utworzone przez Paweł Nowakowski | 26 02 2017 | Aktualności
Potyczkę w Edwardowie 26 lutego 1944 r. przedstawiono już w kilku opracowaniach. Poniższy opis wydarzenia powstał na podstawie relacji Zygmunta Kiepasa „Krzyka”, znajdującej się w zbiorach Muzeum Armii Krajowej w Krakowie.
„Krzyk” był wyznaczony na dowódcę przez Komendanta podobwodu „Iłża”. Był to spokojny, zrównoważony, zdyscyplinowany oficer o bardzo wysokim morale. Był gorącym patriotą i wielce koleżeński. Tego samego wymagał również od nas.
Józef Małek „Tygrys”, Zapomnieć nie umiem

Edwardów i okolice na mapie z 1914 r. (polski.mapywig.org)
Pod koniec lutego 1944 r. oddział „Szarego” (wtedy – 56 żołnierzy) pod dowództwem „Krzyka”, wyruszył w okolice Jedlanki Starej k/Iłży dla zabezpieczenia miejsca zrzutu lotniczego. 26 lutego grupa dotarła do przysiółka Edwardów niedaleko osady Wielgie. Na polach zalegało ok. 20 cm śniegu i panował kilkustopniowy mróz. Około godziny 9 partyzanckie ubezpieczenie dostrzegło w sąsiedniej wsi Kochanów podwody z niemieckimi żandarmami i granatowymi policjantami. „Krzyk” ogłosił ostre pogotowie i kazał żołnierzom pozostać w zabudowaniach. Miał nadzieję, że Niemcy po załatwieniu swoich spraw wrócą do Iłży drogą, którą przyjechali. Jednak, po godzinie 12 żandarmi zapakowali się na 6 podwód i ruszyli w kierunku Edwardowa. „Krzyk” wiedział już, że może dojść do starcia. Szybka analiza sytuacji uświadomiła mu, że nie będzie mógł wykorzystać z zaskoczenia pełnej siły ognia. Zdawał sobie sprawę, że niespodziewany, zmasowany ostrzał z broni maszynowej spowoduje śmierć niewinnych woźniców oraz granatowych policjantów wśród których mogli być członkowie AK. Spodziewał się również, że tak przeprowadzona akcja ściągnie represje na mieszkańców Edwardowa. Dlatego postanowił przyjąć postawę defensywną i czekać na atak żandarmów. Po pierwszych strzałach podwody rozpierzchły się a Niemcy ukryli się za drzewami i w zagłębieniach terenu. Efekt starcia tak wspomina „Krzyk”:
Zginęło paru żandarmów. Jednego nawet udało mi się zastrzelić i jak się później dowiedziałem, to był najgorszy łotr między żandarmami iłżeckimi. Łotr, który aresztował dwa tygodnie temu mojego młodszego brata Kazika. Żandarm ten nazywał się Kenig [König ?]
Po stronie partyzantów także były straty. Śmiertelnie trafiony został amunicyjny LKM-u plut. „Brzeszczot”. Lekarz oddziału, Ormianin Muszeg próbował spieszyć do niego z pomocą, powstrzymany jednak został przez „Krzyka”. Chwilę później sam dowódca usiłując dostać się do celowniczego „Mecha”, został groźnie ranny w głowę. Stracił przytomność i przez jakiś czas leżał koło martwego „Brzeszczota”. Gdy oprzytomniał, miał na tyle sił by doczołgać się do niedalekiego budynku. Tak wspomina chwilę spotkania z Muszegiem:
Wtedy pamiętam taki moment. Doktor widząc mnie zalanego krwią i z rozbitym łbem, stanął na progu kwatery i zaczął strzelać w górę ze złości i ze zdenerwowania ze swojej zariadki półatomat. Uśmiechnąłem się wtedy, to rzeczywiście było śmieszne i krzyknąłem do Muszka: „Doktor szkoda amunicji”. Weszliśmy do domu. Doktor mnie opatrzył. W międzyczasie chłopcy z rozpaczy, że stracili dowódcę natarli ostro i Niemcy uciekli w kierunku na Ciepielów.
Straty polskie wyniosły: 1 zabity (Witold Kotwica „Brzeszczot”) i 1 ranny (Zygmunt Kiepas „Krzyk”). Straty niemieckie to 4 zabitych (3 żandarmów, 1 granatowy policjant) i 1 grantowy policjant ranny, który później zmarł. Zastrzelony policjant to plut. Marian Piotrowski, równocześnie żołnierzem AK o pseudonimie „Świst”. Marian Langer w książce Lasy i ludzie wspomina, że drugi postrzelony policjant także był żołnierzem AK.
Ranny „Krzyk” przekazał dowództwo „Lisowi” i polecił aby nocą przeprowadził oddział w lasy starachowickie, sam zaś został przetransportowany do szpitala partyzanckiego w Krzyżanowicach. Wezwany z Iłży doktor Chyczewski wyjął z rany fragment kości i wykonał opatrunek. Następnie poszkodowany przewieziony został do Błazin pod opiekę Jadwigi Wawro, przyszłej żony „Krzyka”. Niestety wystąpiły komplikacje. Wezwany na konsultacje okulista ze Starachowic stwierdził, że ranne oko należy usunąć, gdyż infekcja jaka się w nim zaczęła może uszkodzić drugą gałkę. „Krzyk” musiał się poddać amputacji. Po operacji jakiś czas przebywał na leczeniu i wkrótce powrócił do oddziału. Jako zastępca „Szarego” kontynuował walkę z Niemcami do listopada 1944 r.

