Iłżeckie randez-vous arcyksiężnej i króla

Iłżeckie randez-vous arcyksiężnej i króla

Władysław IV, Cecylia Renata i Jan Kazimierz, rys. Jana Matejki [źródło: wikipedia]

W bieżącym roku przypada kilka okrągłych rocznic związanych z dziejami zamku Iłża. Do nich należy 380 lecie spotkania króla Władysława IV Wazy ze swoją małżonką Cecylią Renatą.  Wydarzenie to opisał  Albrycht Radziwiłł, nadając mu niezwykle romantyczny i kurtuazyjny  wydźwięk.  Przywołajmy relację kronikarza a następnie spróbujmy skonfrontować ją z faktami historycznymi.

6-go września.

Przybył król wieczorem na miejsce, gdzie królowa była stanęła, a przytrzymawszy królewicza Kazimierza, który ablegatem jechał od królowej do króla, wszedł do stancji królowej i tam Opaliński marszałek imieniem króla witał królowę. Skończywszy oracją, marszałek prosi też o audiencję dla szlachty, która z nim przyjechała na przywitanie swojej królowej. Przypuszczono ich, między którymi i król, którego królowa nie poznała. Powtarza tedy król salutacją ścisnąwszy rękę królowej, i wnet królowa do nóg królewskich upada, stąd wielka z obu stron radość. Siadają wkrótce do stołu na wieczerzę, która się przeciągnęła aż do północy. Po której król nocą pośpieszył do Warszawy.”

Władysław IV wg P.P. Rubensa [źródło: polona.pl]

Władysław spotkał po raz pierwszy Cecylię gdy miał 31 lat a ona zaledwie 15. Nic nie zapowiadało, że zostaną małżeństwem. Dziewięć lat później przedstawiciele Habsburgów, Wazów i papiestwa zadecydowali o mariażu, który miał wzmocnić  politycznie obie dynastie.

9 sierpnia 1637 r. w wiedeńskim kościele św. Augustyna odbyły się zaślubiny per procura arcyksiężniczki Cecylii Renaty z królem Polski Władysławem IV. Pana młodego   zastępował królewicz Kazimierz. Ślubu udzielił biskup chełmiński Jan Lipski. Kilka dni później Cecylia opuściła Wiedeń i 20 sierpnia  dotarła do granic Polski. Tam została powitana m.in.  przez biskupa krakowskiego Jakuba Zadzika i wojewodę sandomierskiego Jerzego Ossolińskiego. Liczny orszak powoli zmierzał do Warszawy. Zatrzymywał się w wielu miejscach, podejmowany serdecznie przez przyszłych poddanych. Władysław postanowił wyjechać naprzeciw żonie. W towarzystwie najbliższych dworzan 4 września opuścił  Warszawę i po dwóch dniach  osiągnął Iłżę. Według Albrychta Radziwiłła arcyksiężna nie rozpoznała króla w grupie hołdującej  szlachty i dopiero niekonwencjonalne zachowanie zdradziło jego godność. Cecylia jak przystało na miłą i dobrze wychowaną osobę okazała zaskoczenie i radość z tak niespodziewanego spotkania. Małżonkowie wspólnie zjedli wieczerzę, podczas której  rozmawiali najprawdopodobniej po niemiecku. Habsburżanka nie znała języka polskiego, ale mogła posługiwać się jeszcze łaciną i włoskim. Po posiłku mimo późnej pory, król zdecydował się na wyjazd, co było bardzo wymowne. Jest faktem, że  Cecylia nie zachwycała urodą i Władysław na pewno nie oszalał na jej punkcie, a wręcz przeciwnie był oschły.  Możemy nawet użyć eufemizmu, stwierdzając że postępował nieuczciwie gdyż  jeszcze przez jakiś czas  na  zamku z młodą parą mieszkała  dawna faworyta Władysława. Dopiero wysiłki królowej doprowadziły do odprawienia kłopotliwej rezydentki.

Cecylia Renata lubiła przejażdżki konne i polowania [źródło: polona.pl]

