W dniu 15 października 2022 r. miała miejsce konferencja naukowa z okazji 80. rocznicy męczeńskiej śmierci i 130. rocznicy urodzin bł. ks. kmdr. por. Władysława Miegonia. Ksiądz Miegoń w okresie pracy duszpasterskiej w Lublinie był studentem Wydziału Prawa Kanonicznego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Podczas konferencji wysłuchaliśmy wielu interesujących wykładów, wśród których znalazło się wystąpienie Pawła Nowakowskiego – prezesa Iłżeckiego Towarzystwa Historyczno-Naukowego, dotyczące pracy duszpasterskiej ks. Miegonia w diecezji sandomierskiej.
Konferencji towarzyszyło otwarcie wystawy poświęconej postaci Błogosławionego, przygotowanej przez ITHN i opracowanej przez Pawła Nowakowskiego i Norberta Jastalskiego.
Zapraszamy do obejrzenia fotografii wykonanych podczas konferencji przez Barbarę Celuch.
W artykule pt. Projekt „Zaślepianie” , opublikowanym 10.07.2021 r. na stronie ilzahistoria.pl, dokonano krytycznej oceny „Projektu konserwacji i odtwarzania części murów zamku górnego w Iłży w zakresie niezbędnym dla zachowania i ustabilizowania konstrukcji zabytku”. Przypomnę pokrótce główne zarzuty do projektu: niedostatecznie rozeznano historyczną formę obiektu i jego przemiany; nie uwzględniono obecności kilku otworów okiennych w zaplanowanych do odbudowy murach; w planowaniu ciągów komunikacyjnych (schodów) nie wzięto pod uwagę ich pierwotnych przebiegów; zwieńczenia murów zaprojektowano tak jakby były to elementy kompletne, zubażając tym samym formę ruin do linii poziomych i lekko skośnych. Z listy krytycznych uwag Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków uznał za słuszne uzupełnienie projektu o dwa otwory okienne i zachowanie autentycznej posadzki w pomieszczeniu kredensu (została zakryta nową posadzką).
Rok trwała renowacja zamku górnego w Iłży. 4 czerwca 2022 r. obiekt ponownie został udostępniony dla ruchu turystycznego. Zachwyt i uznanie to najczęstsze reakcje odwiedzających odnowione ruiny. Pozytywne opinie o renowacji powszechne są w mediach społecznościowych. To oczywiste sygnały, że odbudowa osiągnęła cel wizerunkowo-propagandowy. Korzystną ocenę ostatnich dokonań wzmacniają pochlebne komunikaty medialne (generowane głównie przez beneficjentów mniemanego sukcesu) oraz sprawne zarządzanie obiektem. Zatrudniono nowe pracownice do obsługi ruchu turystycznego, zracjonalizowano godziny otwarcia, uruchomiono sklepik z pamiątkami. Dzięki tym działaniom zamek zaczął intensywnie żyć, stał się miejscem licznych imprez, wykorzystywany jest jego potencjał. Ważnym osiągnięciem właściciela obiektu było pozyskanie zewnętrznych środków na odbudowę i przychylności Urzędu Konserwatorskiego oraz doprowadzenie do renowacji. Natomiast sam przebieg prac i ich rezultat nie powinien być powodem chluby dla żadnej ze stron zaangażowanych w proces renowacji.
PRZEBIEG PRAC
16 czerwca 2021 r., Gmina Iłża podpisała umowę w firmą Goplan-art, wykonawcą renowacji zamku. Prace miały trwać cztery miesiące, jednak szeroki zakres zaplanowanych działań jak i niewielka liczba delegowanych na zamek pracowników wskazywały, że nie zakończą się w wyznaczonym terminie. Na wstępie przystąpiono do czyszczenia murów z roślinności i luźnego materiału wierzchniego. Zakres rozbierania murów stał się przyczyną konfliktu między generalnym wykonawcą, a podwykonawcą p. Filipem Politem, który wyraził publicznie dezaprobatę do polecenia murowania na rumoszu. Po opublikowaniu filmu ukazującego problem, umowę z p. Politem rozwiązano ( https://www.youtube.com/watch?v=9Iv_uHllomQ ), a przepływ informacji o przebiegu robót został zablokowany przez wykonawcę i inwestora. Dlatego nie ma pewności czy wszystkie zalecenia wskazane przez projekt konserwatorski zostały zrealizowane np. odsolenie murów. Niektóre z zaleceń wykonywano dopiero po ukazaniu się w mediach społecznościowych informacji o ich braku . Tak było z nakryciem murów. Czynność ta powinna zostać zrealizowana już podczas prac wstępnych. Osuszenie murów było warunkiem właściwego przeprowadzania dalszych działań konserwatorskich. W rzeczywistości mury przykryto dopiero po emisji filmu p. Bartka Swata, w którym wspomniano o tym zaniedbaniu. (https://www.facebook.com/100003618186597/videos/916775585537207 , emisja 25 lipca 2021 r. , od 6’40’’). Na placu robót więcej pracowników pojawiło się dopiero we wrześniu. Zwiększono tempo prac, ustawiono drugi dźwig. Na początku listopada miało miejsce obsunięcie się fragmentu nowo wznoszonego muru. Wyłom został pospiesznie uzupełniony, a niepowodzenie wyciszono. Nie zakończono prac w wyznaczonym terminie. Trwały do początku grudnia 2021 r. przy czym murowano jeszcze podczas przymrozków, co prawdopodobnie było przyczyną późniejszego pękania kamieni.
Ostatnim etapem renowacji zrealizowanym już w 2022 r., było wzniesienie drewnianym przypór przy wieży głównej oraz instalacja dwóch metalowych ram na schodach prowadzących do wieży. Ramy w pierwszym ustawieniu stanowiły niebezpieczeństwo dla zwiedzających. Po zasygnalizowaniu problemu na stronie fb Zamek Iłża, położenie ram skorygowano.
OCENA PRZEDSIĘWZIĘCIA
Ocena realizacji projektu wymaga uzyskania odpowiedzi na kila pytań: Czy projekt opracowano zgodnie z zasadami wyszczególnionymi w Karcie Ochrony Historycznych Ruin? Czy projekt opracowany został na podstawie pełniej wiedzy o historycznym obiekcie? Czy renowacja została przeprowadzona zgodnie z zasadami sztuki konserwatorskiej? Czy obiekt w nowej odsłonie nie utracił istotnych dla zbytku wartości?
Rozpocznijmy od analizy tytułu projektu, który brzmi Projekt konserwacji i odtwarzania części murów zamku górnego w Iłży w zakresie niezbędnym dla zachowania i ustabilizowania konstrukcji zabytku. Zakres prac, z pewnością przekroczył znacznie poziom niezbędny do ustabilizowania konstrukcji zabytku. Karta Ochrony Historycznych Ruin dopuszcza konsolidację i wzmocnienie elementów, ale przy zachowaniu zasady minimum interwencji ( http://www.icomos-poland.org/pl/dokumenty/uchwaly/130-karta-ochrony-historycznych-ruin.html ). Nie można uznać, że zasada ta respektowana była na zamku Iłża gdyż nowe nadbudowy zdominowały i pochłonęły prawie całkowicie historyczne mury. Przy czym konserwator przyjął dziwną koncepcję zakrywania reliktów zamiast ich eksponowania.
