Dzieje iłżeckiego harcerstwa 1917-2000

Dzieje iłżeckiego harcerstwa 1917-2000

Pierwsze opracowanie dotyczące iłżeckiego harcerstwa powstało ponad 30 lat temu. Od tego czasu pojawiły się nowe informacje, które zmieniają nieco i uzupełniają  tamten obraz. W ostatnich latach opublikowano drukiem kilka wspomnień osób, które w  dzieciństwie należały do iłżeckiego harcerstwa, stąd wzbogaciliśmy się o świadectwa z pierwszej ręki.

Niniejsze opracowanie składa się z dwóch części. Pierwsza z nich  dotyczy ogólnej historii iłżeckiego harcerstwa i oparta jest na artykule, który ukazał się w 2011 r, na portalu ilza.com.pl. Jego treść została skorygowana i uzupełniona o nowe fakty. Drugą część artykułu stanowią osobiste wspomnienia i doświadczenia autora związane z harcerstwem. Zostały one zebrane i napisane na prośbę dh. Mirosława Mazurkiewicza z Radomia., który przygotowywał ostatnią (jak mówił) swoją książkę. Miał to być zbiór świadectw wybranych osób o roli harcerstwa w ich życiu. Niestety dh Mirosław nie dokończył swojego dzieła, zmarł 27.10.2012 r. To jednak co powstało z Jego inspiracji postanowiłem włączyć do niniejszego artykułu ponieważ byłem członkiem iłżeckiego  harcerstwa od końca lat 70. do połowy lat 80.

I

Zanim przejdziemy do sedna tematu, należy przybliżyć nieco  genezę harcerstwa, która sięga początku drugiej dekady  XX w.  Inicjatorem nowej idei wychowania dzieci i młodzieży był angielski generał Robert Baden – Powell. Nadał jej nazwę skautingu. W istocie pierwotnym zamiarem twórcy było wychowanie  żołnierzy i dopiero później doniosłość narodowa nowych idei kazała zmienić się staremu żołnierzowi na żarliwego apostoła wychowania.[1]Baden – Powell przez swoje bogate doświadczenie bojowe zrozumiał, że model formowania żołnierza, który dotychczas był proponowany nie spełnia już warunków współczesnego pola walki. Ważniejsze od musztry, zwierzęcej tresury i sztywnych regulaminów jest rozwijanie w rekrutach inicjatywy i spostrzegawczości, biegłości w strzelaniu i ocenianiu odległości, umiejętności pieczy o swoje zdrowie i wygodne urządzania się w obozie.[2] Oprócz posiadania wymienionych ściśle utylitarnych cech, Baden-Powell  uważał, że podstawą wychowania dobrego żołnierza jest moralność przejawiająca się w dzielności charakterów indywidualnych, służbie społecznej i jedności patriotycznej. Nowy styl wychowania oparł jednak na starym, sprawdzonym wzorze. W zamyśle twórcy, skauting miał być nowym zakonem rycerskim, opierającym swoją działalność na własnym prawie i służbie innym.

Andrzej Małkowski, który należał do głównych propagatorów skautingu  na ziemiach polskich uważał, że głównym jego celem jest wychowanie dzielnego i bohaterskiego pokolenia, które pomoże w odrodzeniu Polski. W ten sposób nowy ruch powiązał nierozerwalnie ze sprawą narodową.

Dh Andrzej Małkowski [fot. docplayer.pl]

20 marcu 1911 roku we Lwowie rozpoczął się pierwszy na ziemiach polskich  trzymiesięczny kurs instruktorów skautowych. Wkrótce w wielu miastach Galicji przy szkołach zaczęły intensywnie działać grupy skautów. Żywiołowy rozwój nowej formacji zaskoczył austriackie władze szkolne. Organizacja była już na tyle silna, że Rada Szkolna Krajowa powstrzymała się przed wprowadzenia zakazu działalności w obawie, że znaczna część zrzeszonej młodzieży mogłaby przejść do konspiracji. Poza tym raporty, które napływały do władz mówiły o wyraźnej poprawie  wyników nauczania i zachowania w  placówkach gdzie działał skauting. Nie wszyscy jednak zadowoleni byli z rozwoju nowej organizacji. Grupa żydowskich posłów i polityków zwróciła się do rządu w Wiedniu aby wprowadzono zakaz jej działalności.  Uważali bowiem, że skauting przyczyni się do ożywienia polskiego „nacyonalizmu” a taki nacyonalizm zwróci się prędzej czy później przeciwko żydom.[3] Mimo przeszkód, nowa organizacja nie tylko dynamicznie rozrastała się ale rozszerzyła działalność na zabory rosyjski i pruski, doprowadzając de facto do jednoczenia polskiej młodzieży.

W Radomiu skauting pojawił się już w 1912 r. Przy szkole Marii Gajl, dh. Leokadia Błońska założyła tajną drużynę skautek. W 1915 r. na obszarze byłej guberni radomskiej, utworzono XIII Okręg Radomski Polskiej Organizacji Skautowej. W listopadzie 1916 r. na zjeździe w Warszawie organizacje skautowe połączyły się i powstał Związek Harcerstwa Polskiego.

Obecny stan wiedzy wskazuje na rok 1917  jako datę powstania pierwszej drużyny harcerskiej w Iłży.  Napisał o tym w swoich wspomnieniach Jan Szczepański: Już zimą 1917 roku, kiedy byłem w pierwszej klasie, zorganizowano w szkole drużynę harcerską. Opiekunką został młoda nauczycielka z Galicji. Zaczęły się zbiórki, ćwiczenia, nauka praw i przyrzeczenia harcerskiego. Organizację tę traktowaliśmy bardzo poważnie, tym bardziej, że miała posmak trochę konspiracyjny. Uczyliśmy się żołnierskich piosenek marszowych, przeważnie legionowych i urządzali dalekie wypady za miasto ze śpiewem. Z nastaniem wiosny zaczęły się intensywne ćwiczenia porządkowe i z bronią, którą zastępowały nam odpowiedniej długości laski drewniane. Potem przyszły ćwiczenia polowe dzienne i nocne, na których pojawili się również instruktorzy POW, a ich roli wojskowej myśmy się tylko domyślali. Kilkakrotnie przynosili prawdziwe karabiny i pokazali jak się z nimi obchodzić. Szkoła postarała się dla nas o tanie mundurki drelichowe i czapki rogatywki. Byłem ogromnie z tego zadowolony, że nareszcie wyglądam ja wszyscy i że nie muszę już nosić ubrania wiejskiego. Dzięki Adamkowi kupiłem od kogoś na wsi pas wojskowy, punkt ambicji każdego umundurowanego harcerza. Nic więcej do szczęścia nie było mi potrzeba. Na zbiórki chodziłem regularnie, a do domu na obiad przybywałem biegiem tam i z powrotem. Na Trzeciego maja obiecano nam wręczyć krzyże harcerskie, więc musztrę ćwiczyliśmy zawzięcie. Nareszcie nadszedł ten dzień. Był ciepły i słoneczny. Przemaszerowaliśmy wśród zebranych tłumów i ustawili się na rynku przed kościołem. Rano byliśmy na mszy i śpiewaliśmy „Boże coś Polskę”. Nastrój w mieście był bardzo podniosły, ale i napięty, bo patrole austriackie od rana po piętach nam deptały. Krzyż mi przypiął powstaniec z 1863 r, siwiutki już , ale żwawy jeszcze staruszek. (…)[4] Autor w innym miejscu objaśnia, że weteran- powstaniec był krewnym Maksymiliana Jakubowskiego, komendanta iłżeckiego POW, śmiertelnie rannego podczas utarczki z żołnierzami austriackimi  22.10.1918 r. Wraz z odzyskaniem niepodległości wielu druhów znalazło się w szeregach Wojska Polskiego.  

W marcu 1919 r. działała drużyna im. Hetmana Stanisława Żółkiewskiego. Zachowana książka pracy drużyny wskazuje, że główny nacisk położono na kształtowanie u harcerzy sprawności i tężyzny fizycznej, cech nieodzownych przyszłym żołnierzom i obrońcom ojczyzny. W tym celu prowadzono „ćwiczenia na zamku” stosując różnorodne systemy gimnastyczne:  gimnastykę szwedzką (Linga), gimnastykę rzędową i gimnastykę z pałkami. Chłopcy musieli być także zaprawieni w długich marszach. W dniach od 1 do 3 maja 1919 r. wzięli udział w wędrówce z Iłży na Św. Krzyż i z powrotem dla uczczenia powtórnego zasiedlenia klasztoru przez benedyktynów.

Nadszedł rok 1920, czas wielkiej próby dla młodej państwowości. Wobec bolszewickiego zagrożenia nastąpiła wielka mobilizacja polskiego społeczeństwa. Zbierano środki finansowe i ekwipunek wojenny, młodzi mężczyźni masowo wstępowali do armii. Tam gdzie byli obecni świadomi i aktywni obywatele tworzono Komitety Obrony Niepodległości. Jeden z nich powstał także w Iłży. Zachował się protokół z posiedzenia Lokalnego Komitetu Obrony Niepodległości z 30 VII 1920 r. Wskazuje on na wielkie zaangażowanie harcerzy w jego pracach. Oprócz zbiórki ekwipunku, którą z pewnością przeprowadzali sami druhowie, 20 z nich wstąpiło do wojska. Jednym z ochotników był późniejszy ksiądz Wacław Nadgrodkiewicz.

Pierwsze dwie strony Książeczki harcerskiej ks. Wacława Nagrodkiewicza [fot. P.N.]

Z powodu małoletności nie został skierowany na front lecz do służby wartowniczej na radomskim dworcu kolejowym.
Z protokołu posiedzenia Lokalnego Komitetu Obrony Niepodległości:
(…) Na zakończenie przewodniczący składa szczegółowe sprawozdanie z przebiegu wyekwipowania miejscowej drużyny harcerskiej, która została powołana do szeregów. Harcerzy poszło 20 osób, wyekwipowanie w/g załączonych wykazów kosztowało 4847 Mk. Na pokrycie tej sumy zebrano w drodze dobrowolnych składek i zbiórki po mieście 4850 Mk (…)

Drużyna Harcerzy w Iłży

Nowy mały karabin rosyjski w dobrym stanie
Nowy duży karabin austriacki w dobrym stanie
Dwa karabiny rosyjskie, stare, zardzewiałe
Szabla z pochwą, austriacka
Szabla rosyjska, stara, popsuta
Sześć bagnetów rosyjskich bez pochwy
Jeden bagnet rosyjski z pochwą
Cztery bagnety niemieckie z mosiężną główką
Jeden bagnet niemiecki z drewnianą główką
Cztery bagnety austriackie w pochwie i oprawie rzemiennej
Dwa bagnety z pochwą bez oprawy
Trzy pochwy do bagnetów austriackich
Jeden rewolwer z jedną kulą
160 naboi rosyjskich
160 naboi austriackich
4 łopatki saperskie
3 strzemiona stare
6 manierek aluminiowych
Trzy małe menażki do kawy
Dwie małe menażki emaliowane
6 kubków do kawy emaliowanych
Jedno naczynie do wody
Pięć pasów żołnierskich skórzanych
Cztery menażki emaliowane
Cztery ładownice skórzane
Czapka wojskowa
Skarpetki 15 par
Chustek do nosa 30 sztuk
Łyżek 15 szt. aluminiowych
Łyżka drew. żel. i 2 widelce
3 pudełka pasty – kawałek mydła
Pas rzemienny bez sprzączki
Jedna koszula, jedna torba
Karabin z bagnetem

Powyższe przedmioty otrzymał Komendant Skauta Iłżeckiego
do przewiezienia Inspektorowi w Radomiu 
kom. Dr. Har. 
Jan Jaklewicz [5]

Z lat 1924 – 1927 nie posiadamy żadnych informacji o działalności harcerstwa w Iłży. Wiemy natomiast, że w 1928 r. iłżeckie harcerki z drużyny im. Emilii Plater przebywały na obozie letnim w  Jedlance k/Iłży. Opiekunką dziewcząt była nauczycielka Maria Peszyńska.[6]

Nauczycielka Maria Peszyńska ze swoimi podopiecznymi z drużyny im E. Plater, ok 1932 r. [fot. ze zbioru M. Dobrowolskiej]

Rok później, kierownik szkoły powszechnej Roman Peszyński wydał polecenie nauczycielowi muzyki Feliksowi Kolbiczowi zorganizowania drużyny męskiej, który tak wspomina początki swojej pracy harcerskiej: Drużynę podzieliłem na cztery zastępy i rozpocząłem szkolenie. Zgromadziłem kilkanaście książek o harcerstwie. Zapoznałem wszystkich z prawem i przyrzeczeniem harcerskim. Musztrę prowadziłem na boisku szkolnym: postawa zasadnicza, szyki, zwroty, marsze, ćwiczenia z laską harcerską (wówczas każdy harcerz miał laskę). Uczyłem harcerskich pieśni. Na zebraniu rodzicielskim prosiłem rodziców aby uszyli ubiory: harcerskie bluzy, krótkie spodenki, chusty. Po kilku miesiącach pracy cała drużyna była umundurowana, znała zasadniczą musztrę, umiała śpiewać kilkanaście harcerskich pieśni. Zapaliłem się do tej pracy. Po lekcjach dwa lub trzy razy w tygodniu miałem z drużyną różne zajęcia.

Dla podniesienia swoich kwalifikacji Kolbicz w wakacje 1930 r. wyjechał na kurs instruktorski. Mimo szkolenia jego harcerska praca nie zaspakajała potrzeb chłopców. Poza tym był osobą o sympatiach lewicowych i z tego powodu niektórzy z rodziców nie chcieli powierzać mu swoich dzieci. Na początku lat trzydziestych jeden z druhów, Henryk Szymański myślał o założeniu własnej drużyny, ale ten pomysł nie został zrealizowany. W 1932 r. Feliks Kolbicz zorganizował orkiestrę harcerską. Główny nacisk w pracy z chłopcami położył na naukę i doskonalenie gry na instrumentach. Zespół składał się z 5 skrzypków, 2 mandolinistów, klarnecisty, akordeonisty, kornecisty i perkusisty. W tym czasie stan osobowy iłżeckiego ZHP wynosił: 33 druhny, 30 druhów i 42 zuchów. Wśród druhen zaczyna się wybijać postać Stanisławy Cichosz jako przybocznej w drużynie żeńskiej, a w niedługiej przyszłości świetlany przykład instruktorki i patriotki. W 1932 r. wyjechała na obóz szkoleniowy. Wrażenia z pobytu na Buczu zarejestrowała w swoich zapiskach:  Dzienniczku, po raz pierwszy nie umiem wydobyć z siebie słów na opisanie tego piękna jakie się przeżywa na obozie. Nigdy! Nigdy! Nie zapomnę życia obozowego. O to takie przyjemne ranne wstawanie, gimnastyka, sprzątanie w namiocie i słanie łóżek, mycie, śniadanie, później budowanie jakiegoś sprzętu do obozu lub praca w parku harcerskim na Buczu przy kwiatach. Potem obiad zgotowany przez zastęp służbowy, cisza w obozie, potem podchody lub trenowanie jakiegoś sportu – co jednak odbywało się przeważnie rano, potem zbiórka przy ognisku, gawęda, śpiewy, modlitwa wieczorna i zasypianie z uśmiechem na ustach na łóżku przez siebie zbudowanym pod namiotem w noce tak piękne jakie mogą być tylko najpiękniejsze. Pogoda sprzyjała nam. Tak, dziś wszystko to należy niestety już do przeszłości. Pozostały tylko bardzo miłe wspomnienia i żałość, że te trzy tygodnie obozu tak szybko minęły. Harcerki pozostałe były z wycieczką w Krakowie lecz im na pewno nie pozostało tyle miłych wrażeń przeżytych. Przywiozłam moc piosenek harcerskich, których teraz uczymy się na zbiórkach. Pani Kierowniczka często wyręcza się mną i dziwne że po przyjeździe z obozu radzę sobie jakoś na zbiórkach  –  sprawdzanie obecności, przyjmowanie i składanie raportu, jakaś gawęda i śpiew, jakaś gra i zabawa – wszystko to idzie mi tak składnie, że sama się sobie dziwię. (…)[7]

Jak wyglądała aktywność harcerska w latach trzydziestych? Zbiórki odbywały się dwa lub trzy razy w tygodniu. Poznawano na nich  historię Polski, śpiewano piosenki, deklamowano wiersze. Harcerki brały udział w uroczystościach związanych ze świętami państwowymi (3 Maja, 11 Listopada) oraz imieninami Józefa Piłsudskiego (19 III).[8] Zawsze ważnymi spotkaniami były ogniska, które najczęściej organizowano na zamku. Trzeba podkreślić, że były to imprezy otwarte przyciągające wielu mieszkańców Iłży. Harcerze opiekowali się także grobem powstańców styczniowych, przy ul. Św. Franciszka. W pewnych okresach pracę drużynowych wspierali kapelani. W 1932 roku funkcję kapelana drużyny żeńskiej pełnił  ks. P. Rajkowski.
Rok 1933 okazał się trudnym czasem dla iłżeckiego harcerstwa żeńskiego. W wyniku konfliktu między Marią Peszyńską a Feliksem Kolbiczem, opiekunka druhen podała się do dymisji. Z powodu braku wykwalifikowanej osoby Główna Kwatera Harcerek rozkazem z 20 X 1933 r. zawiesiła działalność I Drużyny Żeńskiej  im. Emilii Plater.