Zygmunt Kiepas w okresie rekonwalescencji, zdjęcie ze zbiorów Tomasza Pietrzykowskiego
„Krzyk” w swojej relacji zamieścił odręcznie narysowany plan potyczki w Edwardowie, niestety jest on dosyć enigmatyczny. Obecnie przysiółek wygląda inaczej niż w lutym 1944 r. dlatego orientacja planu jest utrudniona.

Uczytelniony plan potyczki wykonany przez “Krzyka”

Dom Krzysztoszków, widok od strony północno-zachodniej (fot. P.N.)

Wyrwa po kuli na domu Krzysztoszków (fot. P.N.)
Zachował się natomiast jeden z budynków, który należał niegdyś do rodziny Machnio a dzisiaj do Państwa Krzysztoszków, na którym widoczne są jeszcze ślady ostrzału. Dom ten prawdopodobnie mógł być „kwaterą” „Krzyka” i Muszega lecz dla potwierdzenia tego przypuszczenia konieczne będą badania terenowe.
Dziękuję Panu Tomaszowi Pietrzykowskiemu za cenne uwagi, które uwzględniłem w artykule i za udostępnienie materiałów dotyczących Zygmunta Kiepasa „Krzyka”.
Paweł Nowakowski
utworzone przez Paweł Nowakowski | 20 02 2017 | Aktualności, Rok leśmianowski
Na witrynach kilku iłżeckich sklepów pojawiły się nalepki a na słupach ogłoszeń plakaty promujące Rok Leśmanowski. Są to kolejne kroki naszego Stowarzyszenia mające na celu uświetnienie obchodów roku poety.
Dziękujemy Panu Sławomirowi Orawcowi za bezpłatne wydrukowanie plakatów.