Artykuł „Projekt zaślepianie” zakończony został uwagą o konieczności prowadzenia właściwego nadzoru konserwatorskiego i budowlanego, jako warunku sine qua non powodzenia przedsięwzięcia. Wielokrotnie podczas trwania prac można się było przekonać, że nadzory są niewydolne. Świadczyła o tym przede wszystkim jakość prac murowych, (brak jednorodnych, uporządkowanych wątków muru, narożniki bez pionów i przewiązań, w pewnych miejscach brak uzupełnień zaprawy, w innych niedbała uzupełniania, brak obróbki kamieni licowych i narożnych, nieumiejętne wykonanie sklepień i rozglifień otworów drzwiowych i okiennych). Wszystkie mniej lub bardziej wyraźne niedoskonałości wskazują na niskie kwalifikacje pracowników oraz brak nadzoru. Przy właściwym funkcjonowaniu kontroli, błędy byłyby natychmiast korygowane, nie dopuszczono by do ich kumulacji i utrwalenia. Spektakularnym efektem braku fachowości i nadzoru było wspomniane osunięcie się fragmentu nowo wznoszonego muru.
Autentyzm jest najważniejszą wartością ruin. Działania konserwatorskie mają za zadanie zachować tę wartość. Czynią to przez używanie materiału identycznego z tym, który był użyty do wzniesienia budowli, przez zachowanie dawnych rozwiązań konstrukcyjnych, przez utrzymanie dawnej formy i funkcji, którą pełniła dana przestrzeń. Ile autentyzmu posiadają odnowione ruiny zamku Iłża? Z oryginałem łączy je materiał, czyli kamień wapienny i ogólna forma, natomiast obszar rozwiązań konstrukcyjnych i funkcjonalnych niewiele ma wspólnego z historycznymi wzorcami. Nie został spełniony nawet tak podstawowy wymóg jak odtworzenie murów w formie opus emplectum, z wyraźnym warstwowym układem kamieni. W nielicznych fragmentach można dostrzec ten porządek, jednak zdecydowana większość odbudowanych murów posiada cechy opus incertum.
Poniżej przedstawiono efekty niektórych błędnych działań popełnionych podczas renowacji zamku górnego w Iłży.
1. Otwór okienny w skarbcu, z racji swego położenia (w pomieszczeniu parteru), musiał być niewielki i miał raczej charakter świetlika – strzelnicy niż typowego okna. Z inwentarzy wiemy, że chroniony był podwójną kratę. Do momentu odbudowy miał zachowany dolny glif. Obecnie w tym miejscu jest wielka prostokątna dziura bez glifów i kolebkowego sklepienia. Otwór ani rozmiarem ani konstrukcją nie nawiązuje do oryginału.
2. Otwór okienny w pomieszczeniu na prawo od rejterady (nad dużą piwnicą) z zewnątrz posiada kształt i proporcje otworu okna romańskiego, od wewnątrz jest nieforemny, bez proporcji, przesadnie rozglifiony na boki, a spłaszczony w pionie. Z pewnością tak nie wyglądał autentyczny otwór. Posługując się metodą analogii, powinien mieć zbliżoną wielkość do sąsiedniego otworu (w pomieszczeniu nad małą piwnicą), bowiem znajdują się one w tym samym segmencie budowli.
3. W wielu miejscach renowacja usunęła pozostałości oryginalnych rozwiązań konstrukcyjnych, wprowadzając nowe, obce historycznej budowli. Jaskrawym przykładem braku przemyśleń o tym jak powinien wyglądać odtwarzany element jest „rekonstrukcja” otworu okiennego piwnicy w zachodnim murze obwodowym. Znajduje się on w sąsiedztwie zachowanego oryginalnego i na pewno bliźniaczego otworu okiennego, który ma czytelną formę i wymiar. Pełniły on tę samą funkcję i z pewnością były wykonane w tym samym czasie. Niestety przy odtwarzaniu zniszczonego otworu nie skorzystano z oczywistego wzorca do rekonstrukcji.
Brak wierności pierwotnym rozwiązaniom konstrukcyjnym widoczny jest także w otworze okiennym w pomieszczeniu nad małą piwnicą. W dawnych budowlach posiadających grube mury, okna osadzano w rozglifionych wnękach. Czasami okna wspierały się na znacznie cieńszym murze niż grubość ściany. Dzięki temu można było zbliżyć się do niego, wyjrzeć na zewnątrz lub skorzystać w tym miejscu z lepszego światła. Wnęka okienna była bowiem najlepiej doświetloną częścią pomieszczenia. Właśnie taki charakter posiadał rzeczony otwór. Do momentu renowacji ślady takiego rozwiązania były czytelne, dziś próżno ich szukać, zostały zlikwidowane.
Podczas renowacji wykonano kilka łuków w otworach drzwiowych i okiennych. W większości są one pozbawione odpowiedniej formy i proporcji. Niektóre z nich znajdują się w miejscach, w których nie powinny się znajdować. To co niegdyś było sklepione jest płaskie, a co było płaskie jest sklepione, w miejscu małych otworów okiennych są duże i na odwrót.
4. W pomieszczeniach nad piwnicami znacznie podwyższono poziom posadzek ponad oryginalny poziom użytkowy, natomiast nie uczyniono tego w sieni prowadzącej do wieży głównej. W jej ścianach są widoczne ślady po schodach, szkoda że nie odtworzono ich na oryginalnej wysokości.
5. Główna klatka schodowa, to miejsce gdzie można zauważyć całkowity brak koncepcji włączenia tej przestrzeni w funkcjonalność obiektu. Wejście do niej prowadzi przez zbyt niski otwór drzwiowy (było to niegdyś wejście reprezentacyjne). Tuż za nim, po lewej stronie, znajdował się mur, który niestety usunięto (w jakim celu?). Plan nie przewidywał rozebrania tego fragmentu. Niegdyś spoczywał na nim czwarty bieg schodów. Natomiast za drugim biegiem schodów wzniesiono wysoki mur, której nigdy tam nie istniał. Zniszczono więc oryginalny fragment muru, a wzniesiono nowy, którego nigdy tam nie było. Przyjęto koncepcję nierozsądną i niszczącą. Racjonalnym i najprostszym rozwiązaniem było zaprojektowanie w klatce schodowej, schodów na górny taras. Odtworzono by w ten sposób autentyczny przebieg ciągu komunikacyjnego, a klatka schodowe nie kończyłaby się ślepym zaułkiem jak obecnie.
6. Podczas renowacji zaprzepaszczono szansę odtworzenia oryginalnych przebiegów ciągów komunikacyjnych. Chodzi głównie o pomieszczenia, w których znajdowały się schody na piętro. Obecne lokalizacje schodów nie pokrywają się z lokalizacjami historycznymi. Jest to ewidentne pomniejszenie autentyzmu funkcjonalnego obiektu.
