utworzone przez Paweł Nowakowski | 7 12 2016 | Aktualności, Historia Iłży, Iłża
W dniu 5 grudnia 2016 r., w Publicznej Szkole Podstawowej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Iłży, odbyło się wręczenie nagród konkursu plastycznego „Zabytki Iłży”. Konkurs został przeprowadzony z inicjatywy Iłżeckiego Towarzystwa Historyczno-Naukowego i wzięło w nim udział około 130 uczniów szkół podstawowych z Iłży, Pakosławia, Jasieńca Iłżeckiego i Seredzic. Prace wykonano w różnorodnych technikach, z wykorzystaniem oryginalnych materiałów, np. skorupki jaj, kora, sól. Konkurowano w 12 kategoriach.
Główną ideą konkursu było pozyskanie grafik do kalendarza „Zabytki Iłży 2017”. Pragnęliśmy, aby było to wydawnictwo wyjątkowe, dlatego nadaliśmy mu profesjonalną oprawę graficzną. Oprócz tego do rysunków dołączono krótkie charakterystyki prezentowanych obiektów oraz historyczne daty związane z naszym miastem.
Za organizację konkursu z ramienia Stowarzyszenia odpowiadali: p. Dorota Plata, p. Dorota Sałamońska, p. Witold Plata. Koncepcję graficzną kalendarza, skład i przygotowanie do druku wykonał p. Norbert Jastalski.
Laureaci konkursu „Zabytki Iłży”
- Katarzyna Baran, kl. VI PSP Iłża (kategoria: Kopiec Tatarski)
- Sylwia Siwiec, kl. VI PSP Jasieniec Iłżecki (Kościół św. Franciszka)
- Jakub Jabłoński, kl. V PSP Pakosław (Ratusz)
- Maria Boćkowska, kl. IV PSP Iłża (Dzwonnica)
- Oliwier Gonciarz, kl. VI PSP Jasieniec Iłżecki (Kapliczka zamkowa)
- Oskar Celuch, kl. IV PSP Seredzice (Zamek)
- Magdalena Stankiewicz, kl. VI PSP Jasieniec Iłżeckie (Piec garncarski)
- Natalia Borkowska, kl. IV PSP Seredzice (Kościół Św. Ducha)
- Mateusz Piątkowski, kl. V PSP Iłża (Muzeum)
- Natalia Łygan, kl. IV PSP Iłża (Wieża główna/baszta)
- Ernest Matysiak, kl. V PSP Iłża (Mauzoleum)
- Karolina Durasiewicz, kl. IV PSP Iłża (Kaplica Szyszkowskich)
Przyznano także dwa wyróżnienia, jedno dla Sandry Kuc (PSP Pakosław), drugie dla Jakuba Fręchowicza (PSP Iłża). Poza konkursem wybrano rysunek na stronę tytułową kalendarza. Jego autorem jest Staś Góralski (5 lat)
Atrakcyjne zestawy nagród został ufundowany przez Urząd Miejski w Iłży, Instytut Pamięci Narodowej Delegatura w Radomiu i Iłżeckie Towarzystwo Historyczno-Naukowe. Każdy z laureatów i wyróżnionych otrzymał także po egzemplarzu kalendarza.
Dziękujemy Dyrekcji PSP w Iłży za pomoc w zorganizowaniu uroczystości oraz dh. Władysławowi Jastalskiemu wraz z p. Dorotą Sałamońską, p. Łukaszem Babulą i p. Maciejem Jaroszkiem za przygotowanie scenografii.
Kalendarz wydany został kosztem Urzędu Miejskiego. Będzie można go nabyć w Punkcie Informacji Turystycznej.
utworzone przez Łukasz Babula | 6 12 2016 | Aktualności, garncarstwo, Historia Iłży
Dzień 4 grudnia jest świętem nie tylko górników ale i tradycyjnym świętem garncarzy iłżeckich. W tym dniu wspominamy świętą Barbarę z Nikomedii – męczennicę chrześcijańską ściętą za wiarę na początku IV wieku (ok. 305 r.). Otacza ona opieką garncarzy, gdyż ich praca przy wybieraniu gliny podobna jest do pracy górników, a więc pełna trudu i niebezpieczeństw. W ciągu długiej historii istnienia iłżeckiego cechu garncarskiego zapewne zdarzały się przypadki, że garncarza kopiącego glinę przysypała ziemia. Ostatni taki wypadek wydarzył się w sierpniu 1966 roku kiedy to zasypany został Konstanty Ciepielewski, bardzo zasłużony dla powojennego garncarstwa iłżeckiego twórca lepiący głównie ceramikę figuralną.