utworzone przez Paweł Nowakowski | 19 02 2017 | Aktualności
Podstawą do napisania artykułu były eksponaty zgromadzone na wystawę Co Bóg złączył… Obrzędowość weselna. Monidła, która prezentowana jest w Muzeum Regionalnym w Iłży w dniach 14.02 – 15.04 2017 r. Autor dziękuje wszystkim, którzy wzięli udział w wystawie i wypożyczyli pamiątki rodzinne.
Portrety nowożeńców
Obraz przedstawiający młodą parę w strojach ślubnych będący fotografią lub malowaną kopią fotografii jest zapisem jednej z najważniejszych chwil w dziejach rodziny, z której pochodzą nowożeńcy jak i dla przyszłych pokoleń tych nowożeńców – ich dzieci i wnuków. Jest też cenną pamiątką po wydarzeniu, które zupełnie zmieniło dotychczasowe życie dwojga najczęściej młodych ludzi i wprowadziło ich do nowych ról społecznych. U progu XX wieku do obrzędów związanych ze ślubem wszedł zwyczaj fotografowania się młodej pary stojącej samotnie lub w gronie najbliższych. Z czasem ten zwyczaj stał się nieodłącznym elementem towarzys
zącym zaślubinom. Sposób portretowania zmieniał się na przestrzeni lat, jedno natomiast pozostało niezmienne – specyficzny wyraz twarzy, na których maluje się miłość i nadzieja. Fotografie ślubne (obok zdjęć z chrztu i pierwszej komunii) to przykład zdjęć bezpośrednio odnoszący się do sakramentu, a w szerszym kontekście do rytuału przejścia. Pierwsze zdjęcia nowożeńców w Iłży i regionie pojawiły się prawdopodobnie jeszcze przed pierwszą wojną światową a rozpowszechniły po niej. Wykonywano je przeważnie w popularnym formacie „pocztówkowym” (ok. 9 x 13 cm), niekiedy także w nieco większym formacie gabinetowym (cabinet card). W przypadku tego drugiego formatu papierową odbitkę naklejano na sztywny kartonik. Zamawiano jedną kopię zdjęcia lub kilka po to aby rozdać je rodzinie. Ilość i rodzaj fotografii była uzależniona od zamożności młodej pary, tak samo jak wybór zakładu fotograficznego. Przed II wojną światową w Iłży działało atelier prowadzone przez żydowskiego „fotografika” Borucha Zelkiera, do którego mogły udać się młode pary. Popularne wśród nowożeńców były przeważnie radomskie pracownie (Grodzicki, Sybilski, Apollo), zapewne lepiej wyposażone i oferujące znacznie większy wybór i lepszą jakość fotografii od małomiasteczkowych zakładów. Realistycznie malowane obrazy młodej pary w domach na wsi należały do rzadkości.
Po II wojnie światowej oprócz tradycyjnej fotografii coraz bardziej popularne stawały się malowane portrety nazwane monidłami. Były to czarn
obiałe lub kolorowe malowidła sporządzane na podstawie zdjęcia. Monidła nawiązywały do drogich obrazów malarskich, które były elementem wystroju mieszkań zamożniejszych sfer społecznych. Nazwa monidło wywodzi się od czasownika „mamić” i jest to uwspółcześniony wariant wyrazu mamidło – czyli czegoś co mami a więc uwodzi, wabi i przyciąga spojrzenie a nawet zachwyca. Portrety ślubne wykonywali bliżej nieznani artyści prezentujący bardzo średni poziom umiejętności i zazwyczaj za dość małą sumę pieniędzy. Część pieniędzy za malowany obraz przypadała domokrążcom, którzy zajmowali się pozyskiwaniem klientów i rozprowadzaniem gotowych już portretów. Monidła były alternatywą dla drogich obrazów, kosztowały niewiele i miało to swoje odbicie w jakości – często osoby portretowane były mało lub wcale podobne do siebie. Inną przyczyną tego stanu było to, że artysta nie widział nigdy portretowanych par, albo malował osoby, które już dawno były po ślubie. Do cech charakterystycznych monideł należą błędy w proporcjach ludzkich postaci, spłaszczony modelunek oraz retusz: twarzy, strojów i akcesoriów – zgodnie z zamówieniem nabywców. Najczęściej poprawiano usta, nos i oczy oraz włosy, które nabierały charakterystycznego połysku, objętości oraz delikatnej fali. Usta stawały się czerwieńsze a oczy bardziej szkliste przez co osoby wyglądały młodziej niż w rzeczywistości były. Mężczyznom domalowywano białe muchy lub krawaty a kobietom welony. Nieraz cały strój obojga nowożeńców był dziełem malarza. Do niemal stałych akcesoriów, które domalowywano należał bukiet ślubny oraz stroik wpinany w klapę marynarki pana młodego. Panna młoda natomiast czasem
otrzymywała gustowną biżuterię (naszyjnik z pereł lub łańcuszek z zawieszką, kolczyki). Nowożeńcy portretowani byli przeważnie na jednolitym jasnym tle od piersi w górę (rzadziej o d pasa w górę) ze wzrokiem wpatrzonym przed siebie, z głowami lekko nachylonymi ku sobie. Zazwyczaj panna młoda stoi po lewej a pan młody po prawej stronie. Podkładem dla malowideł był papier lub tekturka, bardzo rzadko natomiast deska. Do unikalnych należą malowidła o wypukłej powierzchni. Obrazy oprawiano i szkolono. Najbardziej popularnym formatem był portret o rozmiarach ok. 30×40 cm, zdarzały się jednak przykłady dużo mniejsze (17×25) i większe (40×50). Drewniane ramy do obrazów – wąskie z półokrągłym fazowaniem – ozdabiano ornamentem wyciskanym w gipsie i przyklejanym do zewnętrznej krawędzi listwy. Miejscem, w którym wisiał portret ślubny była najczęściej ściana, do której przylegało łóżko małżonków lub szerzej – jedna ze ścian pokoju przez nich zajmowanego (prawie nigdy natomiast kuchnia). Po ich śmierci monidło zdejmowano ze ściany i od tej chwili służyło ono jako pamiątka po rodzicach. W szczególnych wypadkach, monidło lub zdjęcie ślubne mogło posłużyć do wykonania zdjęcia nagrobnego. Niestety bardzo często te cenne źródła historyczne ze względu na swoją nietrwałość przepadają lub są niszczone przez nierozważnych spadkobierców.
Moda na monidła osłabła w latach siedemdziesiątych a w następnej dekadzie zanikła zupełnie. Są one przede wszystkim pamiątką wydarzenia i cennymi dokumentami życia, którego realia oraz artefakty już dawno odeszły. Stroje i biżuteria – nawet jeśli domalowane – to dodatkowy potencjał poznawczy, na który warto zwrócić uwagę.
Łukasz Babula
utworzone przez Paweł Nowakowski | 15 02 2017 | Aktualności, Historia Iłży
14 lutego zbiegają się dwie ważne rocznice – powstania Armii Krajowej (1942 r.) i śmierci jednego z jej największych żołnierzy gen. Antoniego Hedy „Szarego” (2008 r.). Przypominając przemówienie płk. Józefa Małka „Tygrysa”, wygłoszone na pogrzebie „Szarego”, chcemy uczcić pamięć jednego z najwybitniejszych synów ziemi iłżeckiej.