7. Poza istotnymi błędami konstrukcyjnymi odbudowa przyczyniła się do pomniejszenia wartości estetycznych ruin. Szczególnie myślę tu o wizerunku przypór wieży bramnej. Mogą one pretendować do wzorca estetycznej degradacji zabytku. Do tej pory pierwszoplanowym destruktorem estetyki był daszek na wieży głównej tzw. parasolka, renowacja „wzbogaciła” ruiny o specyficzne szkarpy. Do degradacji estetycznej zabytku dochodzi gdy nowe elementy ostro kontrastują ze startymi, zamiast stanowić harmonijne uzupełnienie. Faktura tworzona przez łamany wapień mocno kontrastuje z gładką i kształtną okładziną przypór. Dodatkowo niefortunnie został dobrany kolor płyt oraz sposób ich ułożenia (szczególnie na północnej przyporze). Troską konserwatora powinno być przywrócenie szkarpom oryginalnych okładzin. Wiele z nich odnaleziono podczas badań archeologicznych w 2015 r., inne zalegają u podnóża południowej przypory. Niestety, żadna z nich nie wróciła na swoje miejsce.
8. Odtworzone otwory okienne i bramy zaopatrzono w kraty, które wykonano z płaskowników co nadaje im współczesny charakter. W skrzydle południowym znajduje się inny rodzaj krat, który lepiej nawiązują do dawnych wzorców. Dodatkowo nowe kraty w wejściu na zamek górny i w bramie głównej zostały nowocześnie zamontowane. Jest to bardziej przejawem oszczędność czasu i środków niż dbałości o wierność historycznym rozwiązaniom.
9. Wyrazem braku rozeznania i poszanowania oryginalnych elementów zamku było pominięcie w pracach zabezpieczających przypory muru obwodowego od strony północno-zachodniej. Nie tylko nie objęto jej projektem, ale podczas układania instalacji odgromowej została częściowo zniszczona przekopem.
10. Nie dokończono działań konserwatorskich na licu zachodnim przypory południowej wieży bramnej. Pozostawiono bez zabezpieczenia strzępia muru łączącego basteję z przyporą. Nie dokończono również uzupełniania zaprawy między okładzinami z piaskowca.
11. Ekipa budowlana nie posiadała fachowców zdolnych do realizacji zadań stricte konserwatorskich i rekonstrukcyjnych. Świadczą o tym nieumiejętne rekonstrukcje m.in. łuków w przejeździe bramnym, okna piwnicy, przewodu kominowego w pomieszczeniu kredensu oraz konserwacja lica przypór (niestaranne uzupełnienia zaprawy między okładzinami). Wśród pracowników nie było najprawdopodobniej kamieniarzy i brukarzy. Kamienie obrabiano jedynie z grubsza. W całej renowacji nie znajdziemy przykładu starannej obróbki kamieniarskiej. Przy układaniu bruku nie wzięto pod uwagę wzorca jakim jest oryginalny fragment w części południowo-zachodniej dziedzińca. Nie wyprofilowano należycie płaszczyzn spływu, nie udało się nawet odtworzyć dawnej formy i jednolitego przebiegu rynsztoku centralnego.
12. Porażką należy określić odtworzenie południowo-zachodniego narożnika muru obwodowego. Na historycznej rycinie E. Dahlbergha posiadał on ostrą krawędź, która wyraźnie odcinała światło od cienia. Obecnie w tym miejscu znajduje się obłe zagięcie muru, na którym światło rozprasza się w różnych kierunkach. „Narożnik ” nie trzyma pionu i w górnej części wysunięte jest na zewnątrz. Wykonawca nie potrafił odtworzyć oryginalnego wyglądu narożnika choć dysponował jego elementami w postaci staranie obrobionych ciosów kamiennych.
Wizualne przejawy niskiej jakości prac murarskich potwierdziła zima. Choć nie wystąpiły uciążliwe wahania temperatur ani obfite opady, świeżo wzniesione mury doznały licznych uszczerbków. W kamieniach pojawiły się głębokie pęknięcia i odpryski, które na wiosnę gęsto zaścielały podnóże murów.
13. Wzniesienie przypór przy wieży głównej to pomysł, który narodził się podczas trwania renowacji. Rzekomo mają one stabilizować mur obwodowy dochodzący do wieży. Uzupełnieniem przypór są dwie metalowe ramy zainstalowane w wejściu na wieżę. Przed remontem mgr inż. T. Bagiński wykonał analizę stateczności wieży, w której stwierdził, że „Aktualnie nie ma potrzeby podejmowania żadnych działań remontowych konstrukcji nośnej wieży zamkowej , ponieważ jej stabilność jest [w] pełni zachowana. Wskazane jest natomiast zwrócenie uwagi na powierzchniowe zarysowania i spękania lica elewacyjnego murów obwodowych wieży oraz ogniska degradacji granularnej substancji murowej na elewacji (…) Zaleca się ich likwidację metodą przemurowania.” W analizie nie ma więc mowy o ustawianiu przypór ani ram, kolejnych elementów zakłócających i tak już nadwyrężoną estetykę ruin.
14. Ostatnią z wyszczególnionych nieprawidłowości jest pozostawienie przez ekipę budowlaną grubej warstwy ziemi i gruzu w zatoce znajdującej się między południową przyporą wieży bramnej a murem obwodowym. Cała ta masa napiera na ogrodzenie zabezpieczające, które z czasem będzie słabło.
PODSUMOWANIE
Niektóre działania wobec zabytku można ocenić natychmiast, inne po wnikliwej obserwacji i upływie czasu. Dopiero po kilku zimach przekonamy się czy wdrożone działania rzeczywiście zabezpieczyły ruiny, a nie przyczyniły się do ich degradacji. Istnieje wiele przykładów przedsięwzięć konserwatorskich, które wbrew intencjom, doprowadzały do pogorszenia kondycji zabezpieczanych obiektów. W przypadku zabytków architektonicznych oprócz profesjonalnego wykonania prac konserwatorskich i budowlanych liczy się zachowanie wierności oryginalnym materiałom, historycznym rozwiązaniom konstrukcyjnym i funkcjonalnym oraz dawnej formie. Warunkom tym można sprostać dysponując możliwie pełną wiedzę o obiekcie (przełożoną na projekt), wykwalifikowanymi pracownikami oraz fachowym i stałym (nieokazjonalnym) nadzorem. Obserwując efekty prac na zamku Iłża należy uznać, że wystąpił deficyt wszystkich wymienionych czynników. Projekt obarczony błędnymi koncepcjami, złe wykonawstwo i niedostateczny nadzór wpłynęły niekorzystnie na przebieg renowacji, która przybrała charakter niszczący, likwidując cechy autentycznych rozwiązań konstrukcyjnych i funkcjonalnych. Zmieniła także nadmiernie formę ruin, degradując ich malowniczość i niepowtarzalność, pochłonęła elementy oryginalne i usunęła patynę dawności. Końcowym efektem tych przemian jest pomniejszenie wartości historycznej, naukowej i artystycznej obiektu, tym samym ogólnej wartość zabytku.
