W bieżącym roku przypada kilka okrągłych rocznic związanych z dziejami zamku Iłża. Do nich należy 380 lecie spotkania króla Władysława IV Wazy ze swoją małżonką Cecylią Renatą. Wydarzenie to opisał Albrycht Radziwiłł, nadając mu niezwykle romantyczny i kurtuazyjny wydźwięk. Przywołajmy relację kronikarza a następnie spróbujmy skonfrontować ją z faktami historycznymi.
6-go września.
Przybył król wieczorem na miejsce, gdzie królowa była stanęła, a przytrzymawszy królewicza Kazimierza, który ablegatem jechał od królowej do króla, wszedł do stancji królowej i tam Opaliński marszałek imieniem króla witał królowę. Skończywszy oracją, marszałek prosi też o audiencję dla szlachty, która z nim przyjechała na przywitanie swojej królowej. Przypuszczono ich, między którymi i król, którego królowa nie poznała. Powtarza tedy król salutacją ścisnąwszy rękę królowej, i wnet królowa do nóg królewskich upada, stąd wielka z obu stron radość. Siadają wkrótce do stołu na wieczerzę, która się przeciągnęła aż do północy. Po której król nocą pośpieszył do Warszawy.”
Władysław spotkał po raz pierwszy Cecylię gdy miał 31 lat a ona zaledwie 15. Nic nie zapowiadało, że zostaną małżeństwem. Dziewięć lat później przedstawiciele Habsburgów, Wazów i papiestwa zadecydowali o mariażu, który miał wzmocnić politycznie obie dynastie.9 sierpnia 1637 r. w wiedeńskim kościele św. Augustyna odbyły się zaślubiny per procura arcyksiężniczki Cecylii Renaty z królem Polski Władysławem IV. Pana młodego zastępował królewicz Kazimierz. Ślubu udzielił biskup chełmiński Jan Lipski. Kilka dni później Cecylia opuściła Wiedeń i 20 sierpnia dotarła do granic Polski. Tam została powitana m.in. przez biskupa krakowskiego Jakuba Zadzika i wojewodę sandomierskiego Jerzego Ossolińskiego. Liczny orszak powoli zmierzał do Warszawy. Zatrzymywał się w wielu miejscach, podejmowany serdecznie przez przyszłych poddanych. Władysław postanowił wyjechać naprzeciw żonie. W towarzystwie najbliższych dworzan 4 września opuścił Warszawę i po dwóch dniach osiągnął Iłżę. Według Albrychta Radziwiłła arcyksiężna nie rozpoznała króla w grupie hołdującej szlachty i dopiero niekonwencjonalne zachowanie zdradziło jego godność. Cecylia jak przystało na miłą i dobrze wychowaną osobę okazała zaskoczenie i radość z tak niespodziewanego spotkania. Małżonkowie wspólnie zjedli wieczerzę, podczas której rozmawiali najprawdopodobniej po niemiecku. Habsburżanka nie znała języka polskiego, ale mogła posługiwać się jeszcze łaciną i włoskim. Po posiłku mimo późnej pory, król zdecydował się na wyjazd, co było bardzo wymowne. Jest faktem, że Cecylia nie zachwycała urodą i Władysław na pewno nie oszalał na jej punkcie, a wręcz przeciwnie był oschły. Możemy nawet użyć eufemizmu, stwierdzając że postępował nieuczciwie gdyż jeszcze przez jakiś czas na zamku z młodą parą mieszkała dawna faworyta Władysława. Dopiero wysiłki królowej doprowadziły do odprawienia kłopotliwej rezydentki.
Powróćmy jeszcze do pobytu na iłżeckim zamku. Kronikarz użył określenia „stancja królowej”. Gdzie się ona znajdowała? Nie posiadamy informacji na ten temat lecz dzięki pewnym przesłankom możemy udzielić wiarygodnej odpowiedzi. Z pewnością arcyksiężna przyjmowana była na zamku górnym, który był właściwą rezydencją biskupią i posiadał odpowiednie pomieszczenia reprezentacyjne. Zgodnie z dawną sztuką budowlaną najokazalsze pokoje powinny znajdować się w środkowej części budynku. Pomieszczenia te posiadały odpowiednio duże okna, które były proporcjonalna do ich powierzchni. Dwa największe pokoje iłżeckiego zamku rozplanowano w skrzydle zachodnim. W inwentarzach zamkowych pierwsze pomieszczenie nazywano izbą stołową albo pokojem pańskim (w części północno-zachodniej skrzydła), drugie pomieszczenie określano jako izbę stołową drugą (w części południowo-zachodniej). Z dużą dozą pewności możemy stwierdzić, że właśnie w którymś z tych pomieszczeń miało miejsce historyczne spotkanie. Pokoje te już nie istnieją, jak z resztą całe piętro iłżeckiego zamku, ale zachowały się jeszcze autentyczne schody, z których na pewno korzystali Cecylia i Władysław. Tych kilka ocalałych stopni, po których dzisiaj bezrefleksyjnie chodzimy to oryginalne świadectwa tamtych chwil.
Paweł Nowakowski