Swoje święto tak opisuje jedna z garncarek – Stefania Ciepielewska, żona tragicznie zmarłego Konstantego:
„W Iłży było dużo garncarzy. Swoje święto obchodzili na Barbarę, bo tak samo jak górnicy kopali glinę w głębokich studniach. W tym dniu zamawiali w kościele mszę. Wszyscy świecili świece. […]
Na Barbarę szli do kościoła prosto od roboty, ubrudzeni gliną, pomalowani. Tak szli w to święto i nikt się z tego nie śmiał.”
Powracając do tradycji zapalania światła oraz chcąc uczcić zmarłych garncarzy, Iłżeckie Towarzystwo Naukowo Historyczne zapaliło znicze na grobach naszych najwybitniejszych ceramików pochowanych na cmentarzu starym.
Łukasz Babula
Grób Piotra i Stanisława Księżkich – obaj zginęli podczas II-wojny światowej
Grób Stanisława Kosiarskiego i jego córki Jadwigi – obok
Grób Wincentego Kitowskiego
utworzone przez Łukasz Babula | 23 10 2016 | Aktualności, Historia Iłży, Iłża
Dzień 22 października 1942 roku był kresem społeczności żydowskiej zamieszkującej Iłżę i kilka okolicznych mniejszych miejscowości. W tym roku przypada 74 rocznica tego tragicznego wydarzenia, które zostało upamiętnione przez członków Iłżeckiego Towarzystwa Historyczno-Naukowego symbolicznym zniczem złożonym przy pomniku na cmentarzu żydowskim.
Iłżeckie getto dla ludności żydowskiej zostało utworzone na początku grudnia 1941 roku. Miało charakter „otwarty”, jednak za opuszczenie tej wydzielonej części miasta groziła śmierć. To samo niebezpieczeństwo czekało na tych, którzy chcieli pomóc mieszkańcom getta. Ze względu na złe warunki bytowe, nakaz przymusowej pracy oraz okrucieństwo niemieckich żandarmów (m.in. w Iłży został zamordowany Icek Liberman – rabin z Lipska) życie Żydów było bardzo trudne i stale zagrożone. W skutek prowadzonych przez okupanta niemieckiego działań dążących do wyniszczenia ludności żydowskiej, ludność getta po wysiedleniu i transporcie kolejowym do obozu zagłady w Treblince została tam uśmiercona w komorach gazowych. Należy dodać też, że kilku Żydów pochodzących z Iłży zginęło także w KL Auschwitz. Działo się to na przestrzeni 1942 i 1943 roku.
Dzień likwidacji getta został upamiętniony po raz pierwszy. Iłżeckie Towarzystwo Historyczno-Naukowe uczciło dawnych mieszkańców Iłży pochodzenia żydowskiego zapaleniem światła – symbolu życia i pamięci. W tym roku 22 października wypadał w sobotę, a więc w szabat. Zgodnie z tradycją żydowską, samo wejście na cmentarz i zapalenie znicza odbyło się po zachodzie słońca.
Łukasz Babula
utworzone przez Paweł Nowakowski | 28 09 2016 | Aktualności, Historia Iłży
Grobsztyn Zubowiczów
Płytę trzymały mocno korzenie lipy
Kościółek p.w. Matki Boskiej Śnieżnej stoi na najstarszym iłżeckim cmentarzu. Aby zachować świadectwa pochówków, które się tam odbywały, niegdyś wniesiono do wnętrza świątyni dwie płyty nagrobne, a kilka innych wmurowano w ściany zewnętrzne. W kościele znalazł schronienie nagrobek Szkota Roberta Gordona z 1663 r. i proboszcza szpitalnego ks. Kazimierza z nieczytelną datacją.