Antoni Heda “Szary” ze swoim zastępcą Zygmuntem Kiepasem “Krzykiem”
Wielebni Księża Celebransi, Szanowni Państwo, Drodzy Towarzysze Broni, Żołnierze Armii Krajowej.
Przyszło nam dzisiaj pożegnać zasłużonego żołnierza II-giej Rzeczypospolitej i Podziemnego Państwa Polskiego, naszego dowódcę i przyjaciela Antoniego Hedę „Szarego”. Jego odejście na wieczną wartę napawa nas wielkim smutkiem. Żegnamy dziś żołnierza wielkiego charakteru – wiernego do końca Ojczyźnie – Polsce. Po wrześniu 1939 roku i walce obronnej w 12 DP pod dowództwem gen. Gustawa Paszkiewicza oraz udanej ucieczce z niemieckiego obozu jenieckiego, wraca w strony rodzinne. W ZWZ organizuje bojówki w ramach Związku Odwetu, a następnie „Kedywu”. Po przemianowaniu ZWZ na Armię Krajową zostaje powołany na Komendanta podobwodu iłżeckiego, kryptonim „Dolina”. Na własną prośbę zostaje odwołany z podobwodu i obejmuje dowództwo nad grupą więźniów uwolnionych przez niego z aresztu w Starachowicach. W okresie akcji partyzanckich był bezwzględny dla hitlerowskich zbrodniarzy oraz dla zdrajców i kolaborantów. Od swoich podkomendnych wymagał żelaznej dyscypliny i posłuszeństwa. Nie znosił kłamstwa ani lizusostwa. Przy tym wszystkim „Szary” miał bardzo wrażliwe serce na ludzką krzywdę. Dbał o nas jak o własnych synów. W razie zagrożenia lub wpadki – natychmiast spieszył z pomocą. Przykładem takim to więzienie w Starachowicach, Końskich a następnie po tzw. „wyzwoleniu” w Kielcach, gdzie drugi okupant skazywał na śmierć i wywózkę w głąb Rosji naszych oficerów i żołnierzy AK. Wszystkie nasze akcje poprzedzone były jego osobistym wywiadem i rozpoznaniem i dlatego były one udane przy bardzo niewielkich stratach własnych.