16 kwietnia 2022 r. na stronie https://herby.manifo.com/strona-glowna/get/7ef19500e93d3f9ef9d87dc4284d289f ukazał się dokument pt. „Uzasadnienie heraldyczno-historyczne projektów symboli Gminy Iłża”, autorstwa Kamila Wójcikowskiego i Roberta Fidury. Opracowanie miało na celu przekonanie Komisji Heraldycznej do akceptacji przedłożonego projektu herbu i innych insygniów dla Gminy Iłża. Należy podkreślić, że zgodnie z tytułem dokumentu projekty dotyczą symboli gminy, a nie miasta. Najważniejszą częścią dokumentu, która miała wykazać słuszność przyjętej koncepcji projektów są dwa rozdziały – Rys historyczny Iłży i Tradycje heraldyczne i sfragistyczne Iłży. Pierwszemu z nich, autorzy poświęcają 1,5 strony. Niestety, przedstawiony materiał prezentuje niski poziom merytoryczny oraz czerpie z ograniczonego i niepewnego zasobu źródłowego. Skutkuje to popełnieniem szeregu błędów rzeczowych, o których poniżej:
wzniesienie zamku przypisano Iwonowi Odrowążowi w 1239 r.,
(w tym czasie biskup Iwo już nie żył; w historiografii iłżeckiej funkcjonuje błędny przekaz, iż budowniczym zamku był Radosław Odrowąż w 1139 roku)
wskazano rok 1567 jako datę budowy ratusza, natomiast 1821 rokiem jego rozbiórki,
(obiekt zbudowany został w 1576 r., a rozebrany w 1822 r.)
stwierdzono, że fabryka fajansu działała od 1821 r. do 1903 r.,
(fabryka została założona w 1823 r. i funkcjonowała do 1885 r.)
autorzy sytuują Zębiec w Starachowicach,
Jeszcze jedną błędną datację można odnaleźć w rozdziale Charakterystyka Gminy Iłża:
autorzy wskazują, że siedziba powiatu znajdowała się w Iłży do 1918 r.
(w rzeczywistości do 1915 r.)
Wyszczególnione pomyłki mogą wydawać się błahe lecz nie powinny pojawić się w tego typu dokumencie, przeznaczonym dla Komisji Heraldycznej. Uzasadnienie powinno być świadectwem rzetelnej wiedzy i staranności, szczególnie, że zostało ono sporządzone za pieniądze podatników.
W rozdziale Tradycje heraldyczne i sfragistyczne Iłży zawarta jest istota uzasadnienia. Autorzy przyznają, że swoją wiedzę o przedrozbiorowej sfragistyce Iłży czerpali z książki Henryka Seroki pt. Heraldyka miast małopolskich do końca XVIII w. Seroka zwięźle i merytorycznie wyjaśnił genezę herbu Iłży i wpływ biskupstwa na jego wizerunek. Już w pierwszym zdaniu podał kluczową informację – „Herb Iłży, należącej do biskupstwa krakowskiego…” Seroka zauważa, że przynależność miasta do biskupstwa miała odzwierciedlenie w heraldyce. Najpierw wyrażano to postacią biskupa, a od połowy XVII w. infułą biskupią. Uważa, że „uprawnienia do decydowania o herbach miast biskupich leżały, przede wszystkim w gestii biskupa, niezbyt chętnie sięgającego po herb kapituły.” W uzasadnieniu heraldyczno-historycznym nie znajdziemy jednak odniesienia do spostrzeżeń Seroki, który wyraźnie akcentuje znaczenie biskupa w kwestiach heraldycznych. Autorzy uzasadnienia nie dostrzegają (albo nie chcą dostrzec) tych ważkich konkluzji ponieważ burzy to ich koncepcję prymatu kapituły nad biskupstwem. W tym celu gotowi są nawet wyartykułować „nowatorskie”, stwierdzenie, że to właśnie kapituła była właścicielką i założycielką miasta Iłża. Autorytet i znawca średniowiecznej historii Polski, Jan Długosz w Liber beneficiorum wyraził odmienny pogląd, wskazując, że „Biskup krakowski jest jedynym ofiarodawcą i opiekunem, do którego należy majątek wspomnianego miasta [Iłża] i zamku.” Kapituła rzeczywiście współrządziła z biskupem, ale w ściśle określonych ramach prawnych. Samodzielnie zarządzała dobrami biskupimi w okresach wakatu na katedrze. Stwierdzenie, że była właścicielką i założycielką Iłży nie znajduje potwierdzenia w źródłach.
Autorzy pomijając kwestię wpływu biskupstwa na heraldykę iłżecką fałszują jej przekaz. Z tego powodu w uzasadnieniu brak jest oceny znaczenia infuły w heraldyce miasta i gminy. Pogłębiona analiza roli infuły winna znaleźć się w dokumencie przede wszystkim dlatego, że projekt nowego herbu gminy powinien opierać się na dawnej heraldyce gminnej, której istnienia autorzy nawet nie są świadomi. Po utracie praw miejskich Iłża stała się gminą od roku 1869 i była nią do 1925, używając wtedy herbu trzy infuły.
Tworząc uzasadnienie autorzy najczęściej czerpali z opracowań przekrojowych , takich jak Leksykon miast polskich, Miasta polskie w tysiącleciu, Herby miast polskich, Herbarz miast polskich. Z racji rozległości tematu nie zwierają one szczegółowych informacji o interesujących nas herbach. Wiele opracowań, które wykorzystano pochodzi z lat 60. XX w. i nie uwzględnia nowych ustaleń. Jedynie wspomniany już H. Seroka w Heraldyce miast małopolskich i K. Głowacki w Heraldyce historycznych miast regionu sandomiersko-kieleckiego bardziej przybliżają heraldykę iłżecką. Autorzy w ogóle nie odnieśli się do najnowszych źródeł regionalnych, które przecież istnieją i stanowią jak dotąd jedyne, szczegółowe opracowania poświęcone heraldyce lokalnej. Gdyby do nich sięgnęli, nie musieliby dywagować nad zawartością odcisku pieczęci z 1778 i 1789 r. Odnaleźliby wyraźny odcisk tej pieczęci, a nawet odczytali jej legendę. Ze współczesnych źródeł regionalnych można również dowiedzieć się jaki był herb miasta w okresie międzywojennym, którego wizerunku autorzy nie są pewni, pisząc – Płaskorzeźba na budynku magistratu z tego okresu podpowiada jak mógł w owym czasie wyglądać iłżecki herb. Lokalna heraldyka nie obfituje w mnogość opracowań. Zapoznanie się z całą literaturą jej poświęconą nie nastręcza większych trudności, a co niewątpliwie należało do obowiązku autorów uzasadnienia, jako warunek gruntownej znajomości tematu. Biorąc pod uwagę fakt, iż zarówno treść opracowania jak i przypisy nie zawierają żadnych odniesień do regionaliów można wysnuć wniosek, iż autorzy nie podołali temu zadaniu. Ponadto, należy wskazać na kuriozalny, pseudonaukowy sposób tworzenia niektórych przypisów. Wiele z nich to w rzeczywistości uzupełnienie podpisu grafik.
Uzasadnienie oprócz tekstów zawiera również projekty graficzne. W stosunku do pierwotnych projektów poprawiono formę koron i zmieniono grot drzewca sztandaru gminy. W pierwszym założeniu miał on kształt infuły, ostatecznie jest stylizowanym herbem miasta. W mojej ocenie, najsłabszym elementem insygniów jest Medal Honorowy Gminy Iłża, którego forma nie koresponduje z jego przeznaczeniem.