Od czwartku, 22 września we wnętrzu świątyni znajduje się także grobsztyn wójta iłżeckiego Szymona Zubowicza i jego żony Zofii, który do tej pory spoczywał pod pobliską lipą. Przeniesienie epitafium podyktowane było troską o zachowanie czytelności zawartych na nim treści. Pozostawanie płyty na wolnym powietrzu spowodowałoby dalsze zacieranie, już i tak, w niektórych miejscach, słabo widocznych tekstów. Niestety grobsztyn jest wyszczerbiony, brakuje w nim prawego, górnego rogu.
W opracowaniu rzeźbiarskim płyty widać wyraźną różnicę między bordiurą obiegającą kamień a napisami i amatorsko wykonanymi wizerunkami trupich główek z piszczelami. Na bordiurę składa się dokładnie rozplanowany motyw ornamentu cekinowego, który w narożach i środkach boków przerywany jest czteropłatkowymi bratkami. Można przyjąć, że nad płytą pracowały dwa warsztaty. Jeden z nich profesjonalnie obrobił kamień i wykuł bordiurę, drugi wykonał napisy i prymitywne wizerunki. Czytelność tekstu uległa degradacji od końca lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to Waldemar Kowalski i Wojciech Wionczek z Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Kielcach zarejestrowali jego brzmienie. Następnie epigraf zamieszczony został w opracowaniu Corpus Inscriptionum Poloniae, skąd poniżej przytaczam jego treść:
D[EO] O[PTIMO] M[AXIMO]
PAMIATKA NA POTOMNE CZASY SŁAWETNEGO SZYMONA
ZVBOVICA WOYTA IŁZECKIEGO Y ZOFIEY BREWCZANKI
SLACHETNEGO DOMV BREVKOW Z SZYDLOWCA MIASTA
NIE TAYNO NIKOMV LAT 20 PRZEZYWSZY W MALZENSTWIE
WIECZNEGO POSZLI MIESZKANIA SZVKAC V BOGA SWOYEGO
CZASV POWIETRZA ZMARLI
ZOSTAWILI WIELE JEDNO KREWNYM A DRVGA PAMIATKA W KOSCIELE
R[OKU] P[PAŃSKIEGO] 166[?] 15 MAY
Zachował się testament wójta Szymona, który potwierdza przekaz z płyty o zapisaniu znacznego majątku krewnym i duchownym. Dokument sporządzony został 5 maja 1661 r. Testator wspomina w nim, że wskutek morowego powierza, które przyszło do miasta stracił przyjaciela – żonę. Sam czując się chorym postanowił rozdysponować swój majątek. Zubowicze nie mieli własnego potomstwa dlatego większą część spadku wójt Szymon zostawił dla dzieci brata swojej żony. Były one adoptowane przez Zubowiczów po śmierci Omieckich – rodziców. Testator przeznaczył znaczne zapisy na rzecz księży posługujących w iłżeckim kościele. Altarzysta ołtarza Św. Trójcy należącego do Bractwa Literatów otrzymał mieszkanie w kamienicy wójta, trzy kawałki ziemi na utrzymanie i parę wołów i konia. Księża, opiekunowie Bractwa Różańcowego i Bractwa św. Anny otrzymali pospołu mieszkanie w folwark na przedmieściu i ogród. W zamian za te dobra Zubowicz po swojej śmierci oczekiwał od nich modlitwy. Jako dobry chrześcijanin Szymon nie zapomniał o najuboższych. Polecił sprzedać dwa kawałki ziemi „i z tej sumy dziadom suknie i babom tak do fary, jako inszym ubogim mieszczanom natenczas potrzebnym sprawić, a z sumy ostatka Msze za mnie i duszę żony mojej odprawiać na każdy dzień …”.
Nie zapomniał też o wiernej służącej Jadwidze Kozusce, której przepisał dwa ogrody, plac, wapno zmagazynowane w jednym z folwarków, suknię i 20 zł. Na dzień przed śmiercią wójt uzupełni testament, dodając dyspozycję aby wynagrodzić Mateuszową Bryskową młynarkę z Dzieżkówka.