Maria Peszyńska choć formalnie nie była instruktorką przez podopieczne uważana była za prawdziwą przewodniczkę. Jako mądra i sprawna organizatorka uczyła dziewczęta zaradności i pogody ducha. Jej pomysłem było założenie hodowli jedwabników oraz posadzenie drzew morwowych w wielu miejscach Iłży. Wszystkie druhny wspominające Marię Peszyńską wyrażały się o niej z uznaniem i wdzięcznością za serce i wysiłek wychowawczy, które im ofiarowała. Także Komenda Chorągwi w swoich uwagach zwięźle i pozytywnie oceniła pracę harcerską Marii Peszyńskiej: Kierowniczka nie jest harcerką, utrzymuje kontakt z komendą, pracuje ze zrozumieniem.[9] Aby pozyskać nową „komendantkę“ potrzeba będzie roku. Dnia 5.X.1934 r., rozkazem L 38 Główna Komenda Harcerek reaktywuje drużynę żeńską z drużynową dh. Marię Bednarkówną.
Tuż po zakończeniu roku szkolnego 34/35, od 27 do 29 czerwca harcerki zorganizowały biwak, na którym 6 druhen złożyło przyrzeczenie. Doniosłym wydarzeniem dla iłżeckich harcerzy był udział w Jubileuszowym Zlocie ZHP w Spale (10-25 VII.1935 r. ) z okazji 25-lecia harcerstwa.

Iłżeccy harcerze na zlocie w Spale 1935 r., drugi z prawej dh. J. Cichosz [fot. ze zbiorów M. Dobrowolskiej]

Sytuację organizacji w roku szkolnym 1935/36 streszcza dokument przedstawiony na konferencji pedagogicznej. 
Drużyna żeńska liczy cztery zespoły. Przy drużynie działa dwie gromady zuchów. Celem wychowawczym drużyny było: wyrabianie karności, umiejętności życia w gromadzie, punktualności. Celem naukowym druhen było zdobycie stopnia ochotniczek a zuchów otrzymanie pierwszej gwiazdki. Stopień ochotniczki otrzymało 15 druhen., a pierwsze gwiazdki 15 zuchów. Drużyna brała udział we wszystkich obchodach państwowych. Zorganizowała wieczornicę i bal wspólnie z drużyną męską. Przygotowała pięć razy bufet na nauczycielskie konferencje rejonowe, zebrania i ogniska. Urządziła wspólnie z drużyną męską przedstawienie, z którego dochód przeznaczono na dzieci polskie za granicą. Obchodziła też święto patrona harcerzy św. Jerzego, biorąc udział w uroczystej zbiórce, w świetlicy szkolnej. Drużyna posiada fundusze ze składek miesięcznych i imprez 79 zł 57 gr., saldo 48 zł 54 gr.

Drużyna męska – [im. Kazimierza Pułaskiego] Opiekunem i drużynowym jest nauczyciel Feliks Kolbicz. Drużyna liczy 22 członków w dwóch zastępach. Pierwszy zastęp tzw. „Grajków“ złożony jest z 10 harcerzy, z których każdy gra na jakimś instrumencie, tworzy orkiestrę harcerską. Drugi zastęp wykonuje ważne prace związane z życiem drużyny. Drużyna posiada własną biblioteczkę składającą się z 20 tomów. Prenumeruje trzy pisma harcerskie, prowadzi gazetkę harcerską i wspólnie z drużyną harcerek świetlicę harcerską. Przy drużynie działa introligatornia. Orkiestra harcerska grała na pięciu zabawach szkolnych. Wystąpiła z koncertem na akademii 11.XI.1935 r. Dała koncert na rzecz szkolnictwa polskiego za granicą i koncert dla biednych dzieci. Wystąpiła z koncertami na uroczystych akademiach 1 lutego 1936 r., 3 czerwca z okazji dziesięciolecia prezydentury [Ignacego Mościckiego] i 7 czerwca z okazji Święta Spółdzielczego. Występowała również na dwóch konferencjach rejonowych. Ogółem orkiestra harcerska wystąpiła w ciągu roku szkolnego 1935/36 23 razy i wyćwiczyła 32 utwory muzyczne. Zbiórek zastępu odbyło się w ciągu roku szkolnego 96, zbiórek drużyny 16. Uroczyste zbiórki drużyny: 11.XI.1935, 1.II.1936, 19.III.1936, 4.IV, 3.V., 3.VI. Wykonano następujące ważniejsze prace: 9 pulpitów, ozdobienie świetlicy, prowadzenie biblioteczki harcerskiej, gazetki harcerskiej, oprawianie książek i prace społeczne.

Drużyna im. K. Pułaskiego z opiekunem dh. F. Kolbiczem, maj 1935 r. [fot. ze zbiorów M. Dobrowolskiej]

Zakres prac wykonanych przez drużyny wymagał dużego wysiłku zarówno ze strony młodzieży, dzieci jak i ich opiekunów. Mimo, że działania druhen nie miały takiego pogłosu i efektowności jak występy orkiestry dh. Kolbicza to właśnie w gronie żeńskim pełniej czerpano z bogactwa metod i środków harcerskiego wychowania. Druhny były lepiej zintegrowane. Swoje cele realizowały całą drużyną. Wspólne wypełnianie zadań , rozwiązywanie problemów wpływało na ich kreatywność i zaradność. Na przykład dh. Wanda Chodorowska w poszukiwaniu nowych sposobów zarobkowania zaszczepiła wśród dziewcząt wykonywanie techniką makramy różnego rodzaju pasków z kolorowych sznurków. Wszystko to wpływało pogłębienie relacji między druhnami. Ich zżycie przejawiało się także wspólnymi wymarszami na niedzielne msze święte. Bardzo ważnym zadaniem jakie wypełniały dziewczęta było prowadzenie zuchów. Ta działalność znacznie poszerzała możliwości oddziaływanie harcerstwa na iłżeckie środowisko dzieci i młodzieży. W drużynie męskiej był wyraźny podział na grających i na tych do ważnych prac związanych z życiem drużyny. Głównie, to doskonalenie „Grajków“ pochłaniało drużynowego (96 zbiórek zastępu). Z tego powodu drugi zastęp mógł pozostawać zaniedbany.[10] 
W lipcu 1936 r. w Sowińcu k/Krakowa wznoszono kopiec ku czci marszałka Józefa Piłsudskiego. W czynie tym brało udział czterech iłżeckich harcerzy (m.in. Józef i Grzegorz Cichoszowie).

Rok 1937 przynosi zmiany personalne. Opiekunem harcerzy z ramienia szkoły został nauczyciel Zygmunt Kiepas, późniejszy sławny partyzant AK „Krzyk”. Utrzymano dawny podział drużyny męskiej na dwa zastępy. Pierwszym z nich kieruje Zygmunt Kiepas, który powraca do typowych form metodyki harcerskiej zarzuconych przez dh. Kolbicza. Wiele zbiórek organizuje w terenie. Chłopcy uczą się terenoznawstwa, czytania mapy, posługiwania się kompasem. Jak po latach stwierdził druh Jerzy Zaborowski nabyte umiejętności uczyniły z nich małe wojsko. 
Drugi zastęp ( orkiestrę ) prowadzi dh Feliks Kolbicz. Z racji profilu grupy, wiele czasu druhowie poświęcali nauce i doskonaleniu gry na instrumentach. To już szósty rok działalności orkiestry, która liczy teraz 15 druhów. Chłopcy grają coraz lepiej i ciągle wzbogacają swój repertuar. Wypływają na szersze wody uświetniając liczne uroczystości w pobliskich miejscowościach. W 1937 r. orkiestra brała udział w zlocie harcerskim w Ostrowcu Świętokrzyskim. W Starachowicach (1 maja) przygrywała podczas manifestacji robotniczej. Zaangażowanie młodzieży w tej uroczystości nie zyskało akceptacji władz oświatowych, dh Kolbicz otrzymał upomnienie.

Harcerze swoje umiejętności muzyczne wykorzystywali także w celach zarobkowych. Wspólnie z harcerkami organizowali zabawy taneczne. Druhny były odpowiedzialne za „bufet“, druhowie za przygotowanie miejsca do tańca, sprzedaż biletów i oprawę muzyczną. Pamiętna dla wszystkich była zabawa na wzgórzu zamkowym w ostatnią niedzielę sierpnia 1939 r. Tańce zostały przerwane wiadomością o powszechnej mobilizacji. Po ogłoszeniu tej informacji nikt już nie myślał o dalszej zabawie. Popularne miejsce potańcówek i harcerskich ognisk za parę dni miało się stać sceną zaciętych walk.

Po wybuchu wojny harcerzy angażują się do zadań związanych z obroną przed dywersją a harcerki w służbach sanitarnych. Druhowie z Iłży pełnią dozór obiektów energetycznych , linii telefonicznych i mostów. Czynią to tylko w godzinach dziennych, między 6 a 20. Podczas godzin nocnych czuwają dorośli. Tuż po bitwie o Iłżę, od wczesnego rana 09.09.1939 r. wielu harcerzy zbierało z pobojowiska a następnie ukrywało  broń i wojskowe wyposażenie. Po wkroczeniu Niemców harcerstwo męskie zaprzestało zorganizowanej działalności. Harcerki spotykały się do momentu aresztowania przez Gestapo swojej drużynowej Zofii Wieczorskiej (1941). Później wiele z druhen (m.in. Jadwiga Kowalska, Helena Sępioł, Zofia Ciepielewska, Barbara Zbrożyna, Michalina Leśnikowska) przystąpiło do konspiracji, pełniąc głównie funkcje łączniczek i sanitariuszek. 
Po aresztowaniach i rozstrzelaniu (29.VI.1940 r.) iłżeckich konspiratorów z organizacji Orzeł Biały młodzi członkowie ich rodzin, harcerze Janusz Szymański i Janusz Renner zawiązali w 1941 dziecięcą tajną organizację. Mieli swoją przysięgę i szyfr, obowiązywała ich tajemnica. Usiłowali nawiązać kontakt z ZWZ – AK i Szarymi Szeregami. Ze względu na bardzo młody wiek członków dowództwo lokalnej komórki AK poleciło rozformowanie grupy. Zaprzysiężeni zostali  tylko dwaj najstarsi druhowie.

Podczas II wojny światowej wielu iłżeckich harcerzy znalazło się w konspiracji, nie działali oni jednak w ramach tajnych struktur harcerskich. Wyjątkiem  mogą być członkowie rodziny Cichoszów, z których Stanisława, Józef , Franciszek i Tadeusz  w latach 1940-1942  współpracowali z konspiracyjną grupą harcerzy skarżyskich dowodzonych przez Władysława Wasilewskiego „Oseta”. 

Więcej należy powiedzieć o samych  Cichoszach, którzy z harcerstwem mieli wiele wspólnego za sprawą głowy rodziny Stanisławy, harcerki z krwi i kości i jej brata Józefa, który wspierał ją  w trudzie utrzymania i wychowania pozostałych braci.  Stanisława pracowała w Skarżysku  od 1938 r. Po wybuchu wojny postanowiła ściągnąć do siebie wszystkich młodszych braci: Józefa, Franciszka, Grzegorza, Tadeusza i Mariana, którym owdowiały ojciec nie potrafił zapewnić godnych warunków życia.  Ze starszych braci Antoni mieszkał w Skarżysku, Stefan został zabity przez Niemców 8.09.1939 r. a Ludwik zginął  w sowieckiej niewoli (25.03.1941 r.).

Rodzina Cichoszów, od prawej: Stanisława „Sława”, Józef „Bąk”, Franciszek „Rekosza”, Grzegorz „Bryś”, Tadeusz „Stef” i Marian [fot. ze zbiorów Z. Cichosza]

Rodzina zamieszkała na Milicy pod nr. 145. Oprócz najmłodszego Mariana, pozostali pracowali zawodowo i zaangażowali się w konspirację.  W Skarżysku znalazł się również dh Kazimierz Kwiatek kolega z Iłży  Franka i Józia. W 1942 r. Cichoszowie wstąpili do Gwardii Ludowej  i  przekazali  broń, którą ukryli po bitwie pod Iłżą.[11] Rodzina kolportowała podziemną prasę, pozyskiwała broń i amunicję, materiały opatrunkowe, ubrania, art. spożywcze dla potrzeb konspiracji, brała udział w akcjach sabotażowych i propagandowych; na „Górce” (Milica 145) organizowano odprawy, spotkania, kursy szkoleniowe, przechowywano „spalonych” i rannych. W sierpniu 1944 r. Cichoszowie musieli opuścić dom i przenieść się do lasu.  Do partyzantki nie poszedł tylko Marian, pozostali przydzieleni zostali do obsługi dywizyjnej radiostacji. Po zakończeniu akcji „Burza”  rodzina znalazła się w II /3 pp Leg. AK  pod dowództwem Antoniego Hedy „Szarego”.[12]  W październiku w wyniku częściowej demobilizacji z lasu wyszedł Tadeusz „Stef” . Podczas bitwy „Piekiełko” 05.11.1944 r. zginęli Józef „Bąk” i  Grzegorz „Bryś”, a Franciszek  „Rekosza” kontuzjowany opuścił oddział. Stanisława „Sława” pozostał w partyzantce do końca grudnia 1944 r. W 1945 r. „Sława”  zorganizowała ekshumacje i przeniosła ciała ukochanych braci z lasów niekłańskich  na cmentarz w Iłży. Pogrzeb przekształcił się w uroczystość patriotyczną.  Pożegnanie nie obyło się bez salwy honorowej, którą oddał przyjaciel poległych Kazimierz Kwiatek „Śmigiełko”, wystrzelał  cały magazynek Visa. Niestety rok później sam „Śmigiełko” jako wróg nowej władzy zostanie zastrzelony przez milicjanta i spocznie na zawsze obok  swoich przyjaciół.  Wtedy w imieniu iłżeckich harcerzy pożegnał go dh R. Fox.

„Sława” w konspiracji pozostała do marca 1947 r. pełniąc m.in. funkcję płatnika. Mimo trudnych warunków nowego ustroju,  inwigilacji ze strony UB, rzuciła  się w wir pracy skarżyskiego harcerstwa.     W 1946 r. zorganizowała obóz w Małomierzycach koło Iłży, tam gdzie w 1928 sama rozpoczynała swoją obozową przygodę. Może wybór miejsca był potrzebą związania trudnej teraźniejszości ze szczęśliwą przeszłością? Dh. „Sława“ została Komendantką Hufca Żeńskiego w Skarżysku równocześnie prowadząc drużynę i szczep.

Po wyzwoleniu Iłży przez wojska sowieckie 16.01.1945 r. żywiołowo zaczęło rozwijać się harcerstwo. Od 01.03.1945 r. w iłżeckim gimnazjum rozpoczął pracę dh Henryk Kośla. Jeszcze w tym samym miesiącu wraz z dh. J. Wiąckiem organizuje drużyny harcerskie. Drużyna koedukacyjna z gimnazjum za patrona obrała króla Stefana Batorego, jej drużynowym został Piotr Pawelec. Powołano zastęp kadrowy – kierowany przez dh. Wiącka. Warunki odtwarzania organizacji są bardzo trudne. Braki materialne uzupełnia harcerska zaradność i entuzjazm. Mundurki zastąpiono biało-czerwonymi proporczykami z wyszytymi na żółto literami ZHP. Emblematy te noszono na kołnierzach płaszczy. Na przełomie czerwca i lipca 1945 r., w Małomierzycach odbył się pierwszy powojenny obóz. Ze względu na brak namiotów spano w stodołach. Na obozie miało miejsce przyrzeczenie. Okoliczności tego wydarzenia były niezwykłe. Przytaczam je za dh. R. Foxem: Dnia 30.VI. przy ognisku, późnym wieczorem za wsią na skraju lasu składaliśmy przyrzeczenie na biało-czerwoną flagę. Sceneria tej uroczystości byłą wspaniała. Niebo świeciło gwiazdami, iskry z ogniska strzelały wysoko a z lasu co pewien czas słychać było wyraźnie serie z broni maszynowej bądź pojedyncze strzały karabinowe. Kilka razy teren oświetlały kolorowe rakiety. Gdy wracaliśmy na kwatery do wsi za drzewami wysokopiennego lasu stali uzbrojeni ludzie. Był to bowiem czas kiedy w lesie pozostawały niektóre, nieliczne już oddziały partyzanckie, które jeszcze nie zdecydowały się na ujawnienie.