Należy jednak zauważyć, że opracowanie zawiera dobrej jakości zdjęcia najstarszych odcisków pieczętnych, znanych do tej pory z niewyraźnych fotografii i przecierek.
Postument na iłżeckim mauzoleum posiada dwie mosiężne tablice wyliczające 23 nazwiska osób zamordowanych przez Niemców podczas II wojny światowej. Choć nazwiska zostały utrwalone, wiedza o tych, którzy je nosili jest bardzo nikła. Tylko w przypadku kilku wymienionych osób możemy powiedzieć nieco więcej o ich życiu i śmierci. Tablica poświęcona ofiarom obozów koncentracyjnych upamiętnia m.in. Antoniego Nobisa (ur. 30.12.1903 r. w Krępie Kościelnej, syn Jana i Tekli z Kozłów). Przed wybuchem II wojny światowej był nauczycielem w Elementarnej Szkole Powszechnej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Iłży. Pracował tam wraz ze swoją żoną Leokadią. Podczas okupacji pierwszy raz został aresztowany 10.11.1939 r. Niemcy zatrzymali wtedy grupę iłżeckich inteligentów w celu zapobieżenia ewentualnym obchodom Święta Niepodległości. Po pewnym czasie wrócił do domu. Ponownie został aresztowany 10.06.1940 r., prawdopodobnie z powodu działalności konspiracyjnej. Niemcy jednak nie dołączyli go do grupy 10 iłżan, zatrzymanych kilka dni wcześniej, których wkrótce rozstrzelano na Brzasku koło Skarżyska, lecz wysłany został do obozu w Sachsenhausen-Oranienburg. Jeszcze w 1940 r. przekazany został do drugiego obozu Hamburg-Neuengamme gdzie otrzymał nr 3249. Udało mu się przetrwać całą wojnę mimo tragicznych warunków bytowych, katorżniczej pracy i ciągłego zagrożenia życia. Kiedy do Hamburga zbliżyły się jednostki alianckie rozpoczęto ewakuację obozu. Od 18.04. więźniów z Neuengamme transportowano do Lubeki skąd przewożeni byli na pokłady trzech statków Cap Arcona, Thielbek i Athen. W sumie na statkach znalazło się ok. 9.400 więźniów. Antoniego Nobisa przydzielono na największy z nich, dawny transatlantyk Cap Arcona.
02.05.1945 r. dowództwo alianckie wystosowało ultimatum do floty niemieckiej o treści – „Wzywamy wszystkie jednostki morskie pływające pod banderą III Rzeszy do natychmiastowego zawinięcia do portu. Wszystkie statki niemieckie spotkane na morzu po godz. 14.00 dnia 3 maja zostaną zbombardowane. Powtarzam….” Kapitanowie Cap Arcona i Thielbek choć zamierzali opuścić bandery i wejść do portu, pod presją dowództwa oddziałów wartowniczych, pozostali na wodach zatoki. Kapitan Athen nie uległ naciskom, opuścił banderę i wpłynął do portu ratując w ten sposób statek i więźniów. Zgodnie z zapowiedzią atak samolotów RAF-u rozpoczął się ok. 14:30. Cap Arcona i Thielbek zostały trafione przez kilkadziesiąt rakiet, które wywołały zniszczenia i pożary. Atak lotniczy był jedynie pierwszym aktem w łańcuchu tragicznych zdarzeń. Część więźniów zdołała wydostać się na pokład z płonącej Cap Arcona. Tam zostali ostrzelani przez strażników próbujących opanować sytuację i chronić szalupy. Więźniowie skakali do lodowatej wody, niektórzy nie umiejąc pływać. Ten moment tragedii tak wspomina Zbigniew Foltyński:
Skoczyłem do wody. Musiałem najpierw walczyć w tej wodzie. Walczyć dlatego, że raz człowiek miał szczęście, jak nie wskoczył na innych będących w wodzie; i dwa – nie dać się innym utopić, bo każdy się ratował i chwytał się czego mógł. Więc jeszcze walczyłem w wodzie z innymi, żeby odpłynąć od okrętu i swobodnie płynąć do brzegu.
To nie koniec zagrożeń. Powróciły angielskie samoloty, które z broni pokładowej ostrzeliwały więźniów-rozbitków. Piloci posiadali informacje, że atakują transportowce wojskowe. Wkrótce na wodach zatoki pojawiły się niemieckie statki ratownicze, ale wyławiały przede wszystkim ss-manów i członków załóg. Ostatni akt tragedii rozegrał się na plaży koło Neustadt. Wyziębieni, wycieńczeni i często poranieni rozbitkowie po dotarciu do brzegu byli ostrzeliwani przez marynarzy, esesmanów oraz członków Hitlerjugend i Volkssturmu. W ten sposób zginęło ok. 700 więźniów. Resztkę rozbitków uratowali żołnierz 5 brytyjskiego pułku rozpoznawczego, którzy zlikwidowali oprawców.
Na dwóch zatopionych statkach zginęło ok. 7000 więźniów, ocalało ok. 500 w tym ok. 300 Polaków. Przez kilka następnych tygodni morze ustawicznie wyrzucało na brzeg ciała ofiar tragedii. Zostały one pochowane na kilkunastu cmentarzach rozsianych wzdłuż wybrzeża zatoki. Ofiary pochodziły z 24 krajów. Liczną grupę stanowili Polacy, wśród nich uczestnicy pierwszego transportu do Auschwitz i więźniowie KL Stutthof.
Niestety wśród ocalałych nie było Antoniego Nobisa. Nie wiemy, w którym momencie tragicznego ciągu wydarzeń stracił życie. Na procesie sądowym, który miał orzec o jego zgonie zeznawało trzech świadków katastrofy Bronisław Abramczyk z Łodzi, Marian Przęda z Krakowa i Jan Karcz ze Skalbmierza. Żaden z nich nie znał osobiście Antoniego, choć nie wykluczali że mogli go kiedyś spotkać bo był on „starym więźniem”. Jan Karcz jako jedyny podał pewne informacje związane bezpośrednio z Antonim Nobisem. Oto fragment jego zeznania złożonego 4 czerwca 1947 r. w Sądzie Grodzkim w Kazimierzu Dolnym.
„Ocaleni Polacy zgrupowali się w porcie Neustadt, a po wkroczeniu wojsk kanadyjskich do tego portu – ocaleni Polacy utworzyli biuro rejestracyjne wszystkich uratowanych Polaków, oraz na podstawie różnych zeznań uratowanych sporządzono kartotekę zatopionych kolegów w morzu. Będąc na kuracji w Szwecji wraz z moim kolegą Stanisławem Osiką z Grybowa, który pełnił funkcję sekretarza biura rejestracyjnego w Neustadt, odpisałem od niego listę wszystkich uratowanych kolegów oraz wszystkich zaginionych, których nazwiska koledzy uratowani podali. Na liście zatopionych w morzu pod pozycją 173 figuruje Antoni Nobis, pochodzący z Iłży z zawodu nauczyciel, nr obozowy 3249, o czym ja zawiadomiłem rodzinę Nobisa w dniu 18 maja 1946 r. Na skutek napisania do mnie listu wnioskodawczyni [Leokadii, żony Antoniego] , która prawdopodobnie dowiedziała się o moim nazwisku z prasy, która opisywała ważniejsze szczegóły o katastrofie na morzu. Ja osobiście Antoniego Nobisa nie znałem, choć możliwe jest, że go znałem, bo był starym więźniem , na co wskazuje jego numer. Ja z powodu dużej ilości więźniów i upływu długiego czasu, dzisiaj sobie tego nazwiska nie przypominam”.