Antoni Heda “Szary”
Zostaje aresztowany przez UB 28 lipca 1948 r. i po wielomiesięcznym śledztwie skazany na karę śmierci. Po wielu petycjach i prośbach pisanych do Rady Państwa przez jego byłych żołnierzy i cywilną ludność Kielecczyzny w listopadzie roku 1956 zostaje zwolniony z więzienia. Przez komunistycznych zdrajców był uważany za niebezpiecznego wroga systemu za co między innymi internowano Go jako działacza „Solidarności” w Białołęce. Pomimo tych szykan ze strony władz PRL-u w sposób stanowczy i nieugięty zawsze piętnował zło i wszelkie haniebne poczynania, które szkodziły Polsce niszcząc naszą tradycję i kulturę oraz morale, zwłaszcza młodego pokolenia Polaków.
Drogi nasz Generale, żegnam Cię w imieniu Twoich podkomendnych tu obecnych i całej Rodziny „Szaraków”, w imieniu Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Niech ta Polska, o którą walczyłeś przez całe swoje dorosłe życie, ta Najjaśniejsza RP – wolna od kłamstw, obłudy i zniewolenia – towarzyszyły Tobie w tym wiecznym odpoczywaniu. Żegnaj, cześć Twojej pamięci.
utworzone przez Paweł Nowakowski | 13 02 2017 | Aktualności, Rok leśmianowski
W bieżącym roku przypadają dwie ważne rocznice leśmianowskie – 140 rocznica urodzin i 80 rocznica śmierci poety. W związku z tym, do Sejmu i Senatu RP wpłynęła propozycję, aby patronem roku 2017 został Bolesław Leśmian. Niestety, nie zyskała ona akceptacji. Miłośnicy Mistrza Słowa nie złożyli jednak broni i rozpoczęli organizować lokalne inicjatywy mające na celu przypomnienie życia i twórczości poety. Powstały one przede wszystkim w ośrodkach historycznie związanych z Leśmianem, w Zamościu, Warszawie, Łodzi, Hrubieszowie i Iłży. Radni Zamościa i Iłży przyjęli nawet uchwały ustanawiające rok 2017 Rokiem Bolesława Leśmiana. Zamość wyprzedził wszystkich w inauguracji obchodów. Już 22 stycznia zorganizowano tam urodziny poety, był tort, rzeźbienie w lodzie i czytanie wierszy.
Iłża nie wystartowała jeszcze w “świętowaniu” rocznic leśmianowskich, lecz jesteśmy przekonani, że jej wkład na tym polu okaże się znaczący. Bieżący rok będzie szczególną okazją do podkreślenia związków poety z naszym miastem. Lepsze ich wyeksponowanie z pewnością zwiększy zainteresowanie Iłżą i przyciągnie nowych turystów, którzy nie tylko będą chcieli zobaczyć malownicze ruiny, lecz także poznać miejsca, które rodziły poezję
. Marek Rymkiewicz, autor książki „Leśmian – Encyklopedia”, świadomy jest walorów iłżeckich zakątków i przedstawia bardzo interesującą wizję: „Można nawet przypuszczać, że iłżański ogród, w którym Dora i jej poeta zrywali maliny, z czasem znajdzie się między wileńską celą Ko
nrada a krzemieniecką Górą Bony, i stanie się – jednym z kilku świętych miejsc poezji polskiej.”
I
łżeckie Towarzystwo Historyczno-Naukowe postanowiło aktywnie uczestniczyć w obchodach Iłżeckiego Roku Leśmianowskiego. Zachęciła nas do tego propozycja współpracy złożona przez Panów Adama Bałucha i Norberta Jastalskiego. Pragniemy wspólnie zrealizować kilka oryginalnych projektów, które mamy nadzieję, przybliżą nas do spełnienia wizji Marka Rymkiewicza.
Pierwszym efektem naszych działań jest powstanie loga Iłżeckiego Roku Leśmianowskiego, autorstwa Norberta Jastalskiego. Artysta zaprojektował również baner, który można już zobaczyć pod niniejszym artykułem. O kolejnych inicjatywach leśmianowskich będziemy informować na naszej stronie w zakładce Rok Leśmianowski.
Dziękujemy Panu Dariuszowi Błaszczykowi właścicielowi Agencji Reklamowej „Orion” za bezpłatne wykonanie banera.