Powróćmy jeszcze na chwilę do czasów wojny. Wiele wydarzeń i poczynań tamtego okresu związanych z harcerstwem na ziemi iłżeckiej pozostaje nadal tajemnicą. Czasowo w mieście i okolicy działały harcerskie grupy konspiracyjne realizujące określone zadania. Między marcem a grudniem 1943 r. Szare Szeregi organizowały tutaj Pogotowie Harcerskiej Służby Krwi. Używali kryptonimów „Jędrusie“ i „Ropuha“ (Rozproszony Pułk Harcerski). Współpracowano ze szpitalami, lekarzami i studentami medycyny z Iłży i Starachowic. Na ziemi iłżeckiej odbył się także jeden z kursów „Szkoły za lasem“. W konspirację zaangażowana była także młodzież napływowa, którą wojenne losy rzuciły do Iłży Jedną z takich osób był wspomniany już dh Ryszard Fox. W marcu 1940 roku wraz z rodziną wysiedlony został z Kalisza. W 1943 r. został łącznikiem  AK, współpracował z oddziałem „Potoka”. W czerwcu 1944 przekazał partyzantom samodzielnie zdobytą broń i 120 szt. amunicji. Dh Fox pochodził z patriotycznej rodziny. Jego ojciec był powstańcem wielkopolskim i kapitanem WP. We wrześniu dostał się do sowieckiej niewoli, przebywał w Starobielsku, skąd został wywieziony i zamordowany. Przed wojną służył w 29 pułku Strzelców Kaniowskich. Był bliskim kolegą kpt. Franciszka Dąbrowskiego, późniejszego zastępcy mjr. Sucharskiego na Westerplatte.
W wakacje 1945 r., na początku sierpnia z Iłży wyjechało ok. 20 harcerzy na obóz Centralnej Akcji Szkoleniowej do Ossowca i Musuł. Pieniądze na wyjazd wypracowano organizując festyn na wzgórzu zamkowym. Po CAS-ie iłżeckie środowisko zyskało nowe kadry umożliwiające dalszy rozwój organizacji. We wrześniu w Pakosławiu powstała drużyna harcerska pod komendą dh. Foxa. Tym samym został spełniony warunek formalny utworzenia Hufca Iłża, który został powołany do życia rozkazem Naczelnik Harcerzy z dnia 26.09.1945 r. Pierwszym hufcowym mianowano dh. Henryka Koślę. Zawiązano także Radę Hufca składającą się z wszystkich drużynowych i funkcyjnych poszczególnych referatów: drużyn, wychowania fizycznego, szkolenia, gospodarczego i sprawozdawczego. Hufiec otrzymał izbę harcerską (dawna sala parafialna).

Aby zarobić na przyszłe wakacje zorganizowano zespół teatralny. Druhowie Fox i Kośla napisali scenariusz przedstawienia. Pierwsze dwie odsłony poświęcone były przeżyciom okupacyjnym, na trzecią  składały się skecze, piosenki i scenki humorystyczne. Sztuka wystawiana była w remizie strażackiej i cieszyła się ogromnym powodzeniem. Harcerska trupa wyruszyła nawet w „tournée“ po okolicznych miejscowościach. W 1946 r. hufiec zorganizował „choinkę“ dla wszystkich harcerzy. Urządzano także zabawy, na których młodzież i dzieci bawiły się wspólnie z rodzicami. Cenną inicjatywą hufca były wycieczki turystyczno – krajoznawcze do Starachowic, Kielc, Radomia i Warszawy. 

Komenda Hufca zdawała sobie sprawę, że letnia akcja obozowa nie może objąć większej części harcerzy. Dlatego dla tych którzy musieli pozostać w domach aby pomagać przy żniwach organizowano jednodniowe biwaki. Wielkim wydarzeniem w lipcu 1946 r. był obóz wędrowny po wybrzeżu Zatoki Gdańskiej. W pamięci druhów najbardziej utrwaliła się wizyta na Westerplatte i na ORP Żbik, który właśnie powrócił z internowania w Szwecji.

W dniu 01.11.1946 r. na funkcję p.o. drużynowego II Drużyny Harcerzy im. St. Batorego zostaje powołany dh R. Fox. W grudniu opuszcza Iłżę dh H. Kośla aby rozpocząć pracę w Głównej Kwaterze Harcerzy. Komendantem Hufca mianowano dh. Piotra Pawelca.[13] W okresie ferii wielkanocnych ’47 r., w pobliskiej Lubieni hufiec zorganizował kurs zastępowych. Jest to ostatnie duże przedsięwzięcie z udziałem dh. Foxa. W dniu 1 maja harcerze wzięli udział w obchodach Święta Pracy. Następnego dnia otrzymali zakaz organizacji uroczystych zbiórek i pochodów z okazji Święta 3-go Maja. Niektórzy z druhów nie podporządkowują się zarządzeniu. Po zmroku przemykając po ulicach miasteczka wznosili okrzyki „Niech żyje 3 Maja”. Dh Fox na znak protestu występuje z ZHP. W przeciągu pół roku iłżeckie struktury tracą dwóch energicznych działaczy.  W 1947 r. władza komunistyczna czuje się na tyle pewnie, że już nie potrzebują maskować swoich prawdziwych intencji. Programowo likwidują wszystko, co posiada związki z przedwojenną Polską.[14] Harcerstwo jest stopniowo ograniczane aż do całkowitej likwidacji. W 1950 r. nastąpiło rozwiązanie ZHP. Na jego miejsce powołano Organizację Harcerską wzorowaną się na ruchu pionierskim. Wychowanie zostaje zastąpione indoktrynacją.

Odwilż październikowa 1956 r. przyniosła zmiany w działalności organizacji młodzieżowych. W grudniu na zjeździe w Łodzi reaktywowano ZHP. Podobnie jak po II wojnie światowej gwałtownie zaczęły powstawać drużyny harcerskie i zuchowe. Do  organizacji wrócili dawni instruktorzy, uformowani jeszcze przed 1939 r. Komuniści jednak  kontrolowali sytuację i nie pozwoliły na rzeczywisty powrót pełni tradycyjnego harcerstwa.  W ciągu kilku kolejnych lat kształtowano nowe oblicze organizacji, które w efekcie cechowało się masowością i akcyjnością. W 1956 r. Iłża nie jest już siedzibą hufca. Harcerze z miasta  i okolic skupieni są w Ośrodku Pracy Drużyn, należącym do Hufca Starachowice – Powiat.  Pierwszym komendantem ośrodka został dh Piotr Pawelec, kolejnymi byli  dh Andrzej Wojtal i Zenon Mroczkowski.  Akcje obozowe organizowane były przez hufiec. Drużyny z iłżeckiego ośrodka należały do najliczniejszych dlatego z czasem jeden z turnusów obozu przeznaczony był głównie dla Iłży.  W dniach 30.04. – 01.05.1957 r. na  iłżeckim zamku odbył się zlot hufcowy połączony z przyrzeczeniem  i biegiem na stopień przewodnika. W wydarzeniu wzięło  udział  180 druhen i druhów. W wakacje iłżeccy harcerze wyjechali na obóz do Dołów Biskupich.

Na obozie w Dołach Biskupich , lipiec 1957 r. [fot. ze zbiorów Z. Włodarskiej]

01.05.1958 r. – w Seredzicach odbył się Zlot Drużyn Harcerskich Rejonu Iłża. Organizatorem  zlotu była 2 D.H. im. Płk. Dionizego Czachowskiego, a funkcję  komendanta zgrupowania pełnił dh Piotr Pawelec. W wakacje 1958 r. iłżanie zorganizowali obóz wędrowny po Górach Świętokrzyskich. Komendantem  był dh Stanisław Sadkowski, oboźnym i kwatermistrzem dh Piotr Pawelec.

1965 r. do najliczniejszych drużyn w Hufcu Starachowice-Powiat należała drużyna działająca w iłżeckim liceum (49 harcerzy) i 54 Drużyna Zuchów w szkole podstawowej. Do nowego podziału administracyjnego w 1975 r. harcerze iłżeccy skupieni byli w Gminnym Związku Drużyn.[15] W szkole podstawowej  działał 25  Szczep Drużyn, który tworzyło przynajmniej 2 drużyny (1969 r.)  Drużyna Żeńska im. Małgorzaty Fornalskiej i 107 Drużyna Męska im. Dionizego Czachowskiego (werblistów i fanfarzystów) prowadzona przez dh. Władysława Jastalskiego.  Na początku lat 70 działały również gromady zuchowe, prowadzone m.in. przez dh.dh. Ewę Jędrzejewską i Elżbietę Stompor.

Czym charakteryzowało się harcerstwo  iłżeckie w latach 60 i 70 ubiegłego wieku. Było przede wszystkim organizacja masową. Raz w roku organizowano duże przyrzeczenia, na których do organizacji wstępowało  200-300 uczniów.  Z tego powodu większość dzieci miało przynajmniej epizodyczny kontakt z ZHP. W pracy harcerskiej, zgodnie z wytycznymi struktur nadrzędnych (chorągwi, KG ZHP) skupiano się na realizacji zadań określonych w tzw. akcjach. Tradycyjna działalność harcerska prowadzona była przede wszystkim na obozach letnich.

Niewątpliwie największy wpływ na oblicze iłżeckiego  harcerstwa miał dh Władysław Jastalski, który najpierw kierował Gminnym Związkiem Drużyn, a od 15 stycznia 1976 r. był pierwszym  komendantem reaktywowanego hufca. Oprócz pełnienia kierowniczej funkcji Komendant  był inicjatorem powstania i opiekunem drużyny werblistów i fanfarzystów. Dzięki jego zaangażowaniu, oryginalnym pomysłom,  umiejętnemu pozyskiwaniu środków i pomniejszania balastu politycznego iłżeckie harcerstwo było prężne i stwarzało ciekawą ofertę dla dzieci. Dh  Jastalski wprowadził stałe punkty harcerskiej działalności. Na początku każdego roku szkolnego odbywał się Harcerski Start,  impreza skupiająca harcerzy z całego hufca podczas której bawiono się i rywalizowano w różnych dyscyplinach sportowych. W 1983 r. dh Komendant zainicjował organizację festynów harcerskich. Odbywały się one do 1995 r. i miały bogatą ofertę artystyczną i ludyczną.

Dh. Władysław Jastalski, wychowawca wielu pokoleń iłżeckich harcerek i harcerzy [fot. P.N.]

W iłżeckim harcerstwie ważne miejsce zajmowała działalność na polu kultury fizycznej. Hufiec organizował turnieje w halowej piłce nożnej, tenisie stołowym, szachach i warcabach. Dh Wł. Jastalski ufundował puchary przechodnie dla chłopców, piłkarzy nożnych i dziewcząt grających w dwa ognie. W 1987 r. zaczęto organizować zawody w wieloboju sprawnościowym, a rok później odbył się pierwszy bieg przełajowy. Wakacyjnym dopełnieniem aktywności sportowej były tradycyjne olimpiady obozowe, które odbywały się na każdym obozie letnim od końca lat 70. Odpowiedzialnym za ich organizacje był dh Stanisław Cybulski.  

Olimpiada obozowa w Sromowcach Kątach 1981 r. [fot. Kronika obozowa]
Strony z kroniki obozowej ze Sromowców Kątów 1982 r.

W 1986 r. powołano do życia drużynę żeglarską, którą prowadził dh S. Jaroszek z pomocą dh. J. Milanowskiego. W sierpniu odbył się pierwszy obóz żeglarski – rejs. Przepłynięto  trasę  Ruciane-Nida  – Giżycko. Korzystano ze sprzętu  i pomocy żeglarzy z  Klubu Żeglarskiego „Ikar” z Radomia. W następnym roku iłżecka drużyna otrzymała sprzęt po „Ikarze”, były to 4 „Optymisty”,  1 „Orion”, 1 motorówka, 2 łodzie typu „Bez 2”, 1 „Carina” i 1 „Kormoran”.  W roku 1987 odbył się ponowny rejs po Krainie Wielkich Jezior (Ruciane –Węgorzewo – Giżycko), a w 1988 r. drużyna zorganizowała stacjonarny obóz żeglarski w Stykowie k/Brodów Iłżeckich.

W drugiej połowie lat 80 duże sukcesy odnosiła IX DH (sportowa) dh Janusza Szmita. Jego podopieczni zajmowali czołowe lokaty w zawodach centralnych i regionalnych: II miejsce dziewcząt w III Ogólnopolskim Turnieju Piłki Nożnej w Warszawie (1986), I miejsce w Młodzieżowym Wieloboju Sprawnościowym X Chorągwianych Manewrów Techniczno-Obronnych,  I miejsce dziewcząt i chłopców w eliminacjach strefowych w Wieloboju Sprawnościowym  podczas X Manewrów Techniczno-Obronnych (Zaklików 1986), I miejsce w Wieloboju Sztafet (dziewcząt starszych) na X Centralnych M.T.O. (Orzysz 1986), II miejsce dh. E. Wylotek w Letnim Trójboju Obronnym na X Centralnych M.T.O. (Orzysz 1986), I miejsca w Wieloboju Pożarniczym i Wieloboju Sanitarnym na XI M.T.O. (Nowe Miasto 1988). Z dużym powodzeniem iłżeccy harcerze startowali również za granicą (ZSRR).

Sportowa Drużyna dh. Janusza Szmita [fot. Kronika Hufca]

Kończąc podsumowanie działalności harcerzy na niwie sportowej, powróćmy do początków działalności reaktywowanego hufca. Jedną z pilniejszych potrzeb organizacji były pozyskanie siedziby.  Za zgodą i pomocą dyrektora szkoły podstawowej Wł. Brodawki poddasze szkoły zostało zabudowane i przeznaczone na harcówkę. 23.03.1977 r. nastąpiło uroczyste oddanie izby harcerskiej. Obszerne pomieszczenie z kominkiem było jednocześnie miejscem zbiórek i izbą pamięci.

Przełom rok 1980 w historii Polski, odcisnął się także w harcerstwie. Oddolnie i spontanicznie powracano do tradycji przedwojennych. Odrzucano elementy wprowadzone do ZHP przez komunistów i odwoływano się do idei narodowo-chrześcijańskich.  Wyraźnym zwiastunem zmian stał się Zlot 70-lecia Harcerstwa, zorganizowany w Krakowie 18-20.09.1981 r. Chorągiew Radomską reprezentowała 40 osobowa grupa iłżeckich harcerzy (zespół fanfarzystów i 10 druhen z LO).

 W Iłży na początku lat 80 wyłoniła się aktywna grupa harcerzy starszych przy Liceum Ogólnokształcącym. Początkowo tworzyli drużynę koedukacyjną pod kierunkiem dh. drużynowej Renaty Kiepas. Po wyłączeniu się z działalności dotychczasowej kadry (uczniów klas maturalnych),  nowe kierownictwo zdecydowało o podziale drużyny. W ten sposób powstała 43 Starszoharcerska Drużyna Żeńska (drużynowa dh. K. Łoboda) i 44 Starszoharcerska Drużyna Męska im. płk. Władysława Muzyki.(drużynowy dh P. Nowakowski). Wiele harcerek i harcerzy starszych wzięło udział w wakacyjnych obozach szkoleniowych – Centralnej Akcji Szkoleniowej w Zarzęcinie (1981 r.) i Starszoharcerskiej Akcji Szkoleniowej koło Mirosławca na Pojezierzu Pomorskim (1982 r.). Pozwoliło to im na podniesienie kwalifikacji i uzyskania pierwszego stopnia isntruktorskiego. Wkrótce część  z nich włączyła się aktywnie do bieżącej pracy harcerskiej jako kadra hufca. Pojawiły się nowe inicjatywy, powstał harcerski zespół muzyczny oraz wydano biuletyn informacyjny „Semaforek” (redkatorzy: S. Jaroszek i G. Tyrała).