Śmierć sama w sobie jest tragicznym wydarzeniem. W przypadku Antoniego Nobisa i innych, którzy 3 maja 1945 r. podzielili wspólny los, tragizm ten został spotęgowany przez dwie okoliczności. Pierwsza z nich to czas wydarzenia, koniec wojny, a właściwe dzień wyzwolenia. Drugą okolicznością, która musiała goryczą napełniać serca bliskich ofiar, była rola jaką w tragedii odegrali angielscy piloci. Szwedzki Czerwony Krzyż przekazał wywiadowi brytyjskiemu informacje o „ładunku” statków w Zatoce Lubeckiej. Z nie wyjaśnionych przyczyn samoloty RAF-u nie zostały powstrzymane przed akcją. Dochodzenie prowadzone po wojnie, nie odpowiedziało na najważniejsze pytania, a dokumentacja dotycząca sprawy została utajniona do 2045 r.
W okresie tworzenia zrębów PRL-u próbowano wykreować nowe święto państwowe – Międzynarodowy Dzień Walki o Pokój, które obchodzono 1 i 2 października. Władze państwowe czyniły wiele starań by nadać mu rangę zbliżoną do 1 majowego Święta Pracy. Powoływano w tym celu Komitety Obrońców Pokoju na szczeblach administracji rządowej i samorządowej (ogólnopolski, wojewódzki, powiatowy, miejski i gminny). Ówczesna prasa ukazuje rozmach przedsięwzięć w organizacji święta.
Będziemy nieugięcie walczyć o pokój, imponująca manifestacja społeczeństwa kieleckiego przed Domem Kultury i na ulicach miast. Sztafety i meldunki ze wszystkich powiatów. Gołąb pokoju nad 15 – tysięcznym tłumem Kielczan.
Ponad 15 – tysięczna rzesza społeczeństwa kieleckiego manifestowała wczoraj nieugiętą wolę polskich mas pracujących oddania wszystkich sił sprawie walki o Pokój. Na placu przed Domem Kultury Robotniczej ustawiono trybunę honorową. Dom Kultury bogato udekorowany barwami narodowymi, czerwienią i portretami Marksa, Lenina, Stalina i Prezydenta Bieruta. Już od 16.00 ze wszystkich stron na plac wkraczają grupy i kolumny robotników, pracowników i młodzieży, niosących liczne transparenty i czerwone szturmówki. (…) Od strony stadionu wkracza barwna grupa sportowców.(…) Jako pierwsza przybiega pod trybunę witana burzą oklasków sztafeta Miejskiego Komitetu Obrońców Pokoju. Zobowiązania przyniesione przez nią przyrzekają wytężenie wszystkich sił dla polepszenia bytu kieleckich robotników …..
W 1949 r. w miastach powiatowych województwa kieleckiego odbywały się wielotysięczne pochody i wiece. W mniejszych ośrodkach ograniczono się do organizacji odczytów i akademii. W Iłży 2 października 1949 r. obchody Dnia Walki o Pokój miały wyjątkowy i nieplanowany przebieg. W remizie strażackiej o godzinie 10 rozpoczęła się uroczysta akademia, w której wzięło udział ok. 150 osób. Odpowiedzialnym za uroczystość był Feliks Kolbicz, przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej. Po przywitaniu zebranych i wprowadzeniu w ideę obchodzonego święta, Kolbicz przekazał głos Janowi Kowalskiemu, który wygłosił referat na temat walki o pokój. Kolejna mówczyni, p. Maria Ciepielewska, przedstawicielka Ligii Kobiet, odczytała odezwę skierowaną do kobiet. Następnie głos zabrał obywatel Kurzępa Władysław, który rzeczowo i gruntownie naświetlił obecne położenie państwa polskiego w orbicie polityki świata, określając znaczenie i zmiany struktury gospodarczej odrodzonej Polski oraz znaczenie pokoju dla Polski. Wywody niniejsze publiczność przyjęła oklaskami. Po tym wystąpieniu przewodniczący Kolbicz odczytał rezolucję, która także została nagrodzona oklaskami, a nawet wywołała (kontrolowany) entuzjazm zebranych, którzy zaczęli wznosić okrzyki – Chcemy pokoju, niech żyje pokój, precz z wojną. W następnej części spotkania do głosu dopuszczono osoby z sali. Piasek Stanisław przypomniał swoje przeżycia wojenne. Kolejny mówca Zenon Kiepas, 21 letni iłżanin, wprawił w niemałą konsternację organizatorów uroczystości i zebranych w sali. Mówił głośnym i zdecydowanym głosem o prawdziwej sytuacji w kraju. – Co tu wiele mówić na temat pokoju na arenie międzynarodowej, kiedy u nas w Polsce nie ma pokoju. Strzela brat do brata i znęca się nad nim. W Polsce buduje się więzienia i obozy, w których osadza się ludzi niewinnych, a wtedy jak bat nad głową wisi, to wtedy chce się pokoju. Walczyliśmy wszyscy o Polskę Ludową, ale nie o taką jak jest obecnie – tylko na papierku. Gdyby była rzeczywiście Polska Ludowa to każdy by miał prawo swego głosu i wypowiedzi. Natomiast w tej demokracji każdy obawia się swojej wypowiedzi, bo za to zaraz go zamkną do więzienia. Mówcie ludzie to co was boli, nie bójcie się nikogo.
To zaskakująco odważne wystąpienie Zenona Kiepasa wywołało oklaski części zebranych. Jak najszybciej chciał je stłumić przewodniczący Kolbicz, odnosząc się krytycznie do wypowiedzi młodego mówcy.