utworzone przez Łukasz Babula | 9 02 2017 | Aktualności

Monidła – wystawa
Co Bóg złączył… Obrzędowość weselna. Monidła, 14 lutego – 15 kwietnia 2017 r., Muzeum Regionalne w Iłży, scenariusz wystawy: Beata Bujakowska, Łukasz Babula.
Otwarcie wystawy: 14.02.2017, godz. 17.00; MRI Iłża, ul. Błazińska 1.
Wystawa czasowa prezentowana w Muzeum Regionalnym w Iłży zatytułowana „Co Bóg złączył… Obrzędowość weselna. Monidła” zostanie otwarta we wtorek 14 lutego o godz. 17.00 i będzie czynna do 15 kwietnia 2017 roku. Ekspozycję przygotowali pracownicy muzeum – dyrektor Beata Bujakowska i Barbara Adamus oraz historyk Łukasz Babula, którzy użyczyli także własnych eksponatów. W sali wystawienniczej prezentowany jest unikalny zbiór czarnobiałych i kolorowych obrazów (monideł) i zdjęć ślubnych oraz pamiątek związanych z zaślubinami. Monidła i fotografie pochodzą ze zbiorów prywatnych mieszkańców Iłży i regionu. Najstarszy obraz pochodzi z początku XX wieku zaś najmłodszy z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych. Wszystkie portrety zostały sporządzone przez anonimowych twórców natomiast większość zdjęć została wykonana w radomskich atelier. Zwiedzający będą mieli do obejrzenia około 30 monideł i ponad 50 zdjęć ślubnych oraz kilka przedmiotów związanych z obrzędami weselnymi.

Monidła – wystawa
Wystawa ma na celu zwrócenie uwagi na tradycje weselne wyrażające się w obrzędowości i pamiątki ślubne przechowywane w archiwach rodzinnych lub będące elementami wystroju mieszkań (część z wypożyczonych monideł ma swoje stałe miejsce w domach prywatnych). Dodatkowym zadaniem jakie podjęło muzeum jest aktywizacja społeczności lokalnej, która czynnie wzięła udział w zbieraniu przedmiotów wystawienniczych. Do zbiórki portretów ślubnych włączyło się także Iłżeckie Towarzystwo Historyczno-Naukowe, którego członkowie przynieśli kilka pamiątek rodzinnych. Wszystkie eksponaty a także informacje ich dotyczące zostały udokumentowane poszerzając tym samym zasób źródłowy Muzeum Regionalnego. Otwarcie wystawy wpisuje się w obchody organizowanego w Polsce Tygodnia Małżeństw (7-14 lutego) oraz wspomnienie liturgiczne św. Walentego – biskupa i męczennika.
Łukasz Babula