17.12.1982 r. w iłżeckim hufcu dobyły się wybory, które ustanowiły nowe władze Z 15 osobowej Rady wyłoniono Komendę Hufca.  Komendantem hufca został ponownie dh Wł. Jastalski, za-cą kom. dh S. Jaroszek, Kier. Ref. Harcerskiego dha E. Stompor, Kier. Ref. Zuchowego dha M. Adamus, Kier. Ref. Starszoharcerskiego dh. J. Kasiński, Kier. Ref. Nieprzetartego Szlaku dh T. Janiak. Jednym z najważniejszych zadań jakie postawiła przed sobą Komenda było nadanie hufcowi bohatera i ufundowanie sztandaru.  3.06.1984 r. Hufiec Iłża otrzymał imię Bohaterów Powstania Styczniowego i piękny sztandar. Uroczystość uświetniło szereg wydarzeń towarzyszących: zlot, festyn, odsłonięcie tablicy pamiątkowej, ognisko na zamku. Należy wspomnieć, że przed nadaniem imienia iłżeccy harcerze wzbogacili się o nową Harcówkę, którą  urządzono w dawnym budynku mieszkalnym  przy LO.

Wręczenie sztandaru 3.06.1984 r. [fot. Kronika Hufca]

Rok 1984 przyniósł jeszcze dwa istotne wydarzenia. 26.10 przyłączony został do Hufca Iłża Hufiec Rzeczniów, a 21.11 odbyła się IV konferencja sprawozdawczo-wyborcza na której dokonano wyboru władz. Ponownie kom. hufca został dh Wł. Jastalski, za-cą. kom. dh S. Jaroszek. W komendzie znaleźli się także: Z. Płucisz, T. Janiak, J. Kasiński, M. Cieciora, H. Bajon. 16 XI 1988 odbyła się V Konferencja Sprawozdawczo-Wyborcza, Komendantem został ponownie dh Wł. Jastalski, Za-cą  ds. programu – dh. Z. Płucisz, Za-cą ds. organizacji – dh J. Szmit, członkami KH – dh J. Kasiński i dh S. Jaroszek.

W marcu 1989 r. odbyła się XXVI Zjazd ZHP, który usankcjonował zmiany wprowadzane w organizacji od początku lat 80. Zmieniono Statut, Przyrzeczenie, Prawo Harcerskie, Zobowiązanie Instruktorskie. W zjeździe wzięli udział dh Wł. Jastalski i dh. Janusz Szmit, który wszedł do składu prezydium zjazdu. Niedługo po tym wydarzeniu dh Jastalski w Kronice Hufca napisał: „Zaczyna się wreszcie w naszym kraju coś dziać, zrywa się ze schematami, zaczyna się wychodzić z wytartych śladów , zaczynamy przecierać dawno zarosłe ścieżki – idzie nowe – jakie – zobaczymy” .

Zachodzące zmiany pozwoliły na realizację dawnych zamierzeń. Jednym z nich było przeniesienie z budynku harcówki  przy LO na fasadę Magistratu tablicy pamiątkowej ufundowanej  przez iłżeckich harcerzy w 1984 r., a poświęconej Powstańcom styczniowym i listopadowym. Pierwotnym zaplanowanym i uzgodnionym z władzami miejscem zawieszenia tablicy miał być Magistrat. Z powodów politycznych władze cofnęły pozwolenie i tuż przed odsłonięciem trzeba było szukać nowej lokalizacji. Pomocnym (odważnym) okazał się dyrektor Liceum  Wł. Brodawka, który zgodził się na umieszczenie tablicy na swoim terenie. Dopiero 22.01.1990 r. odbyła się uroczystość odsłonięcia tablicy na właściwym miejscu.  

Harcerze iłżeccy zawsze dbali o pamiątki związane z walkami o niepodległość. Troska ta przejawiała się głównie w porządkowaniu i upiększaniu miejsc pamięci narodowej. Ich działalność została doceniona przyznaniem dla Hufca Iłża Srebrnego Medalu Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej (8 IX 1989 r.)„Wychodzenie z wytartych śladów” to także zmiana oficjalnego nastawienia ZHP do kwestii religijnych. Z okazji przybycia do Radomia Ojca Świętego Jana Pawła II Chorągiew Radomska przeprowadziła akcję zdobywania odznaki „Vaticanus” . Wzięło w niej udział 80 harcerzy z Hufca Iłża, którzy 4 VI 1991 r. uczestniczyli we mszy świętej odprawianej przez dostojnego gościa na radomskim lotnisku .   

Czas przemian politycznych od końca lat 80. to równocześnie czas chaosu gospodarczego i kryzysu. Z roku na rok zaczyna brakować  funduszy na dotowanie ZHP.  Ograniczenia te odczuwalne się i w iłżeckim środowisku. Z powodu braku środków na utrzymanie jachtów władze hufca w 1992 r. podjęły decyzję o bezpłatnym wyczarterowaniu części sprzętu pływającego osobom prywatnych, które w zamian maja przeprowadzać na swój koszt konserwacje i szkolenia żeglarskie dla  harcerzy. Natomiast jachty „Carina”, „Kormoran” i 2 „Optymisty” zostały przekazane KH w Grójcu. W związku z trudnościami finansowymi wyraźnie spadła liczba dzieci i młodzieży wyjeżdżających na wypoczynek  letni. „Zakłady pracy nie pomagają, a rodzice nie mają na tyle pieniędzy aby pokryć cały koszt pobytu na obozie. Chorągiew także nie ma pieniędzy, nie przydziela dotacji na działalność programową Hufca.  Tradycja organizacji wakacyjnych obozów w iłżeckim hufcu była już ugruntowana. Corocznie z tej formy wypoczynku korzystały setki harcerzy. W latach największej popularności  organizowano wyjazdy na 2 turnusy, każdy po 3 tygodnie.

Już wspomniano wyżej o kilku obozach letnich. Nie udało się ustalić miejsc organizacji wypoczynku letniego w latach 1959-1968. W 1969 r. iłżeccy harcerze wyjechali do Małogoszczy, w 1970 do Ćmielowa,  w 1971 do Cedzyny, w latach 1972-1973 organizowano obozy w Borkowie. Od 1974 r. lokalizacje  obozów wykraczają poza teren Chorągwi Kieleckiej. Przez 7 sezonów (1974-1980) miejscem obozowania stały się Siekierki k/Krynicy Morskiej. Przez dwa lata, 1981-1982 obozy rozbijano w Sromowcach Kątach przy przystani flisackiej. Były to pierwsze dwa obozy na których hufiec korzystał z własnej nowej bazy sprzętowej, wcześniej całe wyposażenie wypożyczano z innych ośrodków. W 1983 r. obozowano w Darłówku, w 1984 w Jarosławcu na Jeziorem Wicie, 1985-1987 w Unieściu k/Mielna.

Jedna z drużyn obozu w Darłówku (1983), pierwszy z lewej dh S. Cybulski, obok dh Barabara Koczorowska, na tle masztu dh Grzegorz Tyrała, następnie dh Wł. Jastalski, P.Nowakowski, strzałką wskazany dh. Stasio Jaroszek [fot. Kronika Hufca]

W 1986 r. oprócz wyjazdu na obóz letni harcerze z hufca przebywali na wypoczynku w NRD, inna grupa na obozie żeglarskim a zuchy na kolonii w Przysusze. Podobna sytuacja miała miejsce w 1987 i 1988 r. W 1988 r. Hufiec Iłża ostatni raz samodzielnie zorganizował obóz letni w Łomnicy Zdrój.  W kolejnych latach harcerze będą wyjeżdżać na obozy prowadzone przez inne hufce. W 1989 na obóz organizowany przez KH Sienno do miejscowości Chłopy, wyjechało 10 druhów z Hufca Iłża; na obóz w Wiciu zorganizowany przez KH Przysucha wyjechało 62 dzieci, w Przysusze na kolonii zuchowej przebywało 40 zuchów, do Białogóry z KH Białobrzegi wyjechało 15 dzieci, do Ostrowa Wielkopolskiego z KH Lipsko 42 dzieci i do NRD 32 osoby. W 1990 r. z wypoczynku letniego skorzystało jednie 20 osób (Białogóra i Łazy). W 1992 i 1993 dh Roman Przydatek zorganizował wyjazd letni  do Smereku w Bieszczadach. W latach 1994-1997 dzieci i młodzież wyjeżdżały na obozy do Sztutowa, organizowane przez KH Grójec.  Samodzielnym przedsięwzięciem KH Iłża był obóz w Czarnej (Bieszczady) w lipcu 2000 r. Wzięło w nim udział 57 druhen i druhów  plus 10 osób kadry. Komendantem obozu był dh Robert Ciepielewski.

Kończąc wątek organizacji wypoczynku letniego powróćmy do chronologii wydarzeń. 4.06. 1994 r. uroczyście obchodzono X lecie nadania hufcowi imienia Bohaterów Powstania Styczniowego. Z tej okazji wielu instruktorów, harcerzy i sympatyków ZHP zostało odznaczonych pamiątkowymi medalami i odznakami ( Medal A. Małkowskiego,  Odznaka Harcerska Służba Ziemi Radomskiej, Złota Lilijka 80-lecia ZHP, Srebrna Odznaka Rady Przyjaciół Harcerstwa) Impreza plenerowa – festyn z powodu deszczowej pogody nie udała się, rozegrano jedynie bieg uliczny „O błękitną wstęgę Iłżanki”.

9.11.1995 r. odbyły się kolejne wybory. Komendantem hufca pozostaje dh Jastalski, zastępcami –  Róża Pastuszka i R. Ciepielewski. Niestety zauważalny staje się odpływ kadry instruktorskiej. Kolejne wybory odbyły się po dwóch latach, 7.11.1997 r. Po 21 latach przewodzenia Hufcowi Iłża ze stanowiska komendanta odchodzi dh Wł. Jastaslki pozostając jednak we władzach Komendy Hufca jako członek. Komendantką hufca została dha Barbara Głód, zastępcą dh Andrzej Wach. Ostatnie wybory hufcowe  w XX wieku odbyły się 3.11.1999 r. Komendantem został dh. R. Ciepielewski, zastępcą dh Leszek Orczykowski, członkami KH dh: R. Bednarczyk, A. Wach, B. Głód.

II

Wiek czterdziestu paru lat zapewnia już pewną perspektywę pozwalającą spojrzeć na swoje dzieciństwo i młodość. Ważne w tej retrospekcji jest posiadanie własnych dzieci i troski o ich właściwe wychowanie. Z punktu widzenia rodzica mogę dzisiaj docenić znaczenie i zasługi harcerstwa w formowaniu młodego człowieka. Zatrzymując się nad własnym dzieciństwem i młodością dostrzegam, że wiele pozytywnych cech i nawyków zostało zaszczepionych we mnie dzięki temu ruchowi. Mimo, że nie działam już czynnie w harcerstwie jednak jego idee są aktualne i obecne w moim życiu. Mogę powiedzieć, że wciąż podążam w tym samym kierunku, idę do tego samego celu. Jestem tylko nieco starszy. (…)

Urodziłem się i wychowałem w Iłży. W tej niewielkiej miejscowości znaliśmy się wszyscy. Chodziliśmy do jednej szkoły a w niedzielę do tego samego kościoła. Przygodę z harcerstwem rozpocząłem w 1974 r. zapisując się do gromady zuchowej. Z tego okresu w mojej pamięci pozostał incydent z beretem zuchowym. Ponieważ posiadał on jaskrawo żółty kolor szybko został ubrudzony. Samodzielne pranie doprowadziło filcowy beret do deformacji. Nie mogłem w żaden sposób przywrócić mu pierwotnego kształtu. Na głowę już się nie nadawał, mogłem go nosić tylko na plecach. Później gdy byłem trochę starszy zapisałem się do drużyny harcerskiej. W szkole podstawowej działała drużyna werblistów i fanfarzystów. Chłopcy mieli jednakowe mundurki z epoletami i spodnie z białą wypustką. Grajkowie często byli ozdobą wielu uroczystości harcerskich i państwowych. Przynależność do tej grupy wyróżniała pozytywnie. Oprócz tego, że było tam wielu starszych kolegów, wydawało mi się, że wszyscy wkoło nas podziwiali. Może były to mało wzniosłe inspiracje lecz przyciągały młodzież i skłaniały do pracy i doskonalenia się. Musieliśmy przecież regularnie odbywać zbiórki, na których uczyliśmy się gry na instrumentach. Podejmowanie tych drobnych zobowiązań wpływało na rozwijanie samodyscypliny i wytrwałości.

Drużyna fanfarzystów i werblistów na zlocie w Zwoleniu, maj 1980 r. [fot. Kronika 107 Męskiej Drużyny im . D. Czachowskiego]

Prawdziwie w harcerstwie zasmakowałem dzięki obozom letnim. Były one autentycznymi szkołami życia. Bez rodziców, w leśnej głuszy szybko przekonałem się, że chcieć to móc. Warty nocne, służby w kuchni, samoobsługa przy posiłkach i utrzymaniu higieny, gry i zabawy terenowe, olimpiady obozowe, wszystkie te działania sprawiały, że stawaliśmy się odpowiedzialni za jakiś fragment rzeczywistości. Wykonywanie prostych i podstawowych czynności życiowych wyznaczonych przez rozkład dnia wyrabiało karność, punktualność, zaradność, odpowiedzialność za innych, itd. Wspólne obowiązki nie pozwalały na utyskiwanie i „mazanie się”. Na obozach doświadczyłem ważnej prawdy , że pokonywanie trudności w jakiś sposób uszlachetnia i umacnia. Pamiętam dumę, że wytrzymałem komary, warty nocne, deszcze i zimno, które nieraz towarzyszyły nam pod namiotami. Oczywiście przeżywanie trudnych chwil wspólnie sprawiało, że nie miały one takiego ciężaru jak wtedy gdy jesteśmy samotni. Jeszcze jedną zaletą wspólnego pokonywania trudności była niezwykła integracja braci harcerskiej. Tworzyły się więzi, które przeradzały się niekiedy w trwałe przyjaźnie. Spotykając się w harcerskim gronie zawsze mieliśmy wiele wspomnień dotyczących obozów. Potrafiliśmy godzinami opowiadać różne przygody z letnich wyjazdów. Najbardziej utrwaliły się w pamięci te śmieszne i te które były trudne i wymagające.

Osobliwe przeżycie stanowiły dla mnie ogniska obozowe. W naszym środowisku iłżeckim były bardzo rozśpiewane i radosne. Na każdym obozie byli gitarzyści, którzy prowadzili akompaniament. W programie prawie każdego ogniska oprócz piosenek znajdowały się także skecze. Wywoływały one eksplozje śmiechu. Na koniec wspólnej zabawy stawaliśmy w kręgu i śpiewaliśmy „Idzie noc” po czym w ciszy przekazywaliśmy sobie iskierkę. Czasami zostawałem jeszcze przy dogasającym ognisku, patrząc jak żarzą się polana. Wokół mnie był cichy i ciemny las a nad głową gwiaździste niebo. Już wtedy wiedziałem, że były to wyjątkowo piękne i szczęśliwe chwile.

Strony kroniki obozowej ze Sromowców Kątów 1982 r.