Grobsztyn po usunięciu ziemi, korzeni i odrostów lipy
Bordiura i trupia główka
Płyta umieszczona została w Kaplicy św. Rozalii
Paweł Nowakowski
utworzone przez Paweł Nowakowski | 12 09 2016 | Aktualności, Historia Iłży
Bitwa pod Iłżą w 1939 r. posiada bogatą bibliografię. Na jej podstawie, możemy odtworzyć przebieg walki i najważniejsze jej epizody. Mimo upływu 77 lat od tego wydarzenia pojawiają się jednak nowe przekazy, które uzupełniają obraz tamtej rzeczywistości. O ich publikacje nie zabiegają już naoczni świadkowie lecz członkowie rodzin i pasjonaci, zatroskani o przetrwanie pamięci. Takim przykładem jest artykuł Pana Józefa Stępnia zamieszczony w Czasopiśmie Artystycznym „Nestor”, nr 1(35)2016 , którym utrwalił przeżycia swojego ojca w kampanii wrześniowej 1939 r.
Zapraszamy do lektury.
Józef Stępień
Kampania wrześniowa jednego z żołnierzy 7 Pułku Piechoty Legionów w Chełmie
Józef Stępień na manewrach (fot. archiwum autora)
W przedwojennym 7 pp Leg. dyslokowanym w Chełmie służyło wielu synów ziemi krasnostawskiej, a jednym z nich był mój ojciec – Józef Stępień. Urodził się w 1915 r. w Antoniówce, gm. Gorzków, w rodzinie Franciszka i Franciszki Stępniów. Miał czworo
rodzeństwa: Czesława, Mariannę, Lucjana i Mieczysława. Czesław podczas wojny został zabrany na roboty do Niemiec, pojechał tam w zamian za najmłodszego brata Mieczysława, którego to do wywózki wyznaczyli Niemcy. Służbę wojskową Józef odbył w 1939 r. tuż przed wybuchem wojny. Po napaści Niemców na Polskę został zmobilizowany. Ojciec Józefa, mój dziadek Franciszek, przedwojenny sołtys Antoniówki, odwiózł go do Krasnegostawu, skąd udał się do Chełma. Służbę wojskową odbywał w kompanii ckm, pod dowództwem por. Białasa. Po zmobilizowaniu został przydzielony do plutonu moździerzy, z którym po załadowaniu do wagonów wyruszył na front. 7 Pułk Piechoty Legionów wraz z 8 pp Leg. z Lublina i 9 pp Leg. z Zamościa tworzyły 3 dywizję, która z kolei weszła w skład południowego zgrupowania Armii „Prusy”, był to odwód Naczelnego Wodza pod dowództwem gen. Dęba Biernackiego. Już w trakcie przejazdu na front żołnierze byli kilkakrotnie bombardowani, na szczęście straty były nieznaczne. Uszkodzenie torów nie pozwalało jednak na dotarcie do stacji docelowej, skąd też wszyscy zostali wysadzeni w polu i wraz z całym majdanem wojskowym udali się na piechotę do wyznaczonego miejsca. 3 września 1939 r. front Armii „Karpaty” oraz Armii „Łódź” wręcz trzeszczał, szczególnie na styku. Ostatecznie został przełamany i droga na Kielecczyznę stanęła przed Niemcami otworem. Dywizje południowego zgrupowania Armii „Prusy” nie w pełni skoncentrowane, z poważnymi brakami, szczególnie w artylerii jak również w kompaniach przeciwpancernych, zostały zmuszone do własnej obrony przed rozbiciem przez lekkie i pancerne dywizje nieprzyjaciela.