Powróćmy jeszcze do pobytu  na iłżeckim zamku. Kronikarz użył określenia „stancja królowej”. Gdzie się ona znajdowała? Nie posiadamy informacji  na ten temat lecz dzięki pewnym przesłankom możemy udzielić wiarygodnej odpowiedzi. Z pewnością arcyksiężna  przyjmowana była na zamku górnym, który był właściwą rezydencją biskupią i posiadał odpowiednie pomieszczenia reprezentacyjne. Zgodnie z dawną sztuką budowlaną najokazalsze pokoje powinny znajdować się w środkowej części budynku. Pomieszczenia te posiadały  odpowiednio duże okna, które były proporcjonalna do ich powierzchni. Dwa największe pokoje iłżeckiego zamku rozplanowano w skrzydle zachodnim. W inwentarzach zamkowych pierwsze pomieszczenie nazywano  izbą stołową albo pokojem pańskim (w części północno-zachodniej skrzydła), drugie pomieszczenie określano jako izbę stołową drugą  (w części południowo-zachodniej). Z dużą dozą pewności możemy stwierdzić, że właśnie w którymś z tych pomieszczeń miało miejsce historyczne spotkanie. Pokoje te już nie istnieją, jak z resztą całe piętro iłżeckiego zamku, ale zachowały się jeszcze autentyczne schody, z których na pewno korzystali Cecylia i Władysław. Tych kilka ocalałych stopni,  po których dzisiaj bezrefleksyjnie chodzimy to oryginalne  świadectwa tamtych chwil.

 

 

Wizerunek królowej wykonany rok po jej śmierci (1645) [źródło: polona.pl]

Portret Cecylii Renaty namalowany przez Frans Luycx ok. 1640 r. [źródło: wikipedia]

Oryginalne schody głównego „wschodu” (fot. P.N.)

Paweł Nowakowski

Bitwa i pożar

Bitwa i pożar

W dniu 8 sierpnia 1831 r. do  Iłży przybyły liczne oddziały wojska polskiego pod dowództwem gen. Samuela Różyckiego. Miały

płk Karol Różycki, dowódca Pułku Jazdy Wołyńskiej (źródło: www.polona.pl)

tutaj spędzić noc aby następnego dnia kontynuować marsz  na północ w kierunku Radomia. Co prawda nazajutrz oddziały wyruszyły lecz szybko je zawrócono  do miasta gdy dostrzeżono  zbliżających się od Krzyżanowic rosyjskich dragonów. Druga część wojsk rosyjskich błyskawicznie postępowała  wzdłuż prawego brzegu Iłżanki i wkrótce opanowała centrum miasta z rynkiem i cmentarzem przykościelnym. Tymczasem zawrócone oddziały polskie zeszły ze Wzgórza Świętego Leonarda i próbowały wejść na rynek, z którego ostrzeliwali się już Rosjanie. Po ciężkiej walce udało się ich  wyprzeć za rzekę. Dla oderwania się od nacierających, wojska rosyjskie podpaliły nadrzeczne domostwa a z dział ustawionych na wzgórzu zamkowym  zaczęły ostrzeliwać  miasto. Wywołany pożar gwałtownie się rozprzestrzenił, zamieniając wkrótce Iłżę w jedno wielkie ognisko.  Szalejący ogień uciszył bitwę w samym mieście, a jej zarzewie przeniósł na północ, na przestrzeń między Iłżę a przysiółek Malenie. Tam rozegrała się zasadnicza część starcia, w którym wziął  udział Pułk Jazdy Wołyńskiej pod dowództwem płk. Karola Różyckiego i Pułk Noworosyjski dowodzony przez płk. Konstantego Howena. Walkę między oddziałami kawalerii poprzedziło starcie obu dowódców. Epizod ten  odbił się szerokim echem i został utrwalony w wielu relacjach. Był także inspiracją do powstania kilku rysunków i obrazów. Zwycięstwo Różyckiego i pokonanie Howena a  następnie jego zastępcy podziałało deprymująco na rosyjskich dragonów, którzy pozbawieni liderów rozpoczęli odwrót, zamieniony w ucieczkę.

Pocztówka patriotyczna, Pojedynek K. Różyckiego z Howenem (źródło; www.myvimu.com)

Akwarela Romana Rupniewskiego przedstawiająca Pułk Jazy Wołyńskiej pod Iłżą (źródło: http://jbc.bj.uj.edu.pl

 

Wróćmy do Iłży ogarniętej pożogą. Szybkość rozprzestrzeniania się pożaru na pewno była zaskoczeniem zarówno dla mieszkańców jak i polskich żołnierzy. Henryk Bogdański żołnierz Legii Litewsko-Ruskiej wspominał … płomień szybko ogarnął i zniszczył kościół i prawie całe miasto. Ocalała tylko plebania, browar i niektóre domy. To nie tylko wstrzymało nasz pochód, ale utrudniło także połączenie się z naszymi za miastem; ulica któreśmy weszli była już całą w ogniu. Zwróciliśmy więc w bok, lecz niektórzy dla skrócenia drogi, puścili się płonąca ulicą i doszli wprawdzie do swoich, kilku jednak zniszczyło swoje mundury, a nawet poniosło rany od palących się i spadających gontów.