Ogniska harcerskie uczyły nas przede wszystkim śpiewu i dobrej zabawy. Niektóre piosenki , które poznałem miały na mnie dużą siłę oddziaływania. W wielu wypadkach utożsamiałem się z ich przekazem. Wyrażały one moje uczucia wznioślej niż ja sam to mogłem uczynić. Po latach niektóre z nich śpiewałem do snu moim małym córeczkom, choć raczej nie były to kołysanki. Inne, które szczególnie zapadły mi w serce i pamięć nucę i dziś, np. Idziemy na przód, czy Harcerską dolę. Niektóre z piosenek były „wywrotowe”. Najpopularniejszą w naszym gronie „Jak mówił wódz słoneczko Stalin” śpiewaliśmy tylko na obozowych ogniskach. Gdyby to usłyszał ktoś „odpowiedzialny i świadomy politycznie” i powiadomił odpowiednie organy nasz Druh Komendant, który pozwalał na te wykonania, miałby delikatnie mówiąc nieprzyjemności. Nielegalne teksty były skróconymi lekcjami prawdziwej historii, której byliśmy pozbawieni. W tym miejscu powinienem wspomnieć, że odkąd pamiętam była we mnie naturalna „alergia” do tego co związane z PZPR – em i socjalizmem. Większość moich rówieśników cechowała się podobną postawą wobec „siły przewodniej Narodu”. Była to naturalna obrona organizmu przed toksycznymi ideami, które komuniści próbowali wszczepiać w każdą dziedzinę życia. Robili to na różne sposoby, wyrafinowanie lub bezczelnie. Oczywiście te pierwsze były skuteczniejsze i trudniejsze do rozpoznania przez co czasami ulegaliśmy ich działaniu. Jako harcerze braliśmy udział w uroczystościach państwowych związanych z władzą ludową, pochód 1-majowy, niekiedy 22 lipca obchodzony na obozach harcerskich. Gdy uczyłem się już w liceum wykorzystywano harcerzy do wystawiania wart przy pomniku MO i SB. Wtedy jeszcze jako młodzież nie znaliśmy prawdy o komunie i ich ramionach zbrojnych utrwalających władzę ludową po 1945 r. Żołnierzy Wyklętych nazwano bandytami a prawdziwi bandyci zostali bohaterami. Kiedy do naszej świadomości dotarło, że jest odwrotnie poinformowaliśmy naszego opiekuna z ramienia szkoły dh. Kasińskiego, że już nie będziemy pełnili warty przy pomniku „utrwalaczy”. Dyrekcja liceum nie naciskała abyśmy zmienili zdanie.

Z czasem moje samookreślenie polityczne i światopoglądowe stawało się bardziej wyraźne i jednoznaczne. Czytelnym wyrazem tego było noszenia krzyżyka na prawej patce kieszeni mundurka. Niektórym nie podobało się tak ostentacyjne wyrażania wiary. Wbrew temu określeniu moje zachowanie nie było obliczone na pokaz. Wynikało z własnych przekonań ukształtowanych przez przynależność do Kościoła. Było pewną przeciwwagą wobec oficjalnej linii ZHP, która akceptowała ingerencje ideologii komunistycznej. Na pierwszej stronie książeczki harcerskiej umieszczono fragment ze Statutu: „ZHP jest członkiem Federacji Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej (…)” Poniżej niego skażone przyrzeczenie: „Przyrzekam całym życiem służyć Tobie, Ojczyzno, być wiernym sprawie socjalizmu …” Nie chciałem mieć z tym nic wspólnego. Wstawki socjalistyczne w hymnie harcerskim czy przyrzeczeniu zawsze wywoływały we mnie bunt i obrzydzenie. Już jako drużynowy drużyny starszoharcerskiej popełniłem „zbrodnię”. Pozwoliłem aby dwie druhny składające przyrzeczenie uczyniły to według roty przedwojennej, w której było odniesienie do Boga, nie do socjalizmu.

Oprócz tego, że należałem do harcerstwa wcześniej zostałem ministrantem. Obie te służby przenikały się we mnie i uzupełniały. Zarówno Kościół jak i harcerstwo posiadały te same ideały i wzorce wychowawcze. Przed wojną obie instytucje kształtując dzieci i młodzież dążyły w tym samym kierunku i wzajemnie wspierały się. Harcerstwo wracając w latach 80-tych do źródeł nie mogło pominąć tej jedności. Jeżeli ruch chciał prawdziwie wrócić do korzeni musiał opowiedzieć się światopoglądowo. Niemniej wtedy jeszcze brakowało mi w życiu harcerskim oficjalnego elementu sakralności. Pamiętam jak z pewną zazdrością patrzyłem na makietę obozu harcerskiego wystawioną w oknie „Starówki” ( przy ul. Rwańskiej). Znajdowała się tam na drzewie mała kapliczka, przed którą, wyobrażałem sobie, brać obozowa codziennie wspólnie modliła się. Spontanicznym przejawem wyrażenia mojej wiary po harcersku na obozach letnich była obecność w mundurku na niedzielnych mszach św. Ważnym wydarzeniem dla mnie był udział pocztu sztandarowego ZHP w partyzanckiej mszy św. Miałem zaszczyt być wtedy chorążym. Było to chyba w październiku 1981 r., po nabożeństwie, gdy formowaliśmy kolumnę marszową podszedł do nas Antoni Heda „Szary” i wyraził radość z naszej obecności.

Harcerskie wychowanie odbywało się głównie poprzez instruktorów i starszych rówieśników. Pamiętam jak bardzo imponowali mi druhowie, którzy pięknie i płynnie opowiadali różne historie, podawali tytuły książek, często używali słów, których nie rozumiałem. To wywoływało we mnie chęć dorównania, mówienia tym samym językiem, przeczytania wymienionych książek, poznania znaczenia nowych terminów. Krótko mówiąc byłem pozytywnie motywowany. Wielki wpływ na moje wychowanie miał dh Władysław Jastalski. Nie będzie w tym przesady gdy powiem, że traktowałem Go jak drugiego Ojca. Wraz z moim przyjacielem „Malą” spędzaliśmy każdą przerwę międzylekcyjną w harcówce, rozmawiając z Komendantem lub grając w piłkarzyki. Miałem poczucie, że jesteśmy ważni. Wyróżnieniem dla nas było powierzanie nam przez Komendanta pewnych obowiązków i prac, które z radością i zaangażowaniem wykonywaliśmy. Był dla nas wielkim autorytetem, którego nie kwestionowaliśmy.

Oprócz instruktorów pomocni harcerzom w dążeniu do doskonałości mieli być bohaterowie drużyn i hufców. Patronem mojej drużyny był płk Wł. Muzyka, obrońca Iłży w 1939 r., bohaterami hufca byli Powstańcy Styczniowi. W jednym i drugim przypadku wielkość tych osób nie uległa dewaluacji w wyniku przemian politycznych. Poza tym miałem wiele innych wzorców, z którymi chciałem się utożsamiać. Z pewnością najważniejsi z nich to bohaterowie „Kamieni na szaniec” – „Rudy”, „Zośka” i „Alek”.

W 1981 r. rozpocząłem naukę w L.O. im. Mikołaja Kopernika w Iłży. Działała tam już prężnie starszoharcerska drużyna, która wchłonęła chętnych pierwszaków. Odżyły znajomości ze starszymi koleżankami i kolegami których znałem z podstawówki i z obozów. Przez pół roku byliśmy jeszcze w jednej drużynie z maturzystami. Wielu z nich ze względu na egzamin dojrzałości wkrótce zawiesiło działalność. Muszę przyznać, że miałem pewne trudności z przystosowaniem się do wymogów dydaktycznych nowej szkoły. Chciałem już z niej zrezygnować i przenieść się do szkoły zawodowej. Na szczęście do pozostania przekonała mnie Mama i fakt, że w zawodówce nie było harcerstwa. Tak więc ZHP w dużej mierze zawdzięczam swoją dalszą edukację, która otworzyła mi najkrótszą drogę na studia.

Jedno z najistotniejszych doświadczeń jakie doznałem dzięki harcerstwu była możliwość służenia bezinteresowną pomocą innym. Wydaje mi się, że jeżeli pewnych rzeczy nie nauczymy się we wczesnej młodości to w wieku dojrzałym jest to bardzo trudne a może nawet niewykonalne. Razem ze wspomnianym już moim przyjacielem „Malą” otrzymaliśmy zadanie, w ramach „Akcji Zima” otoczenia opieką panią Marię Ciepielewską wraz z jej córką. Później okazało się że nasza akcja trwała znacznie dłużej bo przez wszystkie lata liceum.

Dzięki drużynowej Renacie Kiepas nawiązaliśmy kontakt ze „Starówką” i jej Komendantem dh. Mirosławem Mazurkiewiczem. Dla wielu z nas było to pierwsze bliskie spotkanie z tradycyjnym harcerstwem. Zaskoczeniem dla mnie była znajomość przez Druha Mazurkiewicza mojego taty, który w latach 50-tych był radomskim harcerzem. W pamięci został mi wyjazd do „Starówki” ( jeszcze przy ul. Wałowej) na Andrzejki. W gawędzie przy kominku dh. Mirosław mówił m.in. o lilijce. Później zaśpiewaliśmy, chyba na życzenie Druha „Małą harcerską lilijkę”. Dh Mazurkiewicz skupił wokół siebie starsze pokolenia instruktorów i harcerzy oraz zorganizował muzeum harcerskie, gromadzące bezcenne pamiątki. Ośrodek „Starówka” był zaczynem dla odradzającego się harcerstwa.

Dh Mirosław Mazurkiewicz

Jeszcze zanim poznałem dh. Mazurkiewicza, pewnym przełomem w postrzeganiu bogactwa tradycji i historii organizacji stał się wyjazd na Jubileuszowy Zlot 70-lecia Harcerstwa do Krakowa. Spotkani tam starsi panowie w krótkich spodenkach byli nośnikami idei przedwojennego harcerstwa, które chronili ponad 40 lat przed destrukcją ze strony komuny. Podczas imprezy braliśmy udział w biegu terenowym. Jego zakończenie miało miejsce na Kopcu Piłsudskiego. Tuż przed zlotem obiekt ten wydobyto z gąszczu zarastającej go zieleni. Wiele lat później dowiedziałem się, że kopiec w 1936 r. sypali również harcerze z Iłży. Ważnym wydarzeniem zlotu było ognisko w scenerii Skałek Twardowskiego. Gawędę wygłosił dh. Stanisław Broniewski „Orsza”, naczelnik Szarych Szeregów i dowódca akcji pod Arsenałem.

Przytoczyłem powyżej wiele faktów wskazujących na szeroki zakres oddziaływania harcerstwa na moje wychowanie i edukację. Ruch ten poprzez swoje atrakcyjne metody i środki miał wielki wpływ prawie na każdą dziedzinę mojego życia. Zawdzięczam mu liczne przyjaźnie i znajomości oraz wiele cennych i ciepłych wspomnień. Wspólnie z Kościołem nadał mi pewien kierunek, w którym miałem dążyć w drodze przez życie. Dzięki Bogu nie zdewaluowały się dla mnie dziecięce ideały. Moją postawę życiową mogę określić jako konserwatywną, tzn. uznającą i kultywującą tradycje i wartości przodków. Dziś często osoby reprezentującą ten pogląd pogardliwie nazywa się moherami. Nowi-starzy inżynierowie dusz ponownie próbują stworzyć nowego człowieka. Zapomnieli niedawnych tragicznych prób osiągnięcia tego celu. Z natury przedmiotem ich eksperymentów są głównie dzieci i młodzież. Zamiast prawdziwego wychowania, które streszczenie swojego programu znajdowało w zawołaniu „Czuwaj” mówi się młodym „róbta co chceta”. [16] Każdy rozsądny człowiek wie, że nie można wychować bez wymagań a tym samym wyrzeczeń, ograniczeń, wstrzemięźliwości, konsekwencji, zaparcia się siebie. Wszystko te cechy wydają się trudne do dobrowolnej akceptacji szczególnie przez młodych. Jednak fenomen harcerstwa poprzez swoje metody czyni te nieprzyjemne ograniczenia, łatwymi do uniesienia a nawet pożądanymi. Jest to jedna z najważniejszych zalet harcerstwa i klucz do młodych dusz. Pięknie tę prawdę oddaje druga zwrotka mojej ulubionej piosenki harcerskiej, która nich będzie puentą moich wynurzeń.

„Nam trud nie straszny ani znój,

Bo myśmy złu wydali bój

I z nim do walki wciąż nas gna

Harcerska dola radosna.”

phm. Paweł Nowakowski


Przedstawiony zarys dziejów iłżeckiego harcerstwa od jego powstania do końca XX wieku w istocie jest tylko zarysem, wymagającym dalszych badań i opracowań. Poruszono w nim jedynie najistotniejsze wydarzenia, nie wspomniano o wielu osobach i działaniach. Czas biegnie nieubłaganie, przez organizację przechodzą nowe pokolenia, czy pozostawią po sobie ślad? Odtworzenie historii iłżeckiego ZHP od połowy lat 70 możliwe było dzięki istnieniu kronik harcerskich pisanych głównie przez dh. Wł. Jastalskiego, któremu za troskę o zachowanie wspomnień o wielu z nas winniśmy szczególną wdzięczność.  


[1] A. Małkowski, O wychowanie skautowe, Chicago 1915, s. 5-6.

[2] J.w., s. 6.

[3] J.w., s. 18.

[4] J. Szczepański, Moje szkoły wspomnienia s.  48-49.

[5] W artykule Zarys dziejów iłżeckiego harcerstwa w latach 1919-1950, opublikowanym w 2011 na portalu www.ilza.com.pl zamieściłem błędną informację o śmierci  Jan Jaklewicza podczas wojny 1920 r.  W rzeczywistości poległ jego brat Adam, członek iłżeckiego POW.  Jan w okresie międzywojennym pracował jako rachmistrz w starachowickiej fabryce broni. Był bardzo inteligentnym, energicznym i nieco ekscentrycznym człowiekiem. Zmarł prawdopodobnie wskutek powikłań pooperacyjnych żołądka  w drugiej połowie 1944 r.  W artykule wspomniałem również o matce Jana, której mieli pomagać iłżeccy harcerze jeszcze w 1946 r.  Z jakiego powodu to czynili? Być może chodziło o zasługi rodziny Jaklewiczów w walce o odzyskanie niepodległości – Adama, który zginął podczas walk o niepodległość ok. 1918 r. i Piotra Jaklewicza (seniora), tragicznego uczestnika rewolucji 1905 r. Działalność Piotra została doceniona pośmiertnie przyznaniem  Krzyża Niepodległości z Mieczami. To rzadkie odznaczenie przyznano,  również pośmiertnie Maksymilianowi Jakubowskiemu, komendantowi iłżeckiego POW.

Piotr Jaklewicz  podczas rewolucji 1905 r. najpierw uczestniczył w  kolportowaniu nielegalnej prasy, później był agitatorem by ostatecznie przejść do walki zbrojnej z Rosjanami. Zorganizował i został  dowódcą Lotnego Oddziału Bojowego, który m.in. rozbroił policjantów w Skarżysku, przeprowadzał akcje ekspropriacyjne i  prowadził walkę partyzancką. Został schwytany i uwięziony  w Radomiu a następnie w cytadeli warszawskiej. Wyrokiem sądu wojskowego skazano go na śmierć przez powieszenie. Wyrok   został wykonany 6.11/24.10.1906 r. o godz. 4 rano na stokach cytadeli. Do wzięcia udziału w egzekucji została przymuszona żona.  

[6] M. Peszyńska, 07.09.1896 r. w Głowaczowie . Szkołę powszechną i gimnazjum ukończyła w Radomiu, seminarium nauczycielskie i wyższy kurs nauczycielski w Warszawie. Na początku okupacji kontynuowała pracę w szkole powszechnej w Iłży. Po wykryciu przez Niemców, że na zajęciach korzysta z zakazanych polskich książek musiała uciekać i  ukrywać się do końca okupacji.  

[7] S. Cichosz – Staszałek „Sława”, Z pamiętnika kobiet walczącej, s. 22-23.

[8] 12 XI 1930 r. Wczoraj była uroczystość święta narodowego 11 listopada. Naszą drużynę prowadziła Halina, a męską harcerską dla niewiadomych mi powodów prowadził Henryk Szymański. Wieczorem odbyła się akademia (…)                                             19 III 1933 r.  Dziś dzień imienin Wybawcy kochanej naszej Ojczyzny, Marszałka Józefa Piłsudskiego (…) Wczoraj wieczorem odbył się capstrzyk, a choć to było wieczorem to jednak nasza drużyna stawiła się najliczniej bo 38 druhen, choć ostatnie z nich liczyły 10 lat . – S. Cichosz, Dzienniczek 1929-1933 (kopia rękopisu w posiadaniu autora)

[9] Stanisława Cichosz w wielu miejscach swojego dzienniczka wystawiała bardzo dobre świadectwo Marii Peszyńskiej. W jednym z fragmentów pisała: Bo któż nam dał tę miłość do Ojczyzny, któż wyprowadził nas z tego mniemania o poddaństwie mężczyźnie – kto nauczył nas walczyć ze złem, kto dał tę moc skrzydłom naszym rwącym się z każdym dniem wyżej i wyżej, kto nauczył nas śmiać się wobec przeciwności, kto nauczył nas walczyć o byt? – Ona!!! Ta święta na tym świecie istota, która całe swe życie poświęciła Ojczyźnie a przez to wychowaniu młodzieży. Zaraz można to poznać po wzroście ilości dziewcząt w naszej drużynie.

[10] Bohaterem drużyny był Kazimierz Pułaski.