Pluton 7 pp Leg. Józef Stępień stoi trzeci z lewej (fot. archiwum autora)
W związku z niekorzystnym rozwojem wydarzeń i szybkimi postępami wojsk niemieckich, gen. Skwarczyński zarządzał odwrót południowego zgrupowania Armii „Prusy”. Stało się tak, ponieważ Niemcy postanowili odciąć całe zgrupowanie od wiślanych przepraw. Na trasie odwrotu polskiego wojska leżała Iłża, którą trzeba było utrzymać. Dowódca 7 pp Leg. płk Władysław Muzyka otrzymał rozkaz obrony Iłży za wszelką cenę. Do wykonania tego zadania dostał dodatkowo batalion żołnierzy mjr. Karandyszowskiego, grupę żołnierzy mjr. Kiczaka, kompanię saperów i baterię dział. Po rozmieszczeniu żołnierzy na lewo i prawo wzdłuż trasy Iłża-Piłatka, front ten został wzmocniony plutonem moździerzy, w którym walczył kanonier Józef Stępień. Kilkakrotne ataki wroga były odpierane przez bardzo dzielnie wałczących polskich żołnierzy. Z opowieści mojego ojca zapamiętałem, że walki toczone w Iłży były niezwykle zacięte. Zaczęło brakować amunicji, szczególnie na pierwszej linii i nie było możliwości jej dostarczenia, ponieważ Niemcy byli tak „wstrzelani” z czołgowych kaemów, że każda próba wyjścia z zaopatrzeniem do pierwszej linii kończyła się zabiciem, bądź ciężkim zranieniem polskich żołnierzy. W trakcie bitwy płk Muzyka został dwukrotnie ranny, tamował krew paskiem od karabinu, a rozkazy wydawał klęcząc. Dalsze losy mojego ojca po rozbiciu pułku to przedzieranie się małymi grupami przez lasy małomierzyckie do Wisły. Podczas tego przebijania się żołnierze zostali okrążeni w pobliżu Wisły przez czołgi nieprzyjaciela, a takiej sile nie mieli czym się przeciwstawić. Każde wychylenie z lasu skutkowało ostrzelaniem z kaemu czołgowego, po którym gałązki drzew niczym deszcz spadały na głowy Polaków. Po naradzie, dowódcy postanowili zakopać broń, nawet orkiestra zakopała swoje instrumenty, następnie każdy na własną rękę miał się przebijać dalej. Ojciec mój nie miał szczęścia i podobnie jak wielu żołnierzy dostał się do niewoli. Niemcy zamknęli Polaków w wiejskiej stodole, pilnowali ich żołnierze, którzy umieli mówić po polsku (zapewne pochodzili ze Śląska). Niektórzy uwięzieni byli przeziębieni, noce były dość zimne, a oni z całym majdanem wojskowym ciągle przechodzili wiele kilometrów na dobę, bez ciepłej strawy jak również bez jakiegokolwiek wypoczynku. Siedząc w tej stodole, ojciec mój spotkał kolegę o nazwisku Rusak, z którym razem wyruszył na wojnę W dzień, przez dziury w deskach stodoły dostrzegli las na horyzoncie. Postanowili w nocy spróbować ucieczki. Wykorzystując harmider, jaki powstał w stodole, powoli wypchali plecami deski w ścianie. Kiedy otwór był na tyle duży, że można było się przecisnąć, kolega ojca jako pierwszy zaryzykował ucieczkę. Po kilku chwilach, ojciec nie słysząc strzału, ani niczego podejrzanego, postanowił uciekać jako drugi. Po opuszczeniu stodoły i odbiegnięciu kilkunastu metrów nagle się zatrzymał – zobaczył śpiącego niemieckiego żołnierza uzbrojonego w karabin. Nie było odwrotu, wtulił głowę w ramiona i ostrożnie pobiegł dalej. Udało mu się jakoś dotrzeć na skraj lasu widocznego w dzień. W lesie na ojca czekał Rusak i obaj po krótkim odpoczynku udali się w dalszą drogę. Nad ranem dotarli do jakiejś wsi, po krótkiej obserwacji weszli na podwórze
Powojenna książeczka wojskowa J. Stępnia (fot. archiwum autora)