O grozie pożarów mówią zapisy w parafialnej księdze zgonów.  W dniu 10 sierpnia zarejestrowano aż 11 osób, które zmarły w dniu wczorajszym o godzinie pierwszej po południu, byli to:

  1. Jadwiga Krakowińska l. 39
  2. Jacenty Grajewski 38
  3. Marianna Mirowska 60
  4. Marianna Surus 40
  5. Józef Kuchciński 48
  6. Franciszka Kuchcińska 40
  7. Jan Kuchciński 20
  8. Piotr Kuchciński 13
  9. Florian Chyliński 56
  10. Marianna Leśkiewicz 45
  11. Adam Madejski 3,5

Okoliczności śmierci Jadwigi Krakowińskiej znamy z inskrypcji wyrytej na jej pomniku nagrobnym, stojącym na dawnym cmentarzu przy kościele parafialnym.

Nagrobek Jadwigi Krakowińskiej (fot. P.N.)

Tu spoczywają zwłoki Ś.P. Jadwigi   

Krakowińskiej, która w czasie

wojny w dniu 9 sierpnia 1831 r.

schroniwszy się do piwnicy skutkiem

ogólnego pożaru miasta życie

zakończyła. Przywiązana matka

Katarzyna Jagadzka i osierocone

dzieci na dowód

wdzięczności pomnik ten

wystawili

 

Być może próba ratowania się przed ogniem w piwnicach dotyczyła także innych ofiar. Nazwiska zmarłych wskazują na szczególnie tragiczny los rodziny Kuchcińskich z której zginęli rodzice i dwoje dzieci.

Straty bitewne po stronie wojsk polskich to jedynie 13 poległych, zmarli wskutek pożaru to aż  11 mieszkańców Iłży. Miasto poniosło ogromne straty materialne. Często przytaczana informacja  mówiąca o ocaleniu jedynie 9 domów z 312 jest niewiarygodna, gdyż przed pożarem nie było w Iłży takiej ilości domów mieszkalnych Być może podana liczba dotyczy ogólnej liczby zabudowań.

Dzień 9 sierpnia 1831 r. przeszedł do historii jako czas chwały oręża polskiego. Z pewnością miał on inny wydźwięk dla ówczesnych iłżan, którzy w tamtej chwili stracili swoich bliskich i dorobek życia. Trudno cieszyć się ze zwycięstwa własnych wojsk gdy nosi się żałobę i  brak dachu nad głową, a jednak byli tacy iłżanie, którzy zachowali niezwykły hart. Upamiętnił ich  w swoich wspomnieniach  porucznik jazdy wołyńskiej  Michał Czaykowski. Kilka dni po bitwie przybył ponownie do spalonego miasta i spotkał jego mieszkańców, którzy mówili:

-My nie żałujemy ani swoich domów ani dobytków bośmy widzieli jakeście bili. Oj co bili to nie żal się Boże!

-Ja bym chciała stracić wszystko co mam i mieć mogę, żebym choć raz jeszcze widziała tak tych moskali, jak w ten czas. 

I owi pogorzelce częstowali nas chlebem,  solą. O z takim ludem nie zginie nigdy Polska!

 Żołnierze z jazdy wołyńskiej okazali pomoc materialną, organizując w swoich szeregach zbiórkę  na rzecz poszkodowanych. Porucznik Michał Budziński  będąc z podjazdem w Iłży jakiś czas po bitwie tak opisał sytuację. (…) było to około 3 albo 4-tej godziny po południu. Przeszliśmy przez spalone miasto i widzieliśmy, jak biedni mieszkańcy w zrujnowanych domach palili ogniska i przy nich nędzną przygotowywali strawę. Cały pułk nasz składał się, i biedny grosz żołnierski utworzył sumę maleńką, dla wsparcia spalonego miasta.   

 

Opracowując artykuł korzystałem z:

  1. Księga Zgonów, Iłża 1831, AP Radom
  2. Gliński T,. Bitwa pod Iłżą w Powstaniu, Listopadowym
  3. Miasto w nowej odsłonie – Monografia Iłży

 

Paweł Nowakowski

 

Retrorajd – retrofotografie

Retrorajd – retrofotografie

Każda podróż ma miejsce postoju, w którym należy odpocząć i zastanowić się nad dalszą drogą. Niezależnie od tego czy podróżuje się w przestrzeni czy w czasie, gdzieś trzeba się zatrzymać, choćby na chwilę. Chwilę tego postoju można uwiecznić na fotografii lub zapisać słowami. Fotografia ma jednak tą przewagę nad słowem pisanym, że przedstawia względny obraz, w który można wniknąć a nawet zatracić się na trochę.

Dokładnie sto lat temu Leśmian na miejsce chwilowego odpoczynku wybrał pewną starą kamienicę z podwórzem porośniętym trawą, na końcu którego były dwie ścieżki – jedna do ogrodu i druga przez wąwóz prowadząca do ruin zamku. To właśnie tymi ścieżkami kroczyli w ostatnią niedzielę cykliści z Radomia i z Iłży. Wszyscy podążyliśmy po śladach Leśmiana.