[11] 4 rkm, 10 kb, kilka skrzynek amunicji i granatów.

[12] O „Sławie” i rodzinie Cichoszów „Szary”, napisał: Cała rodzina wyrosła w duchu patriotyzmu, położyła wielkie zasługi dla naszej organizacji i dla Polski. „Sława” harcerka od 12 roku życia, służy w harcerstwie do dziś, jest harcmistrzynią i członkiem Kręgu „Łysica”, a także bardzo aktywnie włącza się do naszych akowskich uroczystości. Obdarzona poetycką wrażliwością, stworzyła wiele wierszy związanych tematycznie z naszym życiem obozowym i naszą walką. (A. Heda, Wspomnienia „Szarego”, s. 252)  
Po okupacji niemieckiej Sława

[13] Prawdopodobnie kolejnymi hufcowymi byli Ludwik Gaździński i ? Piasek

[14] My, instruktorzy, wychowawcy najmłodszego pokolenia budującego socjalistyczną Polskę, zrywamy ze wszystkimi pozostałościami wychowania skautowego i harcerskiego, które są odbiciem ustroju kapitalistycznego, i chcemy naszą robotę harcerską oprzeć na zasadach wychowania socjalistycznego. (frag. uchwały podjętej na Konferencji Komendantów i Komendantek Chorągwi w dniu  20.12.1948 r.)

[15] Gminny Związek Drużyn mógł zastąpić nazwę Ośrodek Pracy Drużyn w 1973 r., po częściowej reformie administracyjnej przywracającej gminy.

[16] Zdania te pisałem 7 lat temu. Dziś są jeszcze bardziej aktualne, obserwując nasilone działania lobby homoseksualnego,  chcącego przejąć kontrolę nad wychowaniem dzieci i kształtowaniem młodzieży.  

MĘCZENNIK MOKOTOWA

MĘCZENNIK MOKOTOWA

Marianna Pakulska

Jan Kaim
Jan Kaim

Jan Kaim – wielki patriota, bezgranicznie oddany sprawom Ojczyzny, całe swe życie poświęcił walce o wolną Polskę. Za swą działalność więziony, torturowany. Należy do ofiar komunizmu, zgładzony w bestialski sposób w więzieniu na Rakowieckiej. Wśród więźniów zyskał miano „Męczennika Mokotowa”. Jedyną jego winą była bezgraniczna miłość do Ojczyzny, obrona wartości chrześcijańskich i narodowych oraz przeciwstawianie się sowietyzacji Polski. Wychowany w duchu chrześcijańskim i patriotycznym był zdecydowany poświęcić wszystko w imię tych wartości. I tak też się stało, oddał życie w imię zasad, które dla niego były najważniejsze.

Jan Kaim syn Pawła i Marii z domu Kiepas, urodził się w Starosiedlicach 17 września 1912 roku. Miał trzech braci: Antoniego, Stanisława i Władysława, dwie siostry Marię i Zofię oraz siostrę przyrodnią Ewę. Jan Kaim naukę pobierał w Starosiedlicach, Iłży, Nowogródku, Drohiczynie i w Kobryniu, gdzie w 1931 r. uzyskał maturę. Od września 1932 r. do września 1933 r. odbył zasadniczą służbę wojskową w Brześciu nad Bugiem. Mimo trudnych warunków materialnych (ojciec zmarł w 1930 r.) pragnął uczyć się dalej. Od 1933 r. do 1939 r. (z przerwami na pracę) studiował na Wydziale Inżynierii Lądowej i Wodnej Politechniki Lwowskiej. Już w czasie studiów brał czynny udział w działalności organizacji studenckich oraz w ruchu narodowym. W 1939 r. uzyskał absolutorium, ale przed wybuchem wojny nie zdążył złożyć egzaminu dyplomowego.

W pierwszej powszechnej mobilizacji 31 sierpnia 1939 r. zostaje powołany do wojska i przydzielony do 35 p.p. w Brześciu. W szeregach tego pułku walczył z Niemcami m.in. pod Kockiem, Wolą Guławską i Krzywdą. W tym pułku od 31 sierpnia do 17 września był dowódcą drużyny. Po rozbiciu pułku pod Brześciem wycofał się do Drohiczyna Poleskiego, gdzie wstąpił do 81. pp w GO gen F. Kleeberga, pełniąc tam funkcję zastępcy dowódcy plutonu. 7 października, po kapitulacji oddziału pod Krzywdą dostał się do niewoli niemieckiej, z której zbiegł 10 października 1939 r. w Łukowie. Następnie przedostał się do Niska, a stamtąd na tereny rodzinne do Starachowic, gdzie mieszkał do 30 listopada 1942. W listopadzie 1939 r. Jan Kaim wstąpił do Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW), w której pełnił funkcję kierownika organizacyjnego powiatu starachowickiego i organizował oddziały NOW. Stoczył wiele walk z Niemcami na terenie Kielecczyzny (Starachowice, Iłża, Radom). Wykazywał w nich ogromną odwagę i determinację. Pod jego dowództwem walczył również jego młodszy brat Stanisław, który zginął w wieku 19 lat w czasie walk w rejonie Końskich.

W październiku 1942 r. w ramach akcji scaleniowej, NOW weszła w skład AK. Od 1 grudnia 1942 r. do 15 lutego 1943 r. Jan Kaim mieszkał w Radomiu, gdzie był dowódcą plutonu NOW-AK. Zagrożony wsypą przeniósł się do Warszawy, gdzie pod pseudonimem „Wiktor” został dowódcą plutonu specjalnego (rekwizycyjnego) przy KG NOW. W lutym 1943 r. w Warszawie został zaprzysiężony na rotę AK.

W czerwcu 1943 r. dowodził akcją rozbrojenia załogi niemieckiej w majątku Zakrzówek, pow. Radom. Został wówczas ranny w obojczyk. Od listopada 1942 r. do czerwca 1944 r. dowodził wielokrotnie akcjami konfiskaty towarów niemieckich na potrzeby organizacyjne.

W maju 1944 r. w domu w Warszawie przy ul. Złotej został aresztowany przez Gestapo (wraz ze swoją siostrą Marią, która kierowała Narodową Organizacją Wojskową Kobiet i była kurierką Komendy Głównej NOW). Jan Kaim oraz jego siostra Maria zostali osadzeni w więzieniu na Pawiaku i poddani brutalnemu śledztwu. Podczas śledztwa nikogo nie wydali. W „Kedywie” rozważano ich odbicie, ale 30 lipca 1944 r. Jan Kaim został przewieziony do obozu koncentracyjnego w Gross-Rosen, a Maria Kaim dzień później do Ravensbruck. 17 września Jan Kaim został przetransportowany do KL Mauthausen, skąd po miesiącu został przeniesiony do KL Linz, gdzie przebywał do końca wojny.

Dnia 5 maja 1945 obóz został oswobodzony przez wojska amerykańskie, w wyniku czego również Jan Kaim odzyskał wolność. Do 2 lipca przebywał w Ośrodku Polskim w Linz, po czym transportem repatriacyjnym powrócił do kraju, aby rozpoznać nastroje społeczeństwa oraz rozeznać możliwości działania Stronnictwa Narodowego.

Polska wyzwolona spod okupacji niemieckiej, znajdowała się pod okupacją sowiecką. Jan Kaim zaczyna intensywną działalność na rzecz uwolnienia Polski od obcych wpływów. Dla niego walka się nie skończyła, bo Polska nie była jeszcze wolna. Nigdy nie pogodził się z perspektywą wprowadzenia w Polsce ustroju komunistycznego. Zdecydowany był walczyć o pełne wyzwolenie, nie mógł pogodzić się z narzuconym Polsce zbrodniczym ustrojem komunistycznym, zniewalającym naród.

Jan Kaim organizuje więc sieć dla przeciwstawienia się wprowadzeniu reżimu komunistycznego. Wyjeżdża z kraju jako kurier władz Rzeczypospolitej i emisariusz Stronnictwa Narodowego (SN) na uchodźstwie, aby organizować łączność między władzami SN w kraju i na emigracji.

Nawiązuje kontakty z działaczami głównych miast na terenie całego kraju. W kraju organizacja ta została zdelegalizowana przez władzę komunistyczną, a aktywizacja członków Stronnictwa Narodowego była bardzo utrudniona z powodu licznych aresztowań oraz z powodu obaw przed represjami aparatu bezpieczeństwa.

Po rozeznaniu sytuacji w kraju, nawiązuje kontakty z delegaturą rządu londyńskiego oraz kierownictwem Stronnictwa Narodowego. Przybywa do Monachium, Frankfurtu, Meppen, Paryża. Spotyka tam dywizję gen. Maczka i nawiązuje kontakty z delegaturą rządu londyńskiego oraz kierownictwem Stronnictwa Narodowego. Wszędzie szuka kontaktów i organizuje sieć dla przeciwstawienia się wprowadzeniu komunizmu.

W tym okresie Jan Kaim używa pseudonimów „Filip” i „Wiktor”. Wielokrotnie przyjeżdża do kraju z dyspozycjami rządu londyńskiego oraz by organizować zerwaną sieć informacyjną. Przeprowadza również na Zachód zagrożonych aresztowaniem działaczy SN. Niestety nie trwa to długo. Ostatni raz przekracza granicę 4 listopada 1947 r. w okolicach Szczecina. W Szczecinie oraz w wielu innych miastach całego kraju usiłuje nawiązać łączność z działaczami SN, ale wielu jest już aresztowanych. Zasadzka na Jana Kaima jest już przygotowana; cały czas jest śledzony. Po wykonaniu zadania, gdy ma wyjechać z kraju, w dniu 24 listopada zostaje aresztowany w Szczecinie i osadzony w więzieniu w Warszawie na Mokotowie.

W więzieniu Jan Kaim traktowany jest jak największy zbrodniarz; nie pozwalano mu na żadne kontakty z rodziną. Bestialskie metody, jakie wobec niego stosowano oraz okrutne tortury sprawiły, że zyskał miano „Męczennika Mokotowa”. Nawet po wydaniu wyroku śmierci nie zezwolono na widzenie z matką, nie przekazano jej żadnych rzeczy osobistych. Matka do końca swego życia miała nadzieję, że jej syn żyje, bo dlaczego mieliby go stracić? Za co miałby dostać karę śmierci? Przecież nigdy nie zrobił nic złego.

Niestety rzeczywistość okazała się brutalna! Janowi Kaimowi udało się przeżyć wojnę; wielokrotnie omijały go kule nieprzyjaciela na polu walki, mimo że walczył nieustannie nie licząc się z zagrożeniami. Nie oszczędzili go jednak komuniści. Człowiek tak mądry i wykształcony, mógł dobrze służyć Polsce. W kraju wyniszczonym wojną tacy ludzie byli Polsce potrzebni. Komuniści zadecydowali jednak inaczej, patriota i człowiek oddany swojej Ojczyźnie nie był ich zdaniem krajowi potrzebny!

płk Aleksander Warecki vel Warenhaupt ponosi osobistą odpowiedzialny za skazanie Jana Kaima na śmierć

Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z dnia 6 maja 1949 r. Jan Kaim został skazany na karę śmierci. Najwyższy Sąd Wojskowy postanowieniem z dnia 24 czerwca 1949 r. utrzymał powyższy wyrok w mocy. Sądy obu instancji nie zadały sobie trudu uzasadnienia przyjętej kwalifikacji prawnej ani faktów, które wskazywałyby na działalność przestępczą. Zarówno protokół rozprawy, jak i uzasadnienie orzeczeń sądów obu instancji, to zlepek prymitywnych sloganów i zwrotów, w których brak jakiejkolwiek argumentacji prawniczej. Wyrok został wydany w sposób uwłaczający wszelkim zasadom praworządności. Na rozprawie nie było prokuratora, nie było obrońcy, nie było świadków. Właściwie nie było żadnej rozprawy. W uzasadnieniu wyroku znajduje się stwierdzenie, że „usiłował przemocą zmienić ustrój Państwa Polskiego i obalić przemocą ustanowione organa władzy zwierzchniej Narodu, a następnie wraz z innymi zagarnąć ich władzę”. W aktach sprawy znajduje się też stwierdzenie, iż jest zbyt inteligentny i mądry, a w związku z tym zbyt niebezpieczny. Ówczesny sąd stalinowski nie wziął pod uwagę jego wielkich zasług w walce o wyzwolenie spod okupacji hitlerowskiej, które były oczywiste niezależnie od jego poglądów politycznych.

Prezydent R.P. Bolesław Bierut decyzją z dnia 13 lipca 1949 r. nie skorzystał z prawa łaski i w dniu 18 lipca 1949 r. wyrok został wykonany.

W wieku 37 lat, w pełni sił, zamordowano człowieka bez reszty oddanego sprawie Ojczyzny, wielkiego patriotę. Jan Kaim zginął dlatego, że miał inne poglądy, że nie godził się na bolszewizację kraju i utratę suwerenności. Stracono w sposób haniebny człowieka prawego i nieskazitelnego, dla którego liczyło się tylko dobro kraju, dla którego nie miały znaczenia żadne osobiste korzyści, który bez reszty poświęcił się dla dobra Ojczyzny.

W dniu 18 grudnia 1990 r. odbyła się rozprawa rewizyjna w Izbie Wojskowej Sądu Najwyższego, na której Jan Kaim został uniewinniony od przypisywanych mu przestępstw. Wyrok został uznany za haniebny, przy czym stwierdzono, że skazanie nastapiło z obrazą przepisów prawa materialnego. Nazwisko Jan Kaim zostało upamiętnione na pomniku ofiar stalinizmu na Warszawskim Cmentarzu na Powązkach oraz na tablicy umieszczonej na murach więzienia na ul. Rakowieckiej, wśród ofiar straconych w tym więzieniu w latach 1945-1956.

Świadectwo potwierdzające identyfikację odnalezionych szczątków

W dniu 11 listopada 2006 roku w Święto Niepodległości Prezydent Polski Lech Kaczyński, doceniając zasługi w bohaterskiej walce o niepodległość przyznał Janowi Kaimowi pośmiertnie Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.

Miejsce odnalezienia szczątków Jana Kaima - Łączka
Miejsce odnalezienia szczątków Jana Kaima – Łączka

Szczątki Jana Kaima odnalazł zespół prof. Krzysztofa Szwagrzyka 23 maja 2013 roku w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na warszawskich Powązkach.

Uroczysty pogrzeb państwowy z asystą honorową Wojska Polskiego odbędzie się we wrześniu 2019 roku. Odnalezione szczątki zostaną złożone w Panteonie – Mauzoleum Żołnierzy Wyklętych – Niezłomnych na Łączce Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie. Ceremonia ta będzie zwieńczeniem tragicznej historii Ofiar zbrodni komunistycznych.

                                                                           Marianna Pakulska 

Opieka nad ruinami Zamku Iłża

Opieka nad ruinami Zamku Iłża

           W dobie przynależności zamku do biskupstwa krakowskiego był on wielokrotnie remontowany i rozbudowywany. Wynikało to z praktycznych potrzeb gospodarzy, dla których obiekt spełniał szereg różnorodnych funkcji, począwszy od militarnej przez mieszkalną,  reprezentacyjną , administracyjną, penitencjarną  do gospodarczej. Zamek przeszedł kilka dużych renowacji. Pierwsza o której wiemy, na przełomie XV i XVI w., przeprowadzona została przez bp. Jana Konarskiego; druga, w 2 poł. XVI w. polegała na przebudowie zamku  gotyckiego w renesansowy, przeprowadzona  została przez bp. Filipa Padniewskiego; trzecia, po pożarze w 1588 r., dokonana przez bp. Piotra Myszkowskiego; czwarta  renowacja, została podjęta przez bp. Marcina Szyszkowskiego w 1618 r.; piąta, po zniszczeniach potopu szwedzkiego, zakończona w 1670 r. przez bp. Andrzeja Trzebickiego; szósta,  zrealizowana w 1737 r. przez bp. Andrzeja Lipskiego; siódmy remont wykonany został staraniem bp. A. Załuskiego w 1750 r.; ósma, ostatnia odnowa została przeprowadzona kosztem bp. Kajetana Sołtyka w 1782 r.  Po tej dacie następuje stopniowa dewastacja przekształcająca zamek w ruinę.  W 1873 r. resztki zamczyska zostały zakupione przez księcia Tadeusza Lubomirskiego, który chciał uchronić je przed całkowitym unicestwieniem.  Przełom w ratowaniu zabytku dokonał  się dopiero w 1907 r.  kiedy przyjechał do Iłży Oskar Sosnowski.  Architekt zdiagnozował stan ruin i sporządził  plan działań konserwatorskich.  Prace rozpoczęto trzy lata później. Podmurowano podstawę wieży głównej i wzmocniono przypory dawnej wieży bramnej. W tym czasie obiekt był już własnością  Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości . W latach dwudziestych Towarzystwo starało się o kontynuowanie prac renowacyjnych. Z budżetu Ministerstwa Robót Publicznych przeznaczono na ten cel fundusz w wysokości 100 000 marek . Ostatecznie środki te przekazano  na ratowania klasztoru na Św. Krzyżu.