Jak można było przewidzieć , wystąpienie Zenona miało dla niego przykre konsekwencje. Jeszcze tego samego dnia komendant posterunku MO w Iłży sierżant Szczepanek złożył pisemny meldunek do Komendy Powiatowej w Starachowicach. Przedstawił w nim nie tylko przebieg wydarzenia, ale także nakreślił sytuację rodziną i materialną występnego młodzieńca. Nie omieszkał wspomnieć, że obwiniony jest bratem zastępcy „Szarego” i nazwał „Krzyka” bandytą, który po wyzwoleniu zaginął bez wieści. W meldunku komendant prosi swojego przełożonego by skontaktował się z szefem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w celu wyciągnięcia konsekwencji wobec śmiałka. Ruszyła machina działająca według stalinowskiej zasady – dajcie mi człowieka a paragraf się znajdzie. Dwa dni później, tajny współpracownik „Leszcz” doniósł swoim przełożonym o wydarzeniu i otrzymał zadanie zbierania informacji o Zenonie i echach jego przemowy w środowisku robotniczym. Po paru dniach rozpoczęły się przesłuchania świadków. Przytaczali oni identyczny przebieg zdarzenia i podobną treść wypowiedzi Zenona. Byli również skłaniani przez śledczych do oceny czynu i motywów winowajcy. Na pięciu świadków tylko jeden wyraźnie uniknął oceny mówcy oraz imputowania jego zamiarów. Pozostali świadkowie usłużnie spełnili intencje śledczych, a jeden z nich oświadczył – Wypowiedzi te skierowane były przeciwko obecnemu ustrojowi w czym sposobem dwuznacznym Kiepas chciał oficjalnie wykazać, że Rząd nasz rządzi po dyktatorsku, że spycha niewinnych ludzi do więzień i obozów pracy, że obecna władza strzela do niewinnych osób, że Ameryka stanowi dla nas ten bat, którego się obawiamy. Mówiąc, że nie o taką demokrację walczyliśmy miał na myśli siebie i swych braci, którzy byli członkami AK i po wyzwoleniu jeszcze prowadzili wrogą robotę, za co zostali aresztowani i osadzeni. Sam on jest wrogiem obecnego ustroju, posiada orientację wrogą Polsce Ludowej i to skłoniło go do tych wypowiedzi . Chcę nadmienić, że pewna część osób przyjęła jego słowa za prawdziwe, co potwierdziło się w oddanych oklaskach po zakończeniu przezeń tych wypowiedzi. Tym sposobem Kiepas wykorzystując taką okazję, zebranych chciał wykorzystać to do swych niecnych planów. Zaszczepić spokojnej ludności jad nienawiści do Polski Ludowej i obniżyć powagę naczelnych organów i zmierzać do zmiany ustroju. Taki jest z mego punktu widzenia sens jego wypowiedzi.
Działania operacyjne polegały także na prześwietleniu rodziny Zenona – ojca Stanisława, siostry Leokadii i trzech braci: Zygmunta, Kazimierza i Franciszka. Notatka wywiadowcza tak charakteryzuje Kiepasów: Cała rodzina należała do AK. Franciszek należał do AK i AL.-u. Cała rodzina ustosunkowana do obecnego ustroju jest wrogo. Rzeczywiście wszystkie wymienione dzieci Stanisława, włącznie z Zenonem „Małym” należały do AK.
Po ponad roku od incydentu (21.10.1950 r.), Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Starachowicach wydał decyzję o tymczasowym zatrzymaniu podejrzanego Zenona Kiepasa oraz postanowienie o zarządzeniu rewizji domowej i osobistej. O co był właściwie podejrzany Zenon ? Na pewno nie o to co powiedział bo było to faktem i pewnikiem, ale nie podlegającym sankcjom karnym. Postanowiono więc znaleźć odpowiedni paragraf. Zdecydowano się na zarzut nielegalnego posiadania broni. Liczono być może na to, że w rodzinie partyzanckiej zawieruszył się gdzieś w obejściu jakiś pistolet lub granat. Takie znalezisko usprawiedliwiało by w pełni działania UB. W dniu 22 października 1950 r., o godz. 4:30 rano do domu Kiepasów weszli towarzysze z grupy operacyjnej. Nie znaleziono jednak żadnej broni i nie zatrzymano podejrzanego, który przebywał poza domem. Zenon prawdopodobnie aresztowany został jeszcze tego samego dnia w miejscu pracy tj. w Górach Pińczowskich gdzie w Szkole Przysposobienia Rolniczego był nauczycielem zawodu. Według relacji rodziny przesiedział 3 miesiące, które odcisnęły na nim piętno. Była to dotkliwa kara. Władza ludowa dopięła swego, karząc za to, za co legalnie nie można było karać. Sprawę zamknięto dopiero w kwietniu 1955 r., kiedy akta przesłano do archiwum.
Pod koniec lat czterdziestych XX w. opór zbrojny grup niepodległościowych był już zdławiony. Komuniści tłumili także wszelkie przejawy oporu mentalnego. Krytykę swoich poczynań traktowali jako działalność wywrotową i reakcyjną. Bezwzględnie karcili tych, którzy łamali tę zasadę. Zenon Kiepas przekonał się osobiście co znaczy przeciwstawić się władzy ludowej. Na tle powszechnego tłamszenia i zakłamania, wyrażenie oczywistej prawdy wymagało odwagi, a niekiedy heroizmu. Jaka więc była przyczyna przełamanie strachu i odważnego wystąpienia młodego człowieka. Można sądzić, że głównym powodem był sposób traktowania braci. Zygmunt „Krzyk” po ucieczce z obozu NKWD w Rembertowie musiał ukrywać się, podobny los dzielił Kazimierz „Oset” . Kroplą, która przelała czarę goryczy było aresztowanie trzeciego z braci Franciszka. Wszyscy oni podczas wojny byli w konspiracji i walczyli z Niemcami. Zamiast należnego szacunku i wdzięczności stali się „bandytami”. Ta niesprawiedliwość zrodziła gorycz i gniew, które znalazły ujście w publicznym wystąpieniu.
Należy zauważyć, że pierwsze dni października były czasem przełomowym dla Zenona. Od 01.10.1949 r. rozpoczął pracę w Szkole Przysposobienia Rolniczego w Górach Pińczowskich, 02.10. wypowiedział się podczas Dnia Walki o Pokój, 03.10. odebrał świadectwo dojrzałości w Liceum Gospodarstwa Wiejskiego w Wośnikach. Okoliczności te pozwalały Zenonowi żywić nadzieję, że zmieniając miejsce zamieszkania, opuszczając Iłżę, sprawa jego wypowiedzi nie będzie miała poważniejszych reperkusji. Stało się jednak inaczej.
Paweł Nowakowski
W artykule wykorzystano materiały:
1. IPN, teczka o sygn. Ki 013/1807
2. Słowo Ludu, 2 października 1949 r.
3. dokumenty i zdjęci ze zbiorów Tomasza Pietrzykowskiego, któremu serdecznie dziękuję za udostępnienie.
Zygmunt Kiepas ps. „Róg”, „Krzyk” vel Józef Wróbel vel Zygmunt Kwieciński ur. 02.04.1917 r. w Iłży, zm. 29.01.1989 r. w Gdańsku. Syn Ziemi Iłżeckiej, harcerz – drużynowy i instruktor, strażak, żołnierz, konspirator, dowódca partyzancki, nauczyciel z powołania, kombatant, inwalida wojenny. W swoim życiu kilkukrotnie więziony, torturowany przez Gestapo, NKWD i UB. „Posługiwał się wieloma nazwiskami. Na Jego piersi przypięto najwyższe odznaczenia wojskowe: Srebrny Order Virtuti Militari, Krzyż Walecznych, Medal Zwycięstwa i Wolności. Był ciężko ranny – stracił jedno oko. Walczył za Polskę i za Nią siedział w Polskim Więzieniu”. Tak pisano o Nim niegdyś w jednej z gazet.[1]
W latach okupacji był najbliższym współpracownikiem i przyjacielem Antoniego Hedy „Szarego”. Sukcesy oddziału partyzanckiego, którym razem dowodzili były Ich wspólnym osiągnięciem. Wieloma działaniami tej grupy leśnej Kiepas dowodził osobiście często zastępując Hedę. A jednak w przeciwieństwie do „Szarego” nie wybudowano Mu pomnika, Jego nazwiskiem nie nazwano: ronda, ulicy, izby pamięci, szkoły itp. Mimo swoich zasług przez wiele lat nie został w żaden sposób indywidualnie, imiennie, należycie uhonorowany, zarówno w Jego rodzinnej Iłży, jak i w żadnej innej miejscowości, w której walczył ramię w ramię z legendarnym dziś „Szarym”.