Podwórko przed dawnym Domem Sunderlandów dla radomskiego Towarzystwa Retrocyklistów „Sprężyści” było przystankiem w dalszym rajdzie. Ich koledzy sto trzydzieści lat temu zawrócili w tym miejscu, oni pojechali dalej razem z nami. Przy okazji zwiedzili kilka miejsc, do których prowadzą ścieżki mniej oczywiste, pierwsza z nich zaczyna się tuż za wątłą drewnianą furtką i prowadzi w lekko pofałdowane złociste o tej porze roku pola.

Zanim jednak wszyscy wyruszyliśmy było kilka chwil by odetchnąć spokojem jaki panuje na podwórku przed kamienicą Sunderlandów. Można było przysiąść na schodkach prowadzących do drewnianej szopy lub schować się przed słońcem pod starego kasztanowca. Mimo, że na podwórku spotkało się wiele osób do tej pory nieznanych sobie wzajemnie to wokół panowała familijna atmosfera, która z każdym przejechanym wspólnie kilometrem tylko się pogłębiała i która widoczna jest na fotografiach.

Zatem wydarzanie jakim był retrorajd to przede wszystkim spotkanie oraz podróż w czasie. Stroje i rowery z różnych epok i miejsca z historiami nieraz tak odległymi, że nikt już dziś o nich nie pamięta, nawet św. Franciszek stojący na kolumnie w polach między Kotlarką a Piłatką. Ten czas był widoczny także w latach, jakie przeżyli jego uczestnicy. Różnica wynosiła niemal osiemdziesiąt. Retrorajd to jedyne wydarzenie w Iłży, w którym różnica wieku wśród uczestników była tak wielka.

A same ścieżki? Niemal wszystkie prowadzą do Iłży a najprzyjemniej jest się na nich spotkać.

 

Łukasz Babula

FOTORELACJA (cz. I)

 

 

Rowerem przez iłżeckie dróżki

Rowerem przez iłżeckie dróżki

Pół wieku temu kilku szkolnych przyjaciół wyruszyło na rowerach z Iłży do Marcul. Z tego wydarzenia zachowało się kilka fotografii, na których grupa roześmianej młodzieży jedzie śródleśnym zakurzonym traktem. Jest to świadectwo ich przyjaźni, która pewnie trwa nadal oraz tego jak niegdyś spędzano czas w małym miasteczku. Jedno z wykonanych wtedy zdjęć posłużyło jako tło do plakatu zapraszającego na wydarzenie, które odbędzie się już w najbliższą niedzielę i w którym wezmą udział iłżanie oraz goście z Radomia.

Najważniejsze jest wsparcie przyjaciół

Jeden z chłopców, widoczny w samym środku zdjęcia, aby dołączyć do reszty swoich przyjaciół wziął rower oparty zapewne o płot otaczający byłą fabrykę fajansu i ruszył z zarośniętego trawą podwórka przez wyłożone brukiem uliczki Iłży. Kilkadziesiąt lat później ten sam chłopiec stanie się właścicielem tego, co zostało po sławnej fabryce Sunderlandów, czyli starej piętrowej kamienicy, kilku zwichrowanych upływem czasu budynków gospodarczych i ogrodu, którego sercem jest mała przytulna altanka pamiętająca trochę zdumiewających historii jakie tam zostały opowiedziane. Wtedy jednak nie miał nic oprócz wolnego czasu, radzieckiego roweru, kilku ulubionych drzew w pobliskim ogrodzie i najważniejsze, czyli przyjaźni rówieśników, z którymi chodził do szkoły a w wolnych chwilach wyruszał na przejażdżki po iłżeckich ścieżkach. Jego koledzy i koleżanki, kiedy chcieli gdzieś jechać razem, pożyczali rowery od starszego rodzeństwa albo od taty, który tym samym rowerem pewnie dojeżdżał do pracy i spotykali się w umówionym miejscu. Zapewne mile ze sobą spędzali czas.

Sam wyjazd rowerzystów uwieczniony na dołączonych do artykułu fotografiach odbył się w ramach działalności iłżeckiego Koła fotograficznego LO, którym opiekował się dyrektor liceum – Kazimierz Haduch. Dyrektor organizował także wycieczki rowerowe do pobliskich miejsc, podczas których licealiści poznawali historię swojego regionu. Widoczna na zdjęciu młodzież to klasa A i B z lat 1960-1964. Był rok (chyba) 1962. W okolicy Zębca wykonane zostało kilka zdjęć, które były częścią zajęć koła fotograficznego. Na pierwszym z nich obecni są od prawej do lewej: Stefan Wolski (tyłem), Henryk Czubak, Alfred Czarnasiewicz, Henryk Pluta, Adam Bałuch, Andrzej Chudzikowski, Edward Wojtal i Grzegorz Stański. Ci sami chłopcy stanowili także nieformalny klub iłżeckich cyklistów.