Towarzystwo dobrze wywiązywało się ze swoich właścicielskich obowiązków. Widziało „konieczność stałego i bezpośredniego czuwania nad ruinami iłżeckimi”.[1] W tym celu delegowało swoich przedstawicieli. Pierwszym z nich był sędzia pokoju  Karol Gantner. Pieczę nad zabytkiem powierzył mu jeszcze poprzedni właściciel, książę Lubomirski. Sprawował tę funkcje do 1921 r. Jego następcą został rejent Stefan Kaleński, późniejszy burmistrz Iłży. Dla Zarządu Towarzystwa było oczywistością ustanowienie osoby odpowiedzialnej za obiekt. Obecność kuratora umożliwiała właściwy dozór i możliwość realizacji  programu konserwatorskiego i planu administracyjno-gospodarczego. [2] Na początku lat dwudziestych powstała koncepcja wydzierżawienia wzgórza zamkowego straży ogniowej, wraz z powierzeniem jej opieki  nad ruinami. Wszystko było uzgodnione lecz   z powodu obstrukcji Stefana Kaleńskiego  nie doszło do podpisania umowy. Gdy ruiny zostały zakupione przez gminę Iłża (1927 r.), magistrat „na wzgórzu zamkowym urządził park miejski, zaangażował dozorcę-ogrodnika i zasadził kilka tysięcy drzew dzikich.[3] Do II wojny światowej nie prowadzono już prac renowacyjnych, skupiono się głównie na pielęgnacji zieleni. Podczas bitwy o Iłżę 8-9 września 1939 r. ruiny doznały uszczerbku, szczególnie wieża główna. Naprawa wieży miała miejsce dopiero w 1958 r. Była wynikiem presji mieszkańców,  którym spadające kamienie wyrządzały szkody w obejściach i były zagrożeniem dla zdrowia i życia. [4] Pomocni w tej akcji byli  dziennikarze Nowej Wsi  i Życia Radomskiego.

Pod koniec lat 50-tych wrócono  do zadrzewiania wzgórza, ale tym razem władze nie mogły poradzić sobie z niszczeniem sadzonek. Z tego powodu postanowiono zatrudnić dozorcę. Oczywiście nie było funduszu na  etat. Zwrócono się o pomoc do Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach, które w sierpniu 1959 r. odpowiedziało:  „Nawiązując do poprzednio przeprowadzonej korespondencji na temat zaangażowania dozorcy na zamku w Iłży, donosi się, że obecnie istnieje możliwość zaangażowania i opłacenia przez nas takiego pracownika. Proszę o spowodowanie nadesłania podania z życiorysem wraz z opinią tamtejszego Prezydium. Pracownik musi być sumienny z pełnym poczuciem odpowiedzialności, chcący pracować na tym stanowisku. Powinien być zaznajomiony z historią zamku by mógł poinformować wycieczkę zwiedzającą ten obiekt. Pracownik ten może być zaangażowany od dnia 1 września br.”[5]   Były to chyba wygórowane wymagania jak na dozorcę? Do znalezienia odpowiedniej osoby nie doszło, skoro Adam Bednarczyk w 1969 r. pisał w Słowie Ludu: „Zamek bez dozoru. Od wielu lat nie ma stróża na zamku w Iłży. Wydaje nam się, że należy zatrudnić kogoś przynajmniej na pół etatu, w godzinach popołudniowych od 13. Sprawa o tyle bardzo pilna i ważna, że zachowanie młodzieży na zamku daje nam dużo do myślenia. (…) Stróż na zamku będzie miał co robić, tym bardziej gdy wspomni się o zaśmiecaniu zamku, wybujałych chwastach, rozbitych butelkach itp. Dodajmy, że w lecie coraz więcej turystów zwiedza nasz gród.” Mimo upływu 50 lat uwagi p. Adama są nadal aktualne.

W  XX w. dokonała się głęboka przemiana w sferze ochrony zabytków.  Przy obecnych regulacjach prawnych  i  świadomości społecznej  nie powinno ubywać obiektów zabytkowych, przynajmniej tych cenniejszych. Jednak cały czas skreślane są z rejestrów te zabytki, które przez zaniedbanie przestały posiadać jakąkolwiek wartość.  Niestety  utrata wartości dotyczy także Zamku Iłża. Deprecjacja jest przede wszystkim konsekwencją zaniedbań i niedostatecznej opieki,  ale przyczyniają się do niej także błędne działania renowacyjne.

Dla zamku Iłża od lat 70. ubiegłego wieku powstało kilka koncepcji i projektów konserwatorsko – renowacyjnych:

  • Zamek w Iłży, zabezpieczenie, opr. przez A. Klimka (Politechnika Świętokrzyska 1973 r.),
  • Projekt konserwacji zamku górnego  St. Medekszy (1978 r.?)[6],
  • Projekty prof. Andrzej Kadłuczki z Politechniki Krakowskiej: zabezpieczenia i adaptacji wieży zamkowej do potrzeb turystycznych,  projekt zabezpieczenia ruin i ich zagospodarowania (1993, 1995),
  • Program ochrony i zagospodarowania zespołu zamkowego w Iłży (w
  • ramach Programu MKiSz : „Ochrona i konserwacja architektury obronnej” (1997)
  • Koncepcja zagospodarowania wzgórza zamkowego w Iłży P. Langera (2008 r.)[7]
  • Projekt prof. Jana Salma, zabezpieczenia murów zamku górnego z adaptacją wnętrz na cele muzealne (2010 r.)
  • Zabezpieczenia pozostałości murów zamku górnego w części północnej, opr. przez T. Grzelakowskiego  (2016 r.)

Dokumentacja,  którą sporządzono należy do najobszerniejszych jakie posiadają tego typu obiekty (historyczne ruiny zamków średniowiecznych).[8] Podczas badań stanu zasobu historycznych ruin w Polsce w latach 2010-2012, iłżecki zamek znalazła się w grupie reprezentatywnej składającej się z 10 obiektów[9].  Zostały one  poddane szczegółowej analizie pod względem posiadanej dokumentacji, stanu technicznego i prac konserwatorskich.  W badanej grupie  ruiny iłżeckie posiadają najbogatszą dokumentację, którą oceniono na 1.92 w 3 punktowej skali. Obiekt iłżecki, jako jedyny otrzymał maksymalną  ocenę za dokumentacje:  konserwatorską z koncepcją, opinie i ekspertyzy dla całości, projekty techniczne całościowe.  Ostatnie lata przyniosły kolejne nowe opracowania (nie publikowane) związane z badaniami teledetekcyjnymi zamku prowadzonymi przez dr R. Zapłatę w latach 2012-2016 i badaniami archeologicznymi  prowadzonymi przez dr Z. Lechowicza w 2015 r. Oprócz dokumentacji naukowej tworzona jest również dokumentacja urzędnicza taka jak Gminny Program Opieki nad Zabytkami czy Strategia Rozwoju Gminy i Miasta Iłża.

Mając tak obszerny zasób różnego rodzaju opracowań, można postawić pytanie, czy  przekłada się to na rzeczywistą i wymierną opiekę nad zabytkiem? W myśl ustawy  o ochronie i opiece nad zabytkami, opieka  polega na zapewnieniu przez właściciela warunków:

  1. naukowego badania i dokumentowania zabytku;
  2. prowadzenia prac konserwatorskich, restauratorskich i robót budowlanych przy zabytku;
  3. zabezpieczenie i utrzymanie zabytku oraz jego otoczenia w jak najlepszym stanie;
  4. korzystanie z zabytku w sposób zapewniający trwałe zachowanie jego wartości;
  5. popularyzowanie i upowszechnianie wiedzy o zabytku oraz jego znaczeniu dla historii i kultury.

Opieka nad zabytkiem to cały szereg działań  nawzajem uzupełniających się. Wydaje się jednak, że czynności zawarte w 3 i 4 punkcie –  zabezpieczenie i utrzymanie obiektu w jak najlepszym stanie oraz korzystanie z obiektu nie umniejszając jego wartości, są zadaniami nadrzędnymi. Bez realizacji tych elementarnych obowiązków nie można mówić w ogóle o opiece. Badania, sporządzanie dokumentacji,  popularyzacja to ważne wyznaczniki dbałości o zabytek, ale ich brak nie zagraża egzystencji obiektu. Natomiast  bez bieżących i stałych działań, czyli kontroli  i usuwania rodzących się zagrożeń jego żywotność zostanie znacznie ograniczona.

W przypadku ruin iłżeckich mamy wyraźną dysproporcję w realizacji poszczególnych warunków opieki. Jak już wykazałem wyżej, obiekt posiada znaczny zasób dokumentacji projektowej i naukowej, która wykorzystywana jest w praktyce w stopniu niedostatecznym.         W większości przypadków efekty badań naukowych, wnioski, zalecenia konserwatorskie czy plany renowacji i zabezpieczeń są wcielane w życie tylko częściowo i z dużym opóźnieniem.  Zamek Iłża nie miał  szczęścia także do jakości projektów i wykonawców, którzy bardzo często okazywali się podwykonawcami bez odpowiednich kwalifikacji. Poniżej przedstawiono szereg  działań, które za zgodą urzędu konserwatorskiego przyczyniły się do pomniejszenia wartości historycznej i estetycznej obiektu:

  1. Dach na wieży głównej (tzw. parasolka), negatywnie wpływa na estetykę budowli. Co ważniejsze nie spełnia należycie swojej funkcji ochronnej. Zadaszenie nie posiada rynien,  podczas gwałtownych ulew połączonych z wiatrem,  woda  która spływa z nawietrznej połaci dachu jest  wtłaczana do wnętrza wieży. (fot. 1)

Fot. 1 „Parasolka” (P.N.)

2. Nieprzemyślane przeprowadzenie przewodów  elektrycznych i instalacji odgromowej. (fot.2, 3)

fot. 2 (P.N.)
Fot. 3 Wyjątkowo „przemyślany” przebieg instalacji elektrycznej (fot. P.N.)

3. Źle wykonane prace dekarskie były powodem zalewania pomieszczeń skrzydła południowego (fot. 4, 5, 6)

4. Błędy murarskie polegające na używaniu nieodpowiednio przygotowanej zaprawy lub prowadzeniu prac przy zbyt niskich temperaturach. (fot. 7, 8)

5. W wielu miejscach niewłaściwie prowadzono prace murarskie – brak zachowania  wątku lub kładzenie nowych warstw kamieni na rumoszu  (fot. 9, 10, 10 a)

6. Brak przesklepień w otworach drzwiowych  w skrzydle południowym. (fot. 11)

Fot. 11 Brak przesklepień, nadproży i węgary na 3 m w górę. Tak wyglądały otwory drzwiowe w skrzydle południowym

7. Nieumiejętnie wykonana anastyloza (rekonstrukcja architektury z zachowanych fragmentów), w wyniku której zniszczono lub usunięto oryginalne elementy renesansowej  kamieniarki.(fot. 12)

Fot. 12 Po wykryciu uchybień nadliczbowe węgary wykuto i przeprowadzono barbarzyńską korektę wysokości. Zainstalowano także proste nadproża.

8. Źle wyprofilowana wylewka na szczycie wieży.  Woda, która się tam gromadzi powoduje korozję zbrojenia. (fot. 13, 13a)

9. Zasypanie fosy

10. Niedostateczne rozpoznanie wyglądu dawnego obiektu przez co w zrekonstruowanych przestrzeniach brak otworów okiennych, które niegdyś tam były.

Pomijając wady samych projektów,  przyczyna większości  popełnionych błędów leżała w braku rzeczywistego  nadzoru budowlanego i konserwatorskiego.   Sprzyjała temu absencja inspektorów na palcu budowy, którzy pojawiali się tam raz na kilka tygodni. Niektóre z uchybień  zostały już na zawsze wpisane w mury zamku. W łatwiejszych przypadkach błędy były usuwane lub niwelowane, co oczywiście generowało dodatkowe koszty i pomniejszyło wartość historyczną danego fragmentu obiektu.

W ubiegłym roku byliśmy świadkami kolejnego niepowodzenia działań opiekuńczych. Dwukrotnie rozpoczynano i wstrzymywano prace renowacyjne.  Z murów zdjęto warstwę rumoszu, która stanowiła  naturalną ochronę dla fragmentów położonych głębiej. Nie wiadomo kiedy ponownie ruszą prace, ale nie nastąpi to szybko. Warunkiem sine qua non rozpoczęcia robót budowlanych jest dokończenie badań architektoniczno-archeologicznych. Do tego czasu ulegną erozji kolejne warstwy kamienia. Z tego powodu powinny zostać przeprowadzone jak najszybciej doraźne działania zabezpieczające mury przed dalszą destrukcją. (fot. 14, 15) Kwestią niecierpiącą zwłoki jest również sprawa zachodniego muru kurtynowego. O problemie były poinformowane władzy miejskiej oraz urząd konserwatorski (styczeń 2018 r.). W protokołach z posiedzeń Rady Miejskiej i Komisji Zdrowia, Oświaty ….  nie znalazłem żadnego śladu zajęcia się tą sprawą. Nie dane mi było również poznanie działań urzędu konserwatorskiego.

Patrząc wstecz na ponad 100 lat opieki nad ruinami zamku biskupów krakowskich w Iłży można dostrzec wielki trud w jakim się ona dokonywała i dokonuje. Działania opiekuńcze    prowadzono impulsywnie i niekonsekwentnie. Na pewno jedną z obiektywnych przyczyn  takiego postępowania był brak środków finansowych, szczególni w okresie międzywojennym. Problem tkwił także w postawie decydentów, wśród których brakowało specjalistów od ochrony zabytków (poza okresem przynależności ruin do TOnZP) . Generalnie opiekę nad ruinami włodarze traktowali mniej lub bardziej po macoszemu. Często podejmowali działania naprawcze dopiero w momencie gdy obiekt zagrażał bezpieczeństwu, mieszkańców i turystów. Przez lata nie opracowano żadnego mechanizmu nadzoru i kontroli technicznej ruin. Oznacza to brak rozeznania stanu obiektu i w istocie obojętność na jego los.

Paweł Nowakowski


[1] AP w Kielcach, zespół 21 498, sygn. 118, k. 16, 17.

[2] Zarząd TOnZP zasugerowało  Stefanowi Kaleńskiemu potrzebę powołania „niewielkiego Komitetu Opieki nad Ruinami pod swoim przewodnictwem dla przeprowadzenia w porozumieniu z delegatem-rzeczoznawcą, p. prof. O. Sosnowskim robót najpilniejszych, ustalenia budżetu, a nade wszystko uregulowania granic własności T-wa.”  Do kompetencji  Komitetu należało by także znalezienie dzierżawcy dla ruin  i pobieranie czynszu.

[3] AP w Kielcach, zespół 21 498, sygn. 118, k. 36.

[4]W odpowiedzi na skargę Bronisławy Grzybowskiej zam. w Iłży, Wojewódzki  Konserwator Zabytków  skierował pismo  z dn. 30 VI 1955 r. do MRN w Iłży, przypominające, że na niej spoczywa obowiązek stałej opieki nad ruinami zamku. 

[5]  AP w Kielcach, zespół 21 309, sygn. 101, K. 27.

[6] „Etap II prac konserwatorskich obejmuje cały zamek górny, a więc obwód murów obronnych wraz z wieżą i urządzeniami bramnymi oraz wszystkie mury działowe i konstrukcyjne pomieszczeń użytkowych. Konserwacji zamierza się poddać mury o łącznej długości ok. 300 m. Zakłada się również adaptację pomieszczeń piwnicznych i izby w partii przyziemnej – obok bramy wjazdowej oraz organizację punktu widokowego na wieży.”

[7] Wzięła pod uwagę wytyczne zawarte w opracowaniu pt. Program ochrony i zagospodarowania zespołu  zamkowego w Iłży. (1997 r.)

[8] W Polsce znajduje się ok. 130 obiektów, które możemy określić jako historyczne ruiny zamków średniowiecznych. 