najbliższego gospodarstwa. Wkrótce pojawiła się kobieta, która na widok polskich żołnierzy wypuściła wiadro z ręki i rozpłakała się mówiąc, że jest uciekinierką z Warszawy, a jej mąż też jest na wojnie. Zaprosiła ich do domu, nakarmiła ziemniakami ze zsiadłym mlekiem, dała cywilne ubrania, a wojskowe zabrała w celu zszycia i pocerowania dziur. Kiedy kobieta wyprała i pocerowała mundury wyszła na dwór, lecz zaraz wróciła, krzycząc z wielkim strachem, że Niemcy okrążają wieś oraz – „uciekajcie, bo jak was zobaczą to spalą zabudowania”. Ojciec wraz z kolegą wybiegli na podwórze, zobaczyli, że faktycznie tyraliera Niemców na koniach zaczyna okrążać wieś. Widząc to, zaczęli się czołgać za stodołę, był tam wykopany dół na ziemniaki, w którym znaleźli tymczasowe schronienie. Z ukrycia zauważyli, że jeden z Niemców obserwuje wieś przez lornetkę, patrząc czy nie widać jakiegoś polskiego żołnierza. W tym momencie Rusaka chwycił kaszel, z wielkim wysiłkiem, powstrzymał się od kaszlnięcia, zatykając sobie ręką usta. Niemiec znajdujący się w odległości ok. 100 m od ukrytych dał znak ręką i wszyscy na koniach wjechali do wsi. Trzeba było uciekać i ojciec wraz z kolegą poczołgali się w wzdłuż wysokiej miedzy w pole. Dotarli do zagajnika, gdzie przeczekali, a następnie udali się w dalszą drogę. Po dotarciu do Wisły, przeprawili się na drugi brzeg na drzwiach od stodoły, które już wcześniej do tego celu służyły innym żołnierzom. Ruszyli w dalsza drogę, bez większych przygód, omijając Lublin, doszli do lasu świdnickiego. Tam zobaczyli olbrzymie warsztaty, które były przytwierdzone do sosen, z pełnym wyposażeniem i częściami do samolotów, wówczas nikt już tego nie pilnował. Po dotarciu do Częstoborowic, skąd pochodził Rusak, pożegnali się i ojciec wrócił do Antoniówki. Rozkaz, jaki wydany był po rozwiązaniu oddziału nakazywał zbiórkę w okolicach Chełma. Ojciec postanowił odpocząć, uporządkować się, a następnego dnia wyruszyć do miejsca koncentracji. Następnego dnia od strony Borowa i Gorzkowa słychać było strzały. Do wsi dotarła wieść, że Niemcy całymi kolumnami przemieszczają się w kierunku Krasnegostawu. Ponieważ Niemcy byli na trasie marszu przyszłej zbiórki, ojciec postanowił jeszcze zostać w domu. Być może ta doba, którą spędził w niewoli uratowała mu życie. Żołnierze z okolicznych wsi, którzy wrócili dzień wcześniej, poszli na zbiórkę do Chełma. Wkrótce pod dowództwem mjr. Grabińskiego z wielką determinacją walczyli pod Antoniówką za Zamościem o przebicie się do Rumunii łub na Węgry. Dla wielu była to ostatnia bitwa, w której polegli razem ze swoim dowódcą mjr.
Józef Stępień (syn) na polu bitwy, wrzesień 2014 (fot. P.N.)
Grabińskim. Natomiast aresztowany płk Muzyka, dowódca 7 pp Leg. w niewoli niemieckiej należał do obozowego ruchu oporu, w obawie przed torturami popełnił samobójstwo.
Po śmierci mojego ojca w 1994 r. postanowiłem pojechać do Iłży, zobaczyć miejsce walki na zamkowym wzgórzu, jak również trakt Iłża-Piłatka, którym na wschód chcieli się przebić polscy żołnierze. O zaciętości tych walk może świadczyć to, że w natarciu Polaków w Piłatce zginął niemiecki pułkownik Wilhelm von Ditfurth. Kiedy Niemcy otrzymali pomoc w postaci batalionu czołgów, Polacy, nie mając czym ich zwalczać, dokonywali niebywałych wręcz czynów. Podczas nocnej walki, jeden z polskich oficerów wskakiwał na niemieckie czołgi i otwierając włazy, ostrzeliwał załogi z visa. Niestety, jedna celna niemiecka seria odebrała życie temu niezwykle dzielnemu oficerowi, a był nim kpt. Bereszyński. Ten bohater, podobnie jak wielu poległych żołnierzy pochowany jest na cmentarzu w Iłży. Odwiedzając miejsca tych walk, muszę przyznać, że są bardzo dobrze upamiętnione licznymi tablicami ufundowanymi przez miejscową społeczność dla dzielnego 7 pp Legionów z Chełma.