Jeszcze jedno zdjęcie dla dyrektora Haducha

Dróżki wiodące przez iłżeckie pola i lasy to przede wszystkim piękno przyrody, ale też i historia wpisana w krajobraz, której wyrazem są przydrożne krzyże i figury oraz pomniki. Warto odwiedzić je czasem, najlepiej razem z rodziną lub w gronie najbliższych przyjaciół. Nic chyba tak nie łączy ludzi jak wspólna przejażdżka rowerem. Wiedzieli o tym już 130 lat temu radomscy cykliści, którzy urządzali sobie wyprawy do pobliskich miasteczek. Na jedną z takich wypraw wybrali właśnie Iłżę. Po tylu latach grupa miłośników rowerów znów przyjeżdża do Iłży z Radomia. Dzięki towarzystwu „Sprężystych” wznowiona została zupełnie zapomniana tradycja – „dalszych wypraw bicyklami”. Tym wyjątkowym jednośladom będą towarzyszyły także inne zabytkowe rowery oraz współczesne a sami uczestnicy ubrani będą w stroje z epoki. Podwórko przed Domem Sunderlandów to przecież miejsce spotkań z historią.

Figle na rowerach

 

Autor dziękuje za udostępnienie zdjęć Pani Lucynie Lipczyńskiej i Panu Adamowi Bałuchowi.

 

Łukasz Babula

110 lat ochrony ruin Zamku Iłża

110 lat ochrony ruin Zamku Iłża

Na początku lipca 1907 r. ruiny zamku lustrował architekt Oskar Sosnowski. Sporządził  raport, w którym zdiagnozował stan

Wieża główna w 1909 r. (fot. zbiory IS PAN)

obiektu i przedstawił propozycję niezbędnych prac wraz z kosztorysem.  Uważał, że pewne naprawy są pilne i nie należy ich odkładać, inne można by rozłożyć na dłuższy okres czasu. Chyba nie przypuszczał, że te drugie rozciągną się na ponad sto lat, bo dopiero po ponad wieku zrealizowano niektóre z postulatów Sosnowskiego. W 1907 r. ruiny zamku należały jeszcze do Zdzisława Lubomirskiego. W 1909 r. przekazał je Towarzystwu Opieki nad Zabytkami Przeszłości, które w latach 1910-1911 zrealizowało najważniejsze zalecenia konserwatorskie Sosnowskiego, uzupełniono wyłom w cokole wieży głównej i przeprowadzone prace przy wieży bramnej. W 1920 r. prace miały być kontynuowane lecz środki pieniężne, które pierwotnie przeznaczone były na ten cel, decyzją Wojewódzkiego Urzędu Konserwatorskiego skierowane zostały na ratunek innego obiektu – klasztoru na Św. Krzyżu. Ze względu na powyższe sprawa konserwacji ruin zamku w Iłży pozostaje w zawieszeniu (…) Brak funduszy nie zwalniał Towarzystwa od odpowiedzialności za zabytek. Do opieki nad ruinami wyznaczono  kustosza (kuratora). Pierwszym był sędzia Karol Gantner a po przeprowadzeniu się do Sienna zastąpił  go  rejent Stefan Kaleński. Po odsprzedaniu przez TOnZP ruin Gminie Miasta Iłży (1927), wzgórze zadrzewiono i urządzono park, zatrudniono ogrodnika. Były to jednak działania zastępcze, które nie dotyczyły prac stricte konserwatorskich. W 1937 r. Zarząd Miejski w Iłży niefrasobliwie informował starostę w Wierzbniku,  że stan ruin Zamku Iłżeckiego pozostaje bez zmian. Zarząd Miejski nie ma zamiaru dokonywania w roku bieżącym robót  konserwatorskich, gdyż nie posiada na ten cel żadnych funduszów, ani też nie ma odpowiedniego projektu. Z dalszego ciągu pisma wynika, że władze Iłży świadome są konieczności zabezpieczenia zabytku lecz proszą starostę o wyjednanie u Władz Konserwatorskich wskazówek (projektu) odnośnie robót jakie należy przeprowadzić. Oznacza to, że nie istniała lub nie układała się dobrze bezpośrednia współpraca między urzędem konserwatorskim a iłżeckim magistratem.