[9] W grupie reprezentatywnej oprócz Iłży znalazły się ruiny w: Bobrownikach, Ćmielowie, Dybowie, Janowcu, Liwie, Rabsztynie, Radzikach, Rytrze i Tarnowie.

O Teodorze Lebenthal 76 lat po jej śmierci

O Teodorze Lebenthal 76 lat po jej śmierci

22 stycznia minęła 76 rocznica śmierci Teodory Jadwigi Lebenthal. W tym dniu na naszej stronie miał być opublikowany artykuł poświęcony zmarłej. Ze względu jednak na odnalezienie w sieci fragmentu opracowania prof. Doroty Samborskiej-Kukuć pt. Korekty i uzupełnienia do biografii Teodory (Dory) Lebenthal, wstrzymaliśmy się z publikacją własnego materiału, uznając że bez uwzględnienia wniosków Profesor Samborskiej będzie on niekompletny. Już wstępna lektura  pokazała, że jest to wyjątkowe opracowanie, które każe nam zrewidować wiele przekazów dotyczących biografii Dory.   Artykuł ukazał się  w  wydawnictwie Teksty Drugie, zajmującym się teorią literatury i krytyką.  Wydawało się, że napotkamy trudności z pozyskaniem całego tekstu, lecz dzięki uprzejmości Autorki, która przesłała  nam jego treść, możemy dziś podzielić się z czytelnikami wynikami jej badań[1].

Korekta i uzupełnienia do biografii to naukowe opracowanie, którego osoba Teodory Lebenthal jeszcze  nie posiadała. Dorota Samborska-Kukuć nie tylko poddała analizie wszystko co do tej pory ukazało się drukiem o Dorze ale także przez kwerendy metryk, aktów zgonów, roczników adresowych i prasy, odkryła wiele nieznanych wątków z życia bohaterki jak i jej rodziców. Autorka zwróciła uwagę na fakt, że większość informacji o Teodorze nie pochodzi z wiarygodnych źródeł lecz z przekazów wtórnych, które z różnych powodów uległy zniekształceniu. Świadczy o tym długi szereg błędnych lub wątpliwych danych biograficznych takich jak data urodzenia, imię ojca,  nazwisko rodowe matki czy specjalizacja lekarska.     

Zaskakujące są wnioski dotyczące  rzekomego małżeństwa Teodory z chirurgiem Józefem Szperem czy sprawa apartamentu, który miała sprzedać aby ratować zadłużonego Bolesława Leśmiana.

Poniższy cytat to ostatni z rozdziałów artykułu, kwintesencja ustaleń autorki.

Wnioski

        Rekonesans i weryfikacja wiadomości dotyczących Teodory Lebenthal utrwalonej w poezji autora Napoju cienistego pokazały, że powtarzane przez biografów Leśmiana, często w sposób etykietalny, informacje czerpane z komeraży wspomnieniowych i korespondencyjnych, nie tylko są niewystarczające, ale w wielu aspektach mylne, intencjonalnie lub bezwiednie przez świadków modyfikowane. Potwierdza się, że była Żydówką; dzięki poszukiwaniom udało się ustalić personalia prawdopodobnie jej rodziców a nawet kilka szczegółów z nimi związanych. Wskazano  możliwe, wskutek nie dających się pogodzić dyferencji, daty jej urodzenia: rok 1879, 1884 wpisywane kolejno w wykazy lekarzy warszawskich lub 1885 – rok widniejący w konwersji. Była lekarką, ale nie o specjalizacji ginekologicznej, lecz dermatologicznej. Podważono, opierając się na metrykach, to, że Dora była żoną chirurga, Józefa Szpera, chrzciła się i umarła bowiem jako panna, a Szper żenił się jako kawaler. Wobec rozlicznych sprzeczności dotyczących malwersacji w biurze notarialnym Leśmiana i konieczności spłaty przez niego długu poddano w wątpliwość sprzedaż przez Lebenthalównę apartamentu, który mógł być przez nią jedynie wynajmowany. Odsłonięto również nieznany dotąd krąg znajomych Dory: małżeństwo lekarzy Borowskich oraz plastyczkę Jadwigę Wolffową, ustalono także dane jej oprawców  – małżeństwa Łyżwińskich z Iłży.

Choć wyniki badawcze  Doroty Samborskiej-Kukuć można ująć w niewielkim akapicie, to ich znaczenie jest zasadnicze. Autorka wykonała obszerną pracę, która być może wywoła odzew wśród specjalistów od Leśmiana, z którym przecież nierozerwalnie złączona jest Dora.  Niemniej istnieją jeszcze przestrzenie badawcze, w których możemy odnaleźć ślady po Teodorze. Jedną z takich domen jest dokumentacja lekarska. W Archiwum Państwowym w Kielcach odnaleziono dwa świadectwa przedstawiające przebieg śmiertelnej choroby Dory.[2] Do iłżeckiego szpitala przyjęta została  rano 18 stycznia 1942 r. z gorączką 39°C i rozpoznaniem tyfusu plamistego. Doktor Obremski tak opisał przebieg choroby: badanie moczu wykazało ślady białek i ślady cukru, dla czego podano 10 jednostek insuliny, ale bezprzytomność wzmaga się, mimo że puls się poprawił po różnych zabiegach nasercowych. Chwilami całkiem wysadza, migotanie. Napoje raz po raz podaje się, które przyjmuje.

Arkusz szpitalny Teodory Lebenthal (źródło: AP w Kielcach)
Wykres temperatury z łóżka szpitalnego Teodory Lebenthal (źródło: AP w Kielcach)

Przez dwa dni udało się zbić temperaturę. W nocy z 21 na 22 stycznia gorączka powróciła i zaczęła rosnąć by osiągnąć po południu ponownie 39°C, był to już stan agonii. Według aktu zgonu Teodora zmarła o godzinie 20. Nieco zastanawiająca jest zwłoka w zgłoszeniu śmierci do kancelarii parafialnej, które nastąpiło dopiero 24 stycznia.

Wpis w księdze zmarłych (żródło: Parafia W.N.M.P. w Iłźy)

Subiektywny opis ostatnich dni Dory  zachował się także we wspomnieniach o Bogumile Latrzance-Sikorskiej.[3] Leżała[Bogumiła] w Szpitalu Powiatowym w Iłży od dnia 18 do 28 stycznia 1942 roku. Miała osobny pokój, do którego ok. 20 stycznia 1942 roku przywieziono chorą na tyfus lekarkę z Iłży, przyjaciółkę poety Leśmiana, Dorę Lebenthal, która natychmiast dostała odpowiednie zastrzyki i po nich usnęła. Mimo, że Bogunia próbowała ją kilka razy budzić, zmarła 22 stycznia 1942 roku we śnie. W czasie choroby nikt lekarki nie odwiedzał.

W ostatnim czasie udało się pozyskać jeszcze jedno świadectwo dotyczące doktor Lebenthal. Jest to relacja pani Zofii Łagodzińskiej z d. Szlachetko. W czerwcu 1940 r. został aresztowany i rozstrzelany przez Niemców jej ojciec, Karol. To tragiczne wydarzenie odcisnęło piętno na życiu i zdrowiu Jadwigi Szlachetko, żony Karola. Bardzo wyszczuplała, nerwy koiła palaniem ogromnej ilości papierosów, dostała też ostrej egzemy, która objawiała się pękaniem skóry, szczególnie w miejscach zgięć stawowych. Miała duże trudności z wyleczeniem tej dolegliwości. Skuteczna w terapii okazała się dr Lebenthal. Między kobietami zawiązała się nić sympatii. Pani Zofia odwiedzała wraz z mamą panią doktor, która była dla niej bardzo serdeczna i miła. Pamięta również, że w pokoju gdzie mieszkała Dora był portret mężczyzny. Później dowiedziała się, że przedstawiał Leśmiana.

Po śmierci Dory, była kilkukrotnie na jej grobie, który znajdował się bezpośrednio gdzieś przy południowo- wschodnim ogrodzeniu Starego Cmentarza. W pamięci Pani Łagodzińskiej Teodora Lebenthal pozostała jako osoba stale zapracowana i zaangażowana bez reszty na rzecz pacjentów, określiła ją mianem przeszlachetnego człowieka.       

                                                                                                       Paweł Nowakowski


[1] Po otrzymaniu artykułu od Pani Profesor, również na stronach internetowych odnalazłem pełną jego treść:

https://journals.openedition.org/td/1030

[2] zespół 21/2804, sygn. 62, k.102 i 103; dziękuję Panu Adamowi Malickiemu za pomoc w odnalezieniu dokumentów.

[3] Franciszek Sikorski, Wspomnienia o Bogusławie Latrzance-Sikorskiej „Ewie” (mps)  s. 25.

Tajemnicze zaginięcie portretu z epitafium ks. Józefa Rogalli

Tajemnicze zaginięcie portretu z epitafium ks. Józefa Rogalli

28 kwietnia 1980 roku w trakcie prac inwentaryzacyjnych w kościele p.w. Wniebowzięcia NMP w Iłży, prowadzonych przez

Miejsce, w którym znajdował się portret ks. Rogalli (fot. zasoby IPN)

pracowników Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Radomiu, zauważono brak portretu epitafijnego ks. Józefa Rogalli. Dotychczas znajdował się on na marmurowej tablicy po lewej stronie od wejścia do zakrystii. Olejny portret na blasze         w kształcie owalnym, został wyjęty z obramowania po odgięciu czterech gwoździ blokujących i skradziony. Zaraz po zauważeniu braku wizerunku ks. Rogalli,  ksiądz Dziadowicz (ówczesny proboszcz) poinformował wiernych o kradzieży i zaapelował jednoczenie, aby osoby, które coś wiedzą o zniknięciu obrazu zgłosiły się do niego. Natomiast Komenda Wojewódzka Milicji Obywatelskiej (KWMO) w Radomiu została powiadomiona o kradzieży dopiero we wrześniu 1980 roku przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Radomiu.

Sprawę zniknięcia obrazu z iłżeckiego kościoła funkcjonariusze z KWMO powiązali z zaginięciem nagrobka na cmentarzu żydowskim w Przytyku. Ustaleniem sprawców kradzieży zajęli się milicjanci z Wydziału Śledczego przy wsparciu funkcjonariuszy SB Wydziału IV, zajmującego się głównie zwalczaniem działalności kościoła i innych związków wyznaniowych.

W czasie oględzin miejsca zdarzenia nie odnaleziono żadnych śladów, co nie jest dziwne biorąc pod uwagę fakt, że od kradzieży minęło pół roku. W notatce sporządzonej z rozmowy z ks. Dziadowiczem ustalono, że obraz mógł zaginąć miedzy 27 a 28 kwietnia 1980 r. ponieważ ostatni raz ksiądz widział portret 26 lub 27 kwietnia.

W kręgu podejrzanych znalazł się sam ks. Józef Dziadowicz ponieważ od dłuższego czasu był kolekcjonerem dzieł sztuki, które przechowywał na plebani oraz u swojej siostry  w Sandomierzu. Co więcej SB posiadło informacje, że w 1977 roku zarysował się konflikt miedzy iłżeckim proboszczem a biskupem Wójcikiem, który zarzucał mu nieuczciwość  w prowadzeniu inwentaryzacji obrazów znajdujących się w kościołach na terenie parafii oraz handel tymi obrazami. Trudno teraz stwierdzić skąd funkcjonariusze posiadali takie informacje o księdzu i na ile były one wiarygodne.

9 grudnia 1980 r. wiceprokurator Zofia Gołębiowska z Prokuratury Wojewódzkiej  w Radomiu wszczęła śledztwo w sprawie kradzieży portretu ks. Rogalli. Prokurator przesłuchała ponownie ks. Dziadowicza, który zeznał, że kradzież obrazu zauważył podczas inwentaryzacji zabytków wraz z pracownikami z WKZ z Radomia. Ponadto stwierdził, że było to pierwsze tego typu zdarzenie w parafii, a sam kościół jest dobrze zabezpieczony założonymi  w 1979 r. kratami w głównym wejściu.

W trakcie prowadzonego dochodzenia Wydział Śledczy KWMO w Radomiu zwrócił się również do komisariatu w Iłży by ten wytypował osoby mogące mieć związek z kradzieżą.

Epitafium ks. Józefa Rogalii (fot. zasoby IPN)

By zapobiec sprzedaży obrazu do muzeów lub wywiezienia za granicę,       o kradzieży został poinformowany Zarząd Muzeów i Ochrony Zabytków Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz Szef Wywiadu Ewidencji i Technik Operacyjnej Zwiadu WOP w Warszawie. O tym że Graniczne Punkty Kontroli (GPK) zostały poinformowane o kradzieży przekonał się sam     ks. Dziadowicz podczas wylotu do Hiszpanii w czerwcu 1982 r. kiedy to doszło do bardzo dokładnego sprawdzenia bagażu na Granicznym Punkcie Kontroli na lotnisku Warszawa –Okęcie. Podczas rewizji                   i przeszukania nie odnaleziono skradzionego epitafium.

W toku prowadzonego śledztwa przesłuchano organistę, byłego kościelnego, księży oraz inne osoby. Wydział Śledczy KWMO                         w Radomiu wobec nie wykrycia sprawców postanowił 9 marca 1981 roku umorzyć dochodzenie. Mimo oficjalnego zamknięcia sprawy funkcjonariusze na polecenie Komendanta Wojewódzkiego MO dalej kontynuowali prace w celu wykrycia sprawców kradzieży.

Prokuratura Wojewódzka w Radomiu umorzyła śledztwo w dniu 24 marca 1981 r. ponieważ podczas oględzin miejsca kradzieży nie znaleziono żadnych śladów działania narzędzi ani śladów linii papilarnych. Najdłużej sprawą zajmował się Wydział IV SB. Dopiero w listopadzie 1982 r. poinformowano naczelnika Wydziału Śledczego, że dotychczasowe działania operacyjne zmierzające do wykrycia sprawców kradzieży nie dały pożądanych rezultatów, ponieważ SB nie posiada głębokiego rozpoznania operacyjnego w środowisku księży posługujących w iłżeckiej parafii.  Po ponad dwóch latach od kradzieży, tzn. w styczniu 1983 roku, ksiądz Dziadowicz otrzymał paczkę, nadaną z Warszawy przez niejakiego Manteufla. Ksiądz po rozpakowaniu starannie zabezpieczonej przesyłki ujrzał skradziony portret oraz małą karteczkę     z napisem  „Z racji jubileuszu 600-lecia Matki Bożej Częstochowskiej”. Ks. Dziadowicz nie poinformował prawdopodobnie milicji     o odlezieniu obrazu. Komenda Wojewódzka MO  o tym fakcie  dowiedziała się dopiera od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków  w Radomiu, który  pismem  z 17.06.1983  r. zwracał się do śledczych z prośbą o zwrot do kościoła w Iłży materiału dowodowego w postaci metalowych ćwieków, stanowiących oryginalne zamontowanie portretu epitafijnego ks. Rogalli.

Epitafium z portretem (fot. zasoby IPN)

Wydział Śledczy na wieść o odnalezieniu portretu, dzięki pomocy pracowników poczty ustalił skąd i przez kogo została nadana paczka. Niestety A. Manteufel nie mieszkał pod wskazanym adresem, mało tego nie figurował w stołecznym biurze ewidencji ludności.

Wobec odnalezienia obrazu i nie wykrycia sprawców Wydział Śledczy Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Radomiu     w października 1983 r. złożył cała sprawę do archiwum.

Na podstawie zachowanych akt można przypuszczać, że kradzież była elementem gry operacyjnej SB,  mającej na celu lepsze rozpoznanie lub pozyskanie do współpracy księży z iłżeckiej parafii. Świadczy o tym także zachowanie „złodzieja”, który z bliżej nieznanych powodów zwrócił cenny łup prawowitemu właścicielowi.

 

                                                                                                                                                                                                                                                                                                 Jarosław Ładak

 

Powyższy artykuł napisany został na podstawie dwóch jednostek archiwalnych z Archiwum Delegatury Instytutu Pamięci Narodowej w Radomiu:

-AIPN Ra, 04/126, Akta kontrolne postępowania przygotowawczego w sprawie kradzieży portretu epitafijnego z kościoła             p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Iłży w dniu 28-04-1980, tj. przestępstwo z art. 201 kodeksu karnego,

-AIPN Ra, 04/235, Akta główne postępowania przygotowawczego w sprawie kradzieży portretu epitafijnego z kościoła                  p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Iłży w dniu 28-04-1980, tj. przestępstwo z art. 201 kodeksu karnego.