iłżą zostało. Powiadają starzy ludzie, że zawsze pokazywała się w zamku kobieta z białą chustą w ręku, w rocznicę Onego wypadku. A i teraz jeszcze po zwaliskach chodzi, widział ją w Zielone Świątki Szymek Zalesiak, jak konie pasł w nocy między gruzami!
Dojeżdżaliśmy właśnie do miasta, kiedy Wojciech kończył swoją opowieść, zatrzymaliśmy się w zajeździe na godzinny odpoczynek. Podziękowałam mu w sposób dotykalny ofiarując, na piwo i tabakę; sama zaś poszłam pieszo ku zwaliskom.
Zblizka bardzo już są zniszczone, podobno cegłę z murów brał dzierżawca na postawienie karczmy. Tylko wieża okrągła bez wierzchołka, ścięta w miejscu, gdzie był ganek, stoi na górze, jak olbrzymi pomnik w siedzibie dawnych dzierżawców. Niestety! Niema u nas opieki nad pamiątkami!!!
Iłże rzeczywiście zniszczyli Tatarzy w 1241 roku ale wódz ich Baty, podług kroniki Kromera, nigdy nie był w Polsce, wojując na Węgrzech pod tę porę. Nazwa Iłży prędzej pochodzi od iłu czyli gliny, z której tu od wieków wyrabiają sławne garnki i naczynie iłżeckie, sprzedawane niegdyś w Krakowie pod Wawelem, a wysyłane przez Gdańsk aż do Szwecyi.
Miasto to należało niegdyś do biskupów Krakowskich, zamek na górze zbudował Jan Grot biskup w r. 1342 a miasto murem otoczył. Po kilka razy pożar niszczył Iłżę, uległy tez zniszczeniu starsze budowle, dokumenta i nadania królów los ten podzieliły. Zamek był stawiany z kamienia i cegły włoskiej struktury, miał dwie wieże, kwadratową od facyaty, okrągłą w drugim końcu podłużnego cyrkułu. W jego murach gościł Władysław Jagiełło w 1410 roku, gdy po zapustach odbytych w Jedlni, przez Iłżę i Opatów odprowadzał Hermana Cylejskiego, stryjecznego brata swej żony Anny. Potem w różnych okolicznościach król ten trzy razy Iłżę nawiedzał; ostatni raz przyjmował tu poselstwo cesarza Zygmunta w sprawie sądu polubownego Polski z Krzyżakami. Stąd wysłany został do cesarza poseł królewski, Wojciech Jastrzębiec, biskup Krakowski. Zygmunt I-szy stary by tu w r. 1511. Zygmunt III-ci trzy dni bawił po bitwie pod Guzowem, stąd udał się do Świętego Krzyża. dziękując Bogu za zwycięstwo otrzymane. Tu nareszcie d. 6 września 1637 r. Cecylia Renata, arcyksiężna austriacka, jadąca z Wiednia do Warszawy, stanęła dla odpoczynku, i tu po raz pierwszy ujrzał narzeczoną król Władysław IV-ty, który potajemnie przybył na iłżecki zamek. spotkanie to opisał Książe Albrecht Radziwiłł w swoich Pamiętnikach.
Szwedzi w pierwszym swoim na kraj napadzie, zamek ten spalili i zniszczyli miasto, dźwignął go z upadku biskup Andrzej Trzebicki w r. 1670, już jednak minęły chwile świetności. Za rządu austyackiego był czas jakiś w zamku lazaret wojskowy, po wyniesieniu tegoż, uległ znowu pożarowi w skutek nieopatrznie zaprószonego ognia i od tego czasu już poszedł w ruinę. Obraz znikomości rzeczy ludzkich! Sowy i nietoperze objęły w posiadanie miejsce, gdzie wielcy przebywali królowie, gdzie nieraz rozległ się szczęk broni, i brzmiały weselne okrzyki.
Obecnie Iłża liczy ogólnie ludności około 3,000. Mieszczanie utrzymują się głównie z garncarstwa i rolnictwa.
Otóż i skończona notatka o Iłży, może ją redakcya jakaś przyjmie i zechce umieścić w swojem piśmie, a młodzi czytelnicy przeczytają jako przyczynek do znajomości kraju naszego.

opracował: Łukasz Babula