Bitwa o Iłżę 8-9 września 1939 r. spowodowała poważne uszkodzenie wieży głównej. Jej reperacje wykonano dopiero pod koniec lat 50. Kolejne większe konserwacje podjęto w latach 70, uzupełniono mur kurtynowy i wydobyto z ziemi filary mostu, naprawiono basteję zachodnią, odbudowano basteję północno-zachodnią, Wyciągnięto nad powierzchnię dziedzińca niskiego fundamenty dawnej zabudowy. W 1985 r. odgruzowano dziedziniec zamku górnego. W drugiej połowie lat 90 rozpoczęto remont wieży w celu udostępnienia jej dla turystów; wybudowano schody okrągłe i budowlę nakryto dachem. Duże  prace  przeprowadzono w latach 2012-2013, rekonstruując południowy odcinek muru obwodowego wraz z trzema przylegającymi doń pomieszczeniami, które przykryto gontowym dachem.  W roku 2015 odtworzono sklepienie na klatce schodowej wieży i łuk portalu drzwi głównych, podmurowane nadwieszone części wieży.

Co można powiedzieć po 110 latach  zabiegów konserwatorskich ruin Zamku Iłża? Każdy powinien odpowiedzieć sobie sam na to pytanie. W poniższym sprawozdaniu Sosnowskiego przy jego postulatach wypisałem w nawiasach kwadratowych przybliżone daty ich realizacji.

Wieża główna w 1911 r. (fot. zbiory IS PAN)

 

Sprawozdanie z oględzin zamku w Iłży, dokonanych w lipcu 1907 r.

Zamek biskupów krakowskich w Iłży obecnym czasie przedstawia się jako ruina do użytku mieszkalnego zupełnie nieprzydatna, jedynie baszta okrągła, część murów zamku górnego  i mury osłaniające wjazd do niego przechowały się do tego stopnia, że można choć w przybliżeniu odtworzyć ogólny zarys budowli i jej obwarowań.

(…) Roboty które należałoby  podjąć dla podtrzymania murów samych są w części nagłe, w części mogą być rozłożone na dłuższy okres czasu. W pierwszym rzędzie na niebezpieczeństwo narażoną jest wieża okrągła. Popodcinana w cokole przez rabujących materiał budowlany, pozbawiona hełmu, popękana wreszcie wymaga:

  1. Wypełnienia luk w cokole i przy schodach  [1910-1911]
  2. Wstawienia belek podłogowych na kilku piętrach z założeniem ankrów i ich zamurowaniem i ułożenia małych pomostów dla możności dostania się na górę [?]
  3. Wyrównania wierzchu murów i ich ocementowania [być może 1911]
  4. Pokrycie dachem płaskim blaszanym (wraz z wiązaniem) [koniec lat 90]
  5. Zaćwiekowania szczelin pionowych po uprzednim oczyszczeniu  [na zewnątrz szczeliny zostały zlikwidowane w 1911, wewnątrz pozostaje nadal dwie duże szczeliny]
  6. Po szczegółowem zbadaniu pęknięcia poziomego na lewo od wejścia i stanu wątku budowlanego w jego bliskości (co może być uskutecznione po wzniesieniu rusztowań) wymaga wymiany stopniowej starego muru na nowy na zaprawie cementowej, lub też zaszprycowaniu cementem płynnym [?]
  7. Opasaniu pierścieniem żelaznym, kutym w jednym lub kilku miejscach [na przełomie lat 50/60]

Korzystając z gotowego rusztowania można by przeprowadzić i resztę robót około wieży okrągłej a mianowicie

  1. Poprawienie obramowania drzwi [rekonstrukcja łuku portalu 2015 r.]
  2. Wyrównanie obejścia na cokole prowadzącego od schodów do drzwi [koniec lat 90]
  3. Uzupełnienie ścianki uzupełniającej wymienione schodki [1911]
  4. Sklepienia nad nimi [2015 r.]
  5. Otynkowanie świeżo wzniesionego muru i uzupełnienie braków w tynkach [1911]

(…)

      Warszawa 4 lipca 1907 r.                                                            O. Sosnowski

                                                                                                            Architekt      

 

Południowa szkarpa wieży bramnej i bastion południowo-zachodni podczas prac w 1911 r. (fot. zbiory IS PAN)

Mur kurtyny zachodniej, stan w VII 1977 r. (fot. Archiwum UMiG Iłża)

Prace przy filarze mostu i bastei zachodniej,  IX 1976 r. (fot. Archiwum UMiG Iłża)

Uzupełnianie muru wieży od strony wschodniej, VI 2015 r. (fot. P.N.)

Odtworzony łuk portalu drzwi głównych – VII 2015 (fot. P.N.)

Dziękuję Panu Dariuszowi Kalinie za udostępnienie materiałów archiwalnych, które wykorzystałem w artykule.

Paweł Nowakowski

Mord na Brzasku

Mord na Brzasku

 

 

Pomnik wzniesiony na zbiorowej mogile w Brzasku (fot. P.N.)

O istnieniu Brzasku z pewnością wiedziałoby niewiele osób gdyby nie masowa egzekucja jaką przeprowadzili tam Niemcy 29 czerwca 1940 r.  Jak się okazało był to największy mord zbiorowy na ziemi kieleckiej podczas II wojny światowej. Ofiarami byli niepodległościowcy (członkowie organizacji Orzeł Biały), społecznicy, inteligenci, osoby rzutkie i aktywne, które mogły stanowić potencjalne zagrożenie dla niemieckiego okupanta. W sumie rozstrzelanych zostało ok. 760 osób, wśród nich znajdowało się 10 iłżan  – Antoni Jabłoński, Karol Męciwoda, Bolesław Nosowski, Feliks Renner, Piotr Sępioł, Kazimierz Sionek, Kazimierz Starowicz, Karol Szlachetko, Adam Szymański i Józef Wasatko.   Mężczyźni zabrani zostali ze swoich domów 4 czerwca. Przewiezieni do więzienia w Starachowicach a następnie do Skarżyska, gdzie po brutalnym śledztwie zostali skazani na rozstrzelanie. Poniżej przytaczam kilka świadectw związanych z tym wydarzeniem. Pierwsze z nich to wspomnienie Stanisławy Cichosz Staszałek, drugie to relacje zawarte w artykule Świętosława Krawczyńskiego pt. Mogiła na Brzasku[1] i trzecie świadectwo należy to do Marii Szymańskiej, żony rozstrzelanego Adama.[2]

 

Fragment książki S. Cichosz-Staszałek, Z pamiętnika kobiety walczącej

 

(…) Dalsze aresztowania, straszne torturowania i bestialski sposób przeprowadzania śledztwa w podziemiach szkoły N. 1.  Po przeciwnej stronie ulicy, na wprost szkoły w domu P. PCK uruchomił punkt pomocy aresztowanym. Od nich dowiedzieliśmy się że w liczbie osób tam się znajdujących są aresztowani z Iłży. Następnego dnia mieliśmy listę ich nazwisk. Byli tam Jabłoński Antoni, dwóch braci Szymańskich[3], Sępioł, Kędrzyński i wielu innych. Codziennie zawoziłam do punktu PCK dla wszystkich w butelkach (z nazwiskami na przyklejonych karteczkach) mleko, kawę lub herbatę i chleb czymś smarowany – w zależności od tego co udało mi się zdobyć z żywności. Panie z PCK zabierały to w kosze i doręczały aresztowanym. Byli bardzo ciekawi, kto się nimi opiekuje, lecz nie podałam swego nazwiska. Takie to były czasy, a ostrożności uczyliśmy się przestrzegać na smutnym przykładzie z lutego. Prosiłam tylko zapewnić ich, że jak wyjdą na wolność na pewno się zobaczymy. W dniu 27 czerwca nie przyjęli od mnie paczek i nic nie mogłam się dowiedzieć, dlaczego? W dniu 28 ponowiłam jeszcze raz próbę, już tylko dla 3 czy 4 osób zabierając i bez nazwisk. Wtedy usłyszałam od siostry, która była szalenie przygnębiona i ledwo od niej wydobyłam kilka słów: Niech Pani tu nie przychodzi, jest bardzo źle. Być może jesteście wszyscy co tu przychodzicie obserwowani. Ale sióstr z PCK nie wpuszczali już do środka. Wyszłam stamtąd wprost nieprzytomna. Wsiadłam na swój rower i klucząc wieloma ulicami wróciłam do domu. Wieczorem dowiedzieliśmy się od osób, które mieszkały blisko szkoły, że od kilku dni, zwłaszcza wieczorem i nocą, gdy nastąpi cisza ze szkoły wydobywają się straszne jęki i krzyki nieludzkie. Wiedzieliśmy, że coś się stanie, bo już 28 wieczorem nie wolno się było zbliżać do szkoły. Wkrótce gruchnęła wiadomość, że do szkoły bez przerwy przyjeżdżają samochody i wywożą więźniów. Kto tylko czuł się choćby człowiekiem, nie tylko Polakiem zamierał w strasznym oczekiwaniu, – Co się z nimi stanie? Można było czytać z oczu każdego. Ktoś, nie pamiętam już, kto, wyjechał na rowerze za jednym z samochodów. Jechał zanim samochód nie skręcił do lasku na Brzasku. Pojechał jeszcze kawałek drogi, zawrócił, przyjechał. Długo tej nocy modliliśmy się za konających. Wyrzucałam sobie, że nie podałam im swego nazwiska, lecz po prostu bałam się. Jakie to zresztą teraz ma znaczenie? A jednak żałuję, wszak to moi iłżacy. Zwłaszcza nie mogę w pamięci pogrzebać dobroci Dyrektora banku w Iłży – p. Jabłońskiego Antoniego. Był dla mnie taki dobry i wyrozumiały, gdy uczyłam się jako 15-to letnia dziewczyna pisać na maszynie. Onieśmielona czasem, jak spłoszony ptak, niemogąca wydobyć z siebie słowa – doradził, pouczył, przeprowadził korektę źle sformułowanego pisemka, a dziś Go już wśród żywych nie spotkam. Nie dowie się już nigdy, że te posiłki doręczane im – to był mój dług wdzięczności za jego dobroć. Ach czy tylko dług? Czy to nie był obowiązek chwili?

Wkrótce dowiedzieliśmy się, że 29 czerwca rozstrzelanych na Brzasku i spoczywających we wspólnej mogile jest 765 osób.

Metalowa płyta przed dojściem do miejsca egzekucji (fot. P.N.)

Fragmenty artykułu Świętosława Krawczyńskiego, Mogiła na Brzasku

 

(…) Przyjechała również z Iłży do Skarżyska Rennerowa z sześcioletnią wówczas córeczką Danusią (obecnie Struszyńską). Była na ulicy Konarskiego kilkukrotnie. Zresztą gromadziło się tam w te straszliwe dni sporo krewnych i przyjaciół więźniów, aby coś im podać, aby ich choćby zobaczyć, aby w razie sprzyjających okoliczności nawet  się z nimi porozumieć. I oto pewnego razu żona i córka notariusza z Iłży ujrzały go w oknie. Skinął na dziecko, więc Danusia pobiegła do ojca z karteczką wcześniej przygotowaną przez matkę. Udało się jej wyminąć wartownika i podać Rennerowi list. On miał również kartkę zmiętą dokładnie, wręczając ją Danusi szepnął : – nie daj tego nikomu, tylko mamusi … Dziecko wracało tą samą trasą, ale żandarm chwycił ją za rączkę chcąc wydrzeć gryps. Wtedy Danusia ugryzła go w dłoń tak silnie, że aż krew z niej poszła. Pchnął dziewczynkę, przewrócił ją na bruk, ale poderwała się szybko i pognała do matki. (…) Józefa Rennerowa przypomina sobie, że mąż jej został wywieziony w ostatnim samochodzie. Stanąwszy na jego platformie wzniósł ręce wysoko w górę, aby pokazać swym najbliższym, że nie jest skuty. Łudził się chyba, albo pragnął wbrew rzeczywistości pocieszyć żonę i dziecko …

(…) E. Paszkil, który natknąwszy się przypadkiem w lesie na wartownika w hełmie, zaczaił się w gąszczu o jakieś 200 metrów od miejsca kaźni, egzekucja była podzielona na kilka jakby odrębnych akcji w odstępach kilkunastominutowych. Każda z tych akcji kończyła się pewną ilością pojedynczych wybuchów granatów ręcznych. Henryk Matuszewski zaś udał się następnego dnia tam, skąd słyszał strzały i zobaczył dwa świeżo zasypane długie doły w tej samej linii. W pobliżu dołów, na runie, pniach i gałęziach drzew czerwieniały plamki krwi i strzępy mięśni, nad którymi unosiły się roje much.

 

Wspomnienia Marii Szymańskiej

Na miejsce zbrodni przyjechałam przed wieczorem następnego dnia. Były uformowane cztery wielkie mogiły kwadratowe. Droga była rozjeżdżona przez samochody, pełna zakrzepłej krwi zasypanej piaskiem. Na mogiłach widniał napis w języku niemieckim, żeby nie ruszać mogił. (…) Była olbrzymia burza, padał deszcz. Szłam lasem. Pod krzakiem zauważyłam pakunek w białym papierze. Były tam cztery porcje chleba owinięte w osobny papier. Na papierze były napisy Szlachetko Karol z Iłży, Sępioł Piotr z Iłż, Renner Feliks z Iłży. W papierze czwartym był chleb, który podałam mężowi.

 

 

Zebrał i opatrzył komentarzem

Paweł Nowakowski

[1] Miesięcznik społeczno kulturalny – Przemiany, Kielce 1972, Nr 8/23.

[2] M. Zaborowska, praca magisterska – Obraz wojny i okupacji na Ziemi Iłżeckiej w świetle materiałów folklorystycznych, Kielce 1977, s. 96-97.

[3] Na liście znajdowali się dwaj Szymańscy Adam i Henryk. Henryk po wstępnym przesłuchaniu został zwolniony do domu.

Inskrypcja na pomniku (fot. P.N.)