Ten stan rzeczy postanowiło zmienić społeczeństwo jednej z dzielnic Gdańska, z którą iłżecki bohater związał się po wojnie, fundując Mu pamiątkową tablicę. W Oruni – Świętym Wojciechu – Lipcach, Zygmunt Kiepas dał się poznać przede wszystkim jako nauczyciel i wychowawca młodzieży. Ukrywając się przed komunistyczną władzą pod fałszywym nazwiskiem – Wróbel Józef, w 1945 r. osiedlił się na przedmieściach Gdańska gdzie wraz z nauczycielami pochodzącymi z Wilna współorganizował i tworzył Szkołę Podstawą nr 40, która istnieje do dzisiaj. W szkole tej uczył do 1953 r., do momentu gdy został aresztowany za działalność w Armii Krajowej. W trakcie pokazowego procesu sądowego został skazany na 3 lata wiezienia. Po wyjściu na wolność powrócił do prawdziwego nazwiska. Początkowo nie mógł wykonywać zawodu nauczyciela ze względu na swoją przeszłość. W 1956 r. po ogłoszeniu kolejnej amnestii przez sejm PRL, kara sądowa Kiepasa została mu darowana w całości. Dzięki temu, w 1957 r. mógł powrócić do pracy w szkolnictwie. W Gdańsku pracował w Szkole Podstawowej nr 10, Szkole Podstawowej nr 40 i Szkole Podstawowej nr 41. Dnia 1 września 1977 r. przeszedł na zasłużoną emeryturę.
Z pewnością wielu z Jego podopiecznych siedząc w szkolnej ławie nie znało wojennych dokonań swojego nauczyciela. Niechętnie wracał on pamięcią do lat wojny i okupacji. Był skromny. Pomimo tego iż w 1939 r. bronił Warszawy, a w kolejnych latach okupacji został partyzanckim dowódcą, nigdy nie lubił się wywyższać. Nie chciał też by Go wywyższano. Jednak wraz z upływem lat Jego podopieczni poznali kim był naprawdę. Dziś z pewnością mają pełną świadomość tego, iż uczył ich prawdziwy bohater, który swoim życiem udowodnił co znaczy hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna”. Kiepas zwykł mawiać „Twarde życie wychowuje twardego człowieka”. Z pewnością nikt bardziej niż On sam nie poznał znaczenia tej sentencji. Wielokrotnie patrzył śmierci prosto w oczy. Epizodami jego życiowych, często tragicznych doświadczeń, można by obdzielić dziesiątki osób. Z pewnością jako „belfer” zajmuje szczególne miejsce w sercach i pamięci wychowanków skoro zostanie upamiętniony na budynku dawnej Szkoły Podstawowej nr 10, w której uczył i pracował. Sama data odsłonięcia tablicy również nie jest przypadkowa ponieważ poprzedzi Dzień Edukacji Narodowej – Święto Nauczyciela. Inicjatorem i pomysłodawcą stworzenia pamiątkowej płyty jest mieszkaniec Oruni Krzysztof Kosik – regionalista i miłośnik tej dzielnicy Gdańska, były radny miasta Gdańska i oczywiście w dzieciństwie uczeń Zygmunta Kiepasa. Środki na ufundowanie tablicy pomogła zorganizować Rada Dzielnicy Orunia – Św. Wojciech – Lipce.
Tak lata szkolne i swojego nauczyciela wspomina Krzysztof Kosik: „Pan Zygmunt uczył mnie i mego starszego brata w latach 60-tych w Szkole Podstawowej nr. 10 w Oruni. Uczył matematyki, fizyki i tzw. prac ręcznych. Dał się poznać jako nauczyciel z wielkim autorytetem, był surowym ale sprawiedliwym wychowawcą. Spokojny, opanowany, dla oruńskich „chuliganów” miał ojcowskie podejście. Jak nic nie skutkowało sięgał po argument, który niejednego wyprostował przy całkowitej aprobacie rodziców. Dziś to by było nie do pomyślenia. Uczył mnie i kolegów na zajęciach technicznych sztuki introligatorskiej. Uważał, że mężczyzna oprócz wykształcenia ogólnego powinien posiadać umiejętności techniczne, które w trudnych nawet czasach pozwolą na uczciwe zarobienie na chleb. Łagodniejszy, ale tak samo sprawiedliwy stosunek miał do dziewczyn. Klasy gdzie był wychowawcą stały za Nim murem. Przykład – uczeń z klasy niższej pozwolił sobie na drwiny z wojennej kontuzji Pana Zygmunta zza drzwi krzyczał: „Pirat, pirat”. Paru uczniów dorwało delikwenta, na klatce schodowej. Kara była mocna i zasłużona, odechciało się mu głupich zachowań. Był to człowiek szanowany również przez rodziców uczniów, kolegów i koleżanki z pracy. Nie spotkałem nigdy osoby, która niechętnie wyrażałaby się o nauczycielu Zygmuncie Kiepasie. Taki był. Po latach poznałem dramatyczną a zarazem heroiczną biografię Pana Kiepasa i uznałem iż jego postać zasługuje na upamiętnienie. Raz, że mamy taki obowiązek moralny jako uczniowie, dwa mamy obowiązek jako mieszkańcy Oruni”.
Uroczyste odsłonięcie tablicy nastąpi 13 października 2021 r. o godzinie 11.00 w dzielnicy Gdańsk – Orunia, przy ulicy Gościnnej 17, na budynku dawnej Szkoły Podstawowej nr 10. Organizatorzy zapraszają poczty sztandarowe i środowiska kombatanckie. (Spotkanie organizacyjne oficjeli i pocztów sztandarowych o godz. 10.15 pod wyżej wskazanym adresem).
Jest mi niezwykle miło przypomnieć, iż biogram Zygmunta Kiepasa publikowany był na stronie Iłżeckiego Towarzystwa Historyczno-Naukowego, w setną rocznicę urodzin „Krzyka”, w 2017 r. Była to pierwsza internetowa odsłona przedstawiająca całościowo Jego życie. Dla osób zainteresowanych Jego biografią dołączam link do wspomnianego artykułu:
W latach ubiegłych powstało również kilka innych publikacji internetowych bezpośrednio związanych z Zygmuntem Kiepasem. ITHN opublikował artykuł dotyczący potyczki w Edwardowie 26 lutego 1944 r., podczas której „Krzyk” został ciężko ranny: https://www.ilzahistoria.pl/?s=edward%C3%B3w
Jeden z artykułów publikowany był na portalach w Polsce i w Wielkiej Brytanii. Dotyczył jednego z ostatnich żyjących przyjaciół i towarzyszy broni „Krzyka” – Sergiusza Paplińskiego „Kawki”. Jest to prawdopodobnie ostatni żołnierz wyklęty, który wciąż żyje w